czwartek, 26 lutego 2015

|09| Fireproof


Jestem w wielkim szoku. Nie spodziewałam się tego wszystkiego. Odwracam wzrok od mężczyzny i niepewnie biorę do ręki arkusz papieru.
Posłuszeństwo to sprawa bezdyskusyjna. To ja rozkazuję. Ty robisz to wręcz z przyjemnością. Będę chciał brać cie na wszystkie sposoby. Krepowanie , lanie, bicie pejczami. Akceptujesz to? Więc przejdźmy dalej. Kajdanki pomagają mi w unieruchomieniu.​ Liny także. Lubię mieć kontrolę. Jesteś na to gotowa? Chciałbym pieścić cię nie tylko palcami. Może zabaw z mechanicznym wibratorem? Chcę urozmaicić twoje życie seksualne. Seks analny tez może być całkiem przyjemny. Ufasz mi? Mogę korzystać tez gryźć twoją skórę, zostawiając malinki. Szczypać drażniąc piersi. Zapowiada się przyjemnie. Ból może być rozkoszą. Jesteś gotowa?
Mrużę oczy. Czytam to w efekcie cztery razy. Za każdym coraz uważniej. Sama nie wiem co mam o tym myśleć, ale moja kobiecość nie ma takiego problemu. Czuję jak moje majtki nasiąkają.
Wydaje mi się, że stracę rozum
Coś głęboko wewnątrz mnie, nie mogę się poddać
Przygotował te wiadomość zupełnie dla mnie. Gdy to czytam mam wrażenie, jakby to mówił. Ale on milczy jedynie obserwując moją reakcje.
Odkładam kartkę unikając jego wzroku. Gubię się i kompletnie nie wiem co robić.
Ten romans i tak jest problemowy. Ale czy ja umiem to przerwać? Wiercę się na fotelu. W głowie mi się kręci od tego wszystkiego, czego się dowiedziałam. Nie było tam nic o tym jak mam się do niego zwracać. Więc może to zniknie. Chociaż nie wiem. Ciągle mnie upomina. Niby nie muszę mówić Panie, a tato mnie podnieca.
Cholernie. To się wydaje takie sprośne, seksowne. Zagryzam mocno wargę prostując się nerwowo. Ręka świerzbi mnie żeby sobie ulżyć.
- Dalej chętna? - pyta, biorąc mój kieliszek. - Czy nie chcesz tego ciągnąć? Powiedz. Zrozumiem, kochanie.
- Możesz to schować - mówię dalej pogrążona w myślach.
Wzrusza ramionami zabierając mi dokument. Pije moje wino, kiedy ja zastanawiam się nad decyzją.
- Myślę, że.. - nie mam odwagi na niego spojrzeć. -.. że to powinien być wyjazd jedynie służbowy.
- To nie ma znaczenia. Czy służbowy czy nie. Zapewne i tak taki nie będzie. Chyba, że powiesz "wracamy do starego układu. " - wyjaśnia.
Kiwam głową i powoli wstaje.
- Muszę do łazienki.
- Siadaj- warczy. - Póki tego nie powiedziałaś, ja za ciebie decyduję.
- Idę tylko do łazienki.
Wstaje i łapie mnie za nadgarstek. Pociąga w swoją stronę. Ląduję na jego torsie. 
- Czemu jesteś taka nie posłuszna, dziewczynko?
- To ty jesteś apodyktyczny. Co złego jest w pójściu do łazienki kilka metrów dalej.
- To, że zacznę pozwalać ci na swobodę, kiedy w końcu się dostosujesz. - wyjaśnia.
- Chcesz na mnie wymusić te słowa? - pytam przez zęby.
- Nie. Niechęć mnie nie interesuje - wywraca oczami. Bierze głęboki oddech i poluźnia uścisk.
- Umiesz oddzielić życie osobiste od pracy? - pytam spokojniej.
- Jak zauważyłaś w pracy idzie mi to całkiem dobrze. Ale zabieram cię w te delegację z dwóch powodów. Z tęsknoty i z tego, że jesteś moją prawą ręką. Idź. Jak się zdecydujesz to daj znać - wymija mnie i wchodzi do małego pomieszczenia.
- Grunt to umiejętność rozmowy. - wzdycham.
Kieruję się do łazienki tak jak zamierzałam.
Jednak mój humor ulotnił się bardzo szybko i nawet odczuwana potrzeba odeszła. Ta kłótnia...To właśnie podziało anulująco.
Podejmuję decyzję. Muszę z tym skończyć. Zdradziłam, ale więcej tego nie zrobię. To koniec. Tak. Na pewno tak. Musimy wrócić do normalności. Do rzeczywistości.
Do końca lotu nie mam jednak okazji powiedzieć o tym brunetowi ,gdyż widzę go dopiero wysiadając z samolotu.
Idziemy do samochodu. Lśniące bmw z kierowcą. Czeka na nas tuż przy wyjściu. Tyle co drzwi się za nami zamykając a na zewnątrz robi się urwanie chmury. Ściana deszczu.
Myślałam, że to Anglia jest taka deszczowa. A jednak Ameryka również zaskakuje. Zegarek wskazuje szóstą wieczorem. Robi się coraz ciemniej. Patrzę przez okno. Wiem, że Louis kieruje swój wzrok ku mnie. Nie jestem jednak w stanie podjąć teraz rozmowy na temat z samolotu.
Nie wiem dlaczego. Po prostu nie umiem. Nie umiem dobrać słów. Czuję się głodna. W czasie lotu nie jadłam. Może na miejscu coś zamówimy. Louis łapie moją dłoń, leżącą na moim kolanie.
Zaciskam ją jednak w pięść i dyskretnie wyślizguje z jego uścisku.
- O co jesteś zła, skarbie? - pochyla się i szepcze do mojego ucha. - To jestem ja. Znasz mnie.
- Nie jestem tego tak do końca pewna.
Odwracam głowę w jego stronę. Patrzy mi w oczy.
 - To ja. Nie zrobię ci umyślnej krzywdy. Nie jestem masochistą - odpowiada.
- To jest złe. - mówię krótko.
- Nie. - prostuje się odsuwając ode mnie. - To nie jest złe. Jeśli ty potrafisz to robić, myślę że on również. Niall nigdy nie był święty.
- Nie masz prawa tak mówić. - chcę mi się płakać.
Łapie moją twarz w dłonie. 
- Proszę - szepcze. - Proszę Lail. Chcę oto zawalczyć. Pierwszy raz od czasów Alexis, chcę zawalczyć o kobietę. Było ci źle? Skrzywdziłem cię? - jego głos staje się cichszy. Przepełniony udręką.
- Alexis? - wychwytuję.
- Tak - zamyka oczy i zaciska zęby. To chyba trudny temat.
- Nie chcesz powiedzieć mi nic więcej?  - sugeruję spokojnie.
Chciałabym z nim tak normalnie porozmawiać. Ale nie wiem czy ten temat jest odpowiedni.
- A co chcesz wiedzieć? - prycha. - Gdyby mnie zdradziła...w porządku. Jeśli by kochała, wybaczyłbym. Ale ona odeszła.
- Odeszła w sensie.. - patrzę na niego.
Nie chcę powiedzieć tego na głos.
- Nie. Nie umarła. Po prostu spakowała rzeczy, kiedy byłem w pracy i bez powodu odeszła, zostawiając mnie i Nialla.
- Przykro mi.. - robi mi się go szkoda.
Wzrusza ramionami. Niall nawet adoptowany nie mógł mieć matki.
- Jedziemy teraz do hotelu? - zmieniam temat. Nie chce go takiego widzieć.
Nie wiem, którego Louisa bardziej wolę. Szary i ponury? Stanowczy i rezolutny? Trudny wybór. Trudny oraz ciężki. 
- Tak - odpowiada cicho, zaciskając pięść. Już na mnie nie patrzy.
Wiem, że lepiej żebym do końca podróży już się nie odzywała. Miejsce gdzie mamy rezerwacje ma pięć gwiazdek i robi ogromne wrażenie.
To ogromny hotel. Złote litery nad wejściem tworzą napis Venus. Kierowca imieniem Ethan wnosi nasze bagaże.
Ja czekam stojąc na środku ogromnego holu podczas gdy Louis nas melduje. Nie mogę napatrzeć się na to wszystko wokół. Czerwone kanapy, beżowe ściany i bogaty wystrój. Nie chcę nawet myśleć ile ubędzie z jego złotej karty. Zaplatam na palec kosmyk włosów. Ludzie tutaj są bardzo eleganccy.
Moja granatowa sukienka i czarne balerinki nijak się do tego mają. Nagle zaczynam czuć się głupio. Chcę jak najszybciej udać się do pokoju. Dobrze, że nikt nie zwraca na mnie uwagi. Louis podchodzi i wskazuje na windę. Kiwam jedynie głową i od razu ruszam w tamtym kierunku. Metalowe drzwi zamykają się za nami i dopiero wtedy wypuszczam powietrze z płuc.
Jesteśmy sami. Nikt na mnie nie patrzy. Nie ocenia.
Cisza jest dla mnie ciężka i bardzo niezręczna. Ja się boję odezwać, a Louis wyjątkowo milczy. Jak na złość.  Marszczę w rękach materiał sukienki. Winda jedzie nieznośne wolno.
Dlaczego mamy pokój na samej górze? Cholera. Zamykam na chwilę oczy i zagryzam wargę. Wczoraj w windzie było bardziej gorąco. Tak było tak bardzo... nieodpowiednio. Ganie się szybko. To jest dla mnie takie trudne, zdążyłam się chyba uzależnić.
Nie powinnam. Wiem przecież. Nie czas na wyrzuty. Stało się. Byłam w łóżku z teściem.
Z szefem.Teraz muszę to porzucić i pilnować swoje ciało, ale także i myśli.
Winda zatrzymuje się w ogromny apartamencie. Jest tu wszystko. Salon, mała kuchnia. Są też dwie sypialnie z łazienkami. Ethan przynosi bagaże i znika. Louis podaje mi kod który uruchomi windę. Później otwiera podwójne drzwi od jednego z pokoi i wchodzi do niego zamykając za sobą.
Jest mi przykro z powodu jego zachowania i źle się z tym czuję, ale nie mogę mu się dziwić. Ma prawo nie chcieć mnie widzieć.
Siadam na białej kanapie i zdejmuję buty. Wiem, że daje mi czas do myślenia, ale nie odezwie się słowem? Mój wzrok pada na zegar znajdujący się nad elektrycznym kominkiem. Dosyć późno. Pewnie już dzisiaj zostaniemy tutaj.
Żadnych spotkań. Może odpocznę. Rozglądam się i szukam telefonu. Jestem głodna. Muszę zjeść.
Z telefonem w dłoni staje pod drzwiami od sypialni mężczyzny i delikatnie pukam.
Nie słysząc odpowiedzi, upieram się i wchodzę. Śpi na łóżku nie przejmując się koszulą i spodniami.  To słodki widok. Wygląda jak mały chłopiec zmęczony dniem w szkole. Na palcach podchodzę do łóżka, biorę koc i przykrywam Louisa.
Początkowo miałam zamiar zrobić mu awanturę, za to że zachowuje się jak dzieciak i nie odzywa. Ale jednak się myliłam. Gaszę lampkę na szafce stojącej przy niskim, dwuosobowym łóżku.
Delikatnie całuję go w policzek i wychodzę zamykając drzwi. Do pokoju zamawiam sobie sałatkę i kilka kanapek gdyby mój szef jednak się obudził.
Wyciągam z torebki komórkę, kiedy jem. Zatrzymuję widelec w ustach i wystukuję wiadomość do Nialla.
" Jesteśmy już na miejscu. Hotel jest nieziemski. Dbaj o siebie. Kocham Cię i tęsknię. "
Biorę głęboki oddech i wysyłam. Nie powinnam była tu przyjeżdżać z Louisem. Wiem, że to moja praca, ale za bardzo daje się ponosić. Przecież nie mogę tak Wszystkiego zniszczyć. Przede mną leży czarna teczka. Właśnie ta.  
Czuję coś głęboko wewnątrz mnie
Gorętszego niż palące się prądy strumieniowe
Zagryzam wargę czując rozdarcie. Jednak nie daje rady i ponownie sięgam po dokumenty. Tak właśnie spędzam wieczór. Przy warzywach i tej kartce. Później biorę szybki prysznic i udaje się do swojej sypialni. W łóżku czytam tekst jeszcze dwa razy i zasypiam.
Jestem bardzo wyspana. Miękkie poduszki, materac. Przeciągam się delikatnie i patrzę na okno. Seattle również budzi się do życia.
Budzik na szafce nocnej pokazuje ósmą rano. Pora wstawać. Zsuwam nogi z łóżka i ziewając podnoszę się. Szukam sukienki w torbie. 
Znajduję kremową sukienkę przed kolano i to ją zakładam. Robię delikatny makijaż i wychodzę z sypialni. Śniadanie pachnie czekając na stole. Razem z kawą. Wydaje mi się, że słyszę szum wody. Pewnie Louis bierze prysznic. Zajmuję miejsce i zaczynam jeść. Pyszne. Ten hotel i restaurację ma świetną. Nie mogę narzekać.  Omlety są genialne. W życiu takich nie jadłam. Biorę łyk posłodzonej kawy. Louis to wie. Wiele razy obserwował mnie przy stole bez słowa. Widział ile cukru wsypuję do filiżanki. Widział, że nigdy nie piję soku jabłkowego, który Ella stawia do obiadu. Zauważył że na talerzu zawsze odsuwam paprykę. On po prostu zapamiętywał szczegóły, na które nikt nie zwraca uwagi.
Uśmiecham się do siebie. To na prawdę kochane i słodkie. Słyszę przekręcanie zamka i odwracam głowę dostrzegając mężczyznę. Na boso wychodzi z łazienki w samych czarnych rurkach i szarym swetrze. Długie włosy są jeszcze mokre. 
- Dzień dobry - mówię z uśmiechem na ustach.
- Dzień dobry - przerzuca ręcznik przez wolne krzesło i siada na drugim.
- Jak noc? Dobrze spałeś?
- Nie martw się, mam dobry humor, nie gryzę - przeciera ręką oczy i bierze szklankę soku.
- Chciałam nawiązać rozmowę. - Tłumacze odpuszczając.
- Idziemy na obiad ze spotkaniem. - informuje mnie. 
- Dobrze.
- Chcesz służbowo, masz służbowo - mruczy raczej pod nosem.
- Przykro mi, że nie próbujesz mnie zrozumieć - biorę kubek do ręki i wstaje od stołu.
- Ależ ja cię rozumiem. I jak widzisz szanuję twoje zachowanie. Rzuciłem cię na kanapę i zacząłem rozbierać? Przyparłem do ściany, całując? W normalnej sytuacji, właśnie to bym zrobił - mrozi mnie wzrokiem. - Więc zdecyduj się, bo twoje humory stają się bardziej męczące od moich.
Posyłam mu tylko przepraszające spojrzenie i wracam do siebie.
Siadam na łóżku. Do południa mam wiele czasu. Co mam robić? Mogę iść zwiedzać.
Przez to nic nie robienie mam za dużo czasu do myślenia. Znów zmienię decyzję. Czuję, że siedzę na czymś i coś gniotę. Szybko wstaję i patrzę co to. Kartka, przy której zasnęłam. Odkładam ją na szafkę, dopijając kawę. To mnie normalnie prześladuje. Nie ma chwili spokoju. W co ja się wpakowałam.
Słyszę pukanie do drzwi. Do środka wchodzi Louis.
- Idę na spacer, ale mam coś dla ciebie. Jeden z salonów należy do mnie. Jesteś kobietą, więc pewnie lubisz takie miejsca - wyjaśnia, podając mi kartę salonu piękności.
- Nie jestem ci potrzebna?
- Jesteś - odpowiada i odwraca się, wychodząc.
Przecieram twarz dłońmi. Zaczynam mieć wątpliwości co do tej pracy. Potrzebuję świeżego powietrza. No i w końcu zrobię coś z włosami. Ten wypad jest dobrym pomysłem. Ja w świecie kobiet. Wychodzę z hotelu godzinę później. Salon nie jest daleko. Pół kilometra pokonuje wolnym spacerem. Jest ładna pogoda. Na szczęście nie pada. Wchodzę do lokalu. No nieźle...Idealny wystrój, młode pracownice w czarnych spódniczkach i białych bluzkach. Staranny makijaż oraz fryzura.
Na wejściu podaję jednej pani kartkę i mówię że oddaje się w ich ręce.
- Pani Tomlinson proszę za mną - mówi uprzejmie blondynka numer jeden i prowadzi mnie do fotela, gdzie umyją moje włosy. Tam blondynka numer dwa uśmiecha się i wskazuje, abym usiadła.
Tak robię i odchylam głowę do tyłu. Po chwili czuję strumień na włosach.
Wpatruję się w biały, podwieszany sufit, ozdobiony ledami. Nigdy nie bywałam w takich miejscach, ale to jest teraz moje nowe życie. Zamykam oczy i wyłączam myślenie. Teraz mam się po prostu odprężyć. Palce blondynki masują skórę mojej głowy. To przyjemne. Z mokrymi włosami jestem zaprowadzona na kolejny fotel. Tym razem obsługuje mnie brunetka. Co za niespodzianka. Oddaję się w jej ręce. Nie patrzę w lustro. Czekam. Rozmawiamy o jakiś pierdołach tylko po te by zniwelować ciszę. Gdy daje mi znać, otwieram oczy patrząc na efekt jej pracy.
Mam wyprostowane i dokładnie wyrównane włosy. Sięgają one do piersi. Głęboki brąz bardzo mi się podoba. Czuję się dobrze i na ustach pojawia mi się uśmiech. To taka miła odmiana. Chyba wyglądam lepiej.
- Proszę za mną - mówi blondynka numer jeden i prowadzi mnie do stolika. Teraz paznokcie.
Zagryzam wargę obserwując poczynania kosmetyczki. Jej dłonie sprawnie wirowały wokół moich.
- Ma pani bardzo ładną sukienkę - zauważa, kończąc malować najmniejszy paznokieć.
Wybrałyśmy razem matowy, czerwony kolor.
- Dziękuję - posyłam jej uśmiech.
Również się uśmiecha i odkłada pędzelek.
- Gotowe. Zapraszam dalej. Pozostał nam jeszcze makijaż - oświadcza.
- Makijaż? Sama nie wiem..- waham się.
- Będzie delikatny - zapewnia mnie. - Pan Tomlinson mówił, że idziecie państwo na spotkanie.
- Rozmawiał z panią?
- Uprzedził pani wizytę - wyjaśnia.
- No dobrze - daję się przekonać.
Jestem malowana. Trochę jasnego pudru, dokładne cienkie kreski oraz tusz do rzęs. Na sam koniec moje usta zostają przeciągnięte czerwoną szminką.
Po wszystkim bardzo za wszystko dziękuję i wychodzę. Muszę iść do hotelu bardzo szybko bo zaraz mamy spotkanie. Przechodzę przez hol hotelowy juz nie czując wstydu. Wyglądam dobrze i idę pewnie. Wsiadam do windy. Wystukuję kod.
Przestaję nerwowo z nogi na nogę licząc piętra.
W końcu drzwi się otwierają. Prawie się potykam o kartkę. Leży na podłodze i przekazuje mi wiadomość. "Jeszcze dalej". Mrużę oczy i dopiero po chwili na białym stoliku znajduję granitowe wąskie pudełko. Nieco zdezorientowana podchodzę do pakunku i niepewnie otwieram.
Prosta bransoletka z białego złota. Ma delikatne diamenciki w sobie. Jest wąska. Śliczna. Biorę ją do ręki i oglądam. Bogata, ale skromna. Zakochuję się w niej od pierwszego wejrzenia. Odkładam pudełko i jeszcze obraz obracam biżuterię. Padają na nią promienie słońca. Bransoletka błyszczy się. Uśmiecham się i przykładam ją do nadgarstka. Pasuje idealnie. Zapinam ją. Jest na właściwym miejscu. Trochę mi głupio. Nie powinien kupować mi tak kosztownych prezentów. Spotkanie. O Boże! Ruszam z miejsca i biegnę do sypialni, żeby wziąć teczkę.
Otwieram z impetem drzwi i szybko łapię torbę do ręki.
- Możemy iść? - w drzwiach staje Louis, ubrany w szary garnitur.
- Tak - odwracam się w jego stronę. - Tylko.. dziękuję. Jest piękna - unosze rękę pokazując nadgarstek.
Uśmiecha się szeroko.
- Pasuje do ciebie.
- Bardzo dziękuję. Musiała kosztować majątek..
- Nie prawda - ucina temat pieniędzy.
Oferuje mi swoje ramię. Uśmiecham się lekko i podchodzę do niego łapiąc się jego przedramienia. Razem wychodzimy. Prowadzi mnie do samochodu, w którym czeka Ethan. To własnie z nim udajemy się do restauracji.
- Kto tam będzie? - pytam Louisa gdy samochód parkuje na miejscu.
- Szef Pro Eco. Chcemy nawiązać współpracę. Posłucham warunków - odpowiada i wysiada.
Obchodzi auto, aby mi otworzyć.
Wysiadam i kierujemy się do środka. Trochę się denerwuje. To ważni ludzie.
Nie chcę popełnić błędu. W tej teczce Louis, przygotował mi nieco informacji o tej firmie.
Restauracja jest w ciepłych kolorach. Stoliki są z jasnego drewna. Nie ma tłumów, ale jest zapełniona dobrze ubranymi ludźmi. Podchodzimy do stolika, od którego od razu wstaje nieco starszy od Lou mężczyzna oraz jego asystent.
- Dzień dobry - Louis wymienia z nimi uścisk ręki.
Mnie całują w dłoń. - To moja asystentka Laillen Tomlinson - Maxwell.
- Miło mi - mówię uprzejmie. Mężczyźni również się przedstawiają i wszyscy siadamy.
Cała nasza czwórka zamawia obiad. Louis dołącza dla mnie białe wino. Sami zapewne zdecydują się na whisky. Notuję wszystko o co prosi mężczyzna i słucham uważnie starając się nie przeszkadzać. Kiedy Louis wyraża na ten temat swoją opinię, czuję jego dłoń na kolanie. Prostuję się, ale nie strącam jej. To niewinny gest. Przecież jesteśmy na ważnym dla niego i całej firmy spotkaniu. Na pewno nie pójdzie dalej.
- Prześlemy wam umowę - mówi końcowo, głaszcząc materiał mojej sukienki.
- Będziemy czekać - ten drugi mężczyzna wstaje i ponownie wymieniają uścisk dłoni po czym nasi rozmówcy opuszczają lokal.
Louis odwraca głowę w moją stronę, biorąc szklankę z brązowym alkoholem.
- Jedz Lail - mówi.
- Nie zmieszczę więcej - kładę ręce na brzuch jakby to miało go przekonać.
Unosi brew, a potem wywraca oczami.
- Podoba mi się - bierze kosmyk włosów w dwa palce.
- Mi też. Nawet bardzo. - mówię zgodnie z prawdą.
- Pocałowałbym cię, ale obawiam się że dasz mi w twarz - przenosi wzrok na moje usta i oblizuje mimowolnie dolną warge.
- Nie dałabym ci w twarz, wolałabym jednak żebyś tego nie robił - kończę szybko.
- Tato - dodaje za mnie. - Nie lubisz kiedy cię całuje? - pochyla się w moją stronę.
- Wiem, że to niewłaściwe i tylko utrudni mi życie.
- Nie prawda - mówi spokojnie. - Nie utrudni ci życia. Jedynie może...uszczęśliwić. Twój wybór. Miałaś zdecydować.
- Mamy jeszcze dzisiaj coś do zrobienia?
- Nie - wstaję i zakłada marynarkę.
Również to robię. Mężczyzna reguluje rachunek i wychodzimy.
W ciszy idziemy do samochodu. Siadamy z tyłu, a Ethan rusza.
Czuję się źle i skubie skórę na wnętrzu jednej z dłoni.
~~~~~~~~*~~~~~~~~~~~
Woho! Jestem dumna. Tyle komentarzy, że..ah. Wywołuje to uśmiech na naszych twarzach. Skoro tyle was to czyta, to wpadnijcie i na Madhouse. Nie zabraknie takich wątków :)

piątek, 20 lutego 2015

|08| Teenage dirtbag.


Jestem tylko nastoletnim frajerem skarbie
Tak, jestem nastoletnim frajerem skarbie
~Laillen ~ 
Jest środek nocy. Tylko wtedy mogłam wyjść z sypialni. Wiedziałam, że mój mąż śpi. Miałam chwilę wahania, ale tu przyszłam. Sypialnia Louisa jest w ciepłych kolorach.
Louis znajduje się nade mną całując moją szyję. Ja jednak nie jestem na razie w stanie skupić się na tym. Ciągle myślę o śpiącym Niallu. A jeśli otworzy oczy? Jeśli zobaczy, że mnie nie ma i zacznie szukać? Nie może się dowiedzieć o tym wszystkim. Tak bardzo się tego obawiam. Nie mogę go stracić. Nie jestem na to gotowa.
To jak mieć ciastko i chcieć je zjeść. Trudne. Próbuję to pogodzić.
- Hej..- szepcze cicho. - Skup się - dodaje miękko i kąsa zębami moją wargę.
Przenoszę wzrok na mężczyznę i uśmiecham się leniwie. Nie pozwalam mu się odsunąć, tylko go całuje. Te słodkie pocałunki są upajające. Odbierają mi rozum. Louis wsuwa dłonie pod moje plecy. Sprawnie rozpina stanik.
- Uwielbiam je - odrywa się i mruczy, składając na obu piersiach pocałunki.
Mój wzrok automatycznie przenosi się w tamto miejsce. Są nieco większe co zapewne oznacza, że przytyłam. Zagryzam mocno wargę kładąc dłoń na brzuchu.
Leżąc, nie czuję żadnych zmian. Nic nowego. Może jak stanę przed lustrem...Powoli​, wsuwa we mnie palec.
- Nie - łapię jego rękę czując opór tam na dole. - Jeszcze nie. - przez moje roztargnienie w ogóle nie zwracałam uwagi na poczynania Louisa, w efekcie czego nie jestem gotowa praktycznie w ogóle.
Brunet marszczy brwi i kładzie się obok opierając na ręce.
 - O co chodzi?-pyta przyglądając mi się uważnie.
- Nie czujesz?
Piorunuję mnie wzrokiem przez moje bezpośrednie zwroty. Nie lubi tego.
- Czuję, że jesteś zdenerwowana. Kochanie, ty podjęłaś decyzję - siada, przeczesując palcami włosy.
- Wiem i... i drugi raz podjęłabym taką samą, ale zrozum, że - łapie delikatnie jego ramię. -.. nie jestem chyba aż taką suką żeby nie mieć wyrzutów.
- Ja też mam - patrzy w moje oczy. Widzę szczerość. - Mam wyrzuty, ale do diabli robiąc to on nie wie, a my jesteśmy szczęśliwi. Co w tym złego,
- Jest w tym dużo złego.. - klękam za nim i całuję jego bark.
Wzdycha cicho. Przeciera rękoma twarz. Też się tym zamartwia. Ta tajemnica musi być zachowana.
- To nie jest złe. Nie ranisz go, ja też. Musimy tego pilnować, a nikomu nie stanie się krzywda. Rozumiesz, Lail? - odzywa się po chwili zachrypniętym głosem.
- Rozumiem tatusiu. Będę grzeczną dziewczynką.. - szepcze do jego ucha co wystarcza mi żebym zrobiła się mokra.
- To dobrze. Inaczej musiałbym bym cię ukarać - mruczy łapiąc moje dłonie, które przesuwa na tors.
Obejmuję go, a paznokciami rysuję wyraziste ślady na jego klatce.
Będzie pamiątka. Ocieram się o niego, ciężko oddychając w szyję Louisa. Odwraca się do mnie, a ja z piskiem ląduje pod mężczyzną. Napiera na moje usta, rękę wsuwając między moje uda.
- Mokra..mmm - sapie między pocałunkami. - Cała dla mnie. - dodaje przesuwając palcem po materiale jedwabnych majtek.
- Dla ciebie - jęczę. Podnoszę się by być bliżej niego.
- Dzisiaj będzie delikatnie. Unieś biodra Laillen - instruuje mnie.
Robię co mówi, a on pozbawia mnie majtek. Sam jest już nagi.
Światło jest zgaszone lecz księżyc na niebie, oświetla nas w pełni. To wszystko takie piękne. Czuję się jak za pierwszym razem. Uśmiecham się delikatnie i gładzę opuszkami palców jego policzek. Czuję delikatny zarost. Jemu i z nim jest całkiem dobrze. Całuje mój obojczyk oraz klatkę piersiową. Schodzi coraz niżej językiem zataczając małe kółeczko na brzuchu
- Czemu tak zwlekasz? - pytam zniecierpliwiona​.
Nie mogę się już doczekać. Całe moje ciało woła "Louis". Wiercę się delikatnie. Oh matko...
- Bo twoja skóra jest bardzo kusząca. Pragnę cię doszczętnie całą - składa pocałunki na zgiętym kolanie.
- Ale to tortury - skarżę się.
Uśmiecha się w odpowiedzi. Przechodzi na drugą nogę. Wszystko we mnie buzuje niczym zagotowana woda. Leżę jednak spokojnie czekając aż skończy i będę mogła go poczuć w ten cudowny, upragniony sposób. Ten idealny sposób. Chcę być jednością. Za wszelką cenę. Widzę jak powoli do mnie wraca.
 - A jak bardzo pragnie mnie moja dziewczynka? - słyszę szept przy uchu, które przygryza.
- Jak niczego innego - mówię głucho.
Sięga ręką do szafki nocnej. Nie brałam dziś tabletek. Akurat dziś o tym zapomniałam. Mój wzrok podąża za jego ręką. Brunet sięga po prezerwatywę i ją otwiera. Przez mój umysł przechodzi jedna myśl. Nareszcie.
To juz się stanie. Właśnie teraz. Rozsuwam bardziej nogi, a on lokuje się między nimi. Obie ręce opiera tuż obok mnie i zaczyna napierać na wejście. Czuję jak we mnie wchodzi. Boleśnie wolno. Powstrzymuję się przed wypchnięciem bioder.
- Jesteś taka ciepła - mówi muskając ustami moje usta, żeby potem wpić się w nie z pełną mocą.
- O Boże - nie jestem w stanie oddawać jego pocałunków.
Nie potrafi się na niczym skupić. Tylko on we mnie. Tylko ja oddająca się temu. Wypełnia, rozpiera, przebije. Zamykam oczy biorąc głęboki oddech. Wykonuje płynne ruchy, a materac zaczyna się uginać. Moje ruchy dopasowują się do jego. Czuć go tak dobrze...Jęczę głośno. nikt mnie nie usłyszy. To druga strona domu. Sypialnia mieści się na samym końcu piętra.
- Szybciej - dyszę wbijając paznokcie w jego ramiona.
- Szybciej, co? - warczy i na złość zatrzymuje się.
- Nie, nie rób tego, proszę..
Zatacza lekki łuk biodrami, ale znów przestaje. Jedynie całuje moją szyję. Zamykam mocno oczy czując jak cofam się znad krawędzi. Tak niewiele brakowało. Wiem, on nie da mi dojść dzisiaj wiele razy. Torturuje mnie w najgorszy możliwy sposób. Wchodzi i pomału wychodzi. Wszystko jest takie...ah wolne. Chcę więcej. Chcę szybciej.
- Błagam - jestem coraz bardziej zdesperowana.
- Błagasz, o co moja piękna? - dyszy w moje usta.
Jego mięśnie napinają się przy każdym ruchu.
- Pozwól mi... szybciej...- nie jestem w stanie z nim rozmawiać.
Oplatam jego biodra nogami. Czuję go głębiej. Ciało wygina się w łuk, gdy przyśpiesza. Teraz już się nie powstrzymuje. Wykrzykuje jęki, swoje pragnienia i ogarnia mnie rozkosz. Jest fala orgazmu za falą. Louis porusza się szybciej, nie przerywając tej przyjemności.
Po chwili czuję że i on dochodzi co wywołuje u mnie uśmiech. Jestem spełniona. Odgarniam z twarzy mokre włosy i próbuję wyrównać oddech. To było takie intensywne. Ciężko jest mi pozbierać myśli. Szalenie mi się podobało. Nie myślę teraz o tym, co przysparzało mi kłopot na początku. Louis kładzie się tuż obok. Obracam się na brzuch i patrzę na niego. Zmierzwione włosy i kropelki potu na jego czole.. wygląda niesamowicie. Zamknięte oczy i rozchylone wargi. Klatka która unosi się dosyć szybko. Obejmuje mnie, wplątując palce w moje włosy.
Podpieram się na łokciach i odchylam głowę do tyłu. Czuję się tak dobrze. Wtulam policzek w jego dłoń, kiedy mnie delikatnie głaszcze.
- Musisz być bardzo wysportowana. To co będziemy robić wymaga sprawności fizycznej - odzywa się. Otwieram oczy, aby mu się przyjrzeć. - Poznasz całkiem inny świat.
- Twój świat? - pytam cicho.
- Tak - patrzy mi w oczy. - Mój świat.
- Mam kondycję.
- To naprawdę nie będzie zwykły seks - zapewnia mnie. - Możesz pływać. Ze mną, kuszące - uśmiecha się leniwie. - Będę cię traktował tak samo jak wcześniej przy Niallu.
- Pójdę już.
Zatrzymuje mnie i przyciąga do siebie. To chyba znaczy nie.
- Mówię poważnie - kładę dłoń na jego torsie i naciskam dając mu do zrozumienia żeby mnie puścił.
- Nigdzie nie idziesz - mówi i przygniata mnie, znajdując się nade mną. - Jutro wyjeżdżamy. Niall obudzi się i pomyśli, że jesteś w pracy. Pójdzie na zajęcia i będziesz mogła się spakować. - wraca na poprzednie miejsce.
Nic już nie mówię tylko kładę głowę na jego ramieniu. Całuje mnie po włosach i głaszcze po plecach. Zamykam oczy, czując że tak mi dobrze. Potem zasypiam. Przed szóstą jak codziennie dzwoni mój budzik. Pochylam się i szukam swoich spodni wiedząc że tam jest telefon.
W końcu znajduję materiał. Wyjmuję komórkę i wyłączam aplikację. Grobowa cisza. Opadam z powrotem na materac i patrzę w sufit. Przede mną są dwie pary drzwi i telewizor. Pewnie jedne to łazienka, a drugie to garderoba zapełniona garniturami. Pokój przypomina nasz, ale rożni się kolorami. Na mojej twarzy pojawia się delikatny uśmiech. Przychylam głowę i patrzę na mężczyznę obok. Śpi na klatce. Grzywka co chwila się podnosi, kiedy oddycha.
Mam taką wielką ochotę go pocałować. Ale wiem, że wtedy się obudzi. Wiercę się delikatnie. Trzy dni w Seattle. Sami. To będą cudowne trzy dni. Mam nadzieję że będziemy tam mieli ciekawe zajęcia. Przez moje fantazje, nie orientuję się że szaro niebieskie oczy mi się przyglądają.
- Cześć- przewracam się na bok i posyłam mu uśmiech.
Kładzie rękę na mojej talii i przyciąga mnie. Sam lekko się obraca, podpierając na ręce i pochyla nade mną, aby pocałować. Wolno, słodko, łączy nasze usta.
- Dzień dobry, pani Tomlinson - mruczy.
W efekcie to jednak ja przyciągam go za kark i łącze nasze wargi. Ten cudowny dotyk. Niepowtarzalne uczucie. Ten który mnie pobudza. Zwykły pocałunek, a jednak. Czuję magię podczas jego trwania.
- O której musimy być gotowi? - mruczę nie odsuwając się.
Wsuwa rękę między moje nogi. Ustami schodzi na szyję. Zostawia krótkie, gorące pocałunki na mojej skórze. Rozpala mnie.
- Myślę, że mamy jeszcze cztery godziny dziewczynko - odpowiada przejeżdżając palcem wskazującym po łechtaczce. Zamykam oczy i dociskam jego rękę do tego miejsca.
- To sporo czasu - jęczę. Zagryzam wargę i dłonią masuje kark bruneta.
Uśmiecha się, wracając pocałunkami do moich ust. Zabiera dłoń, która sprawiała mi przyjemność i jednym sprawnym ruchem wbija się we mnie. Porusza się szybko, mocno i zdecydowanie.
Z moich ust wydobywają się na zmianę jęki i westchnienia. Dwie godziny w łóżku to dobra pobudka. Seks to świetne ćwiczenia. Zwłaszcza z Louisem. Jest mi z nim idealnie. Ze swojego skrzydła, ubrana w granatową sukienkę schodzę na dół. Od razu kieruję się do kuchni. Niall bierze prysznic. Wróciłam do sypialni, kiedy jeszcze spał. Powiem mu o wyjeździe. Jestem już spakowana. Wchodzę do pomieszczenia, czując zapach kawy. Ella panikując próbuje zetrzeć brązową plamę z koszuli Louisa, który jest wściekły. Biedna dziewczyna. Mógłby jej odpuścić, przecież widać że jest przerażona.
- Nie dotykaj mnie - warczy.
Dobrze, że to nie mi się przy trafiło. Ale też szkoda. Miał taki świetny humor. Prawie jak ja. Wściekły Louis to nic dobrego.
- Może lepiej włożyć to od razu do prania? - sugeruję niepewnie.
Przenoszą na mnie wzrok. Nie zauważyli.
- Tak, ja właśnie..- duka brunetka.
Louis wywraca oczami i rozpina koszulę. Dziewczyna zabiera materiał i szybko opuszcza kuchnię.
- Jest miła, też spróbuj - z trudem oderwałam wzrok od jego torsu.
- Nie - odpowiada krótko. - Jedz śniadanie - dodaje i czeka, aż usiądę.
- Nialla nie ma. Nie musisz być taki - wyrzucam mu i napełniam sobie kubek.
- Sądzisz, że to pozory? - unosi brew i zbliża się do mnie.
Dostaję w tyłek. Później wychodzi. W drzwiach mija się z moim mężem. Niall siada obok mnie, a ja całuję jego policzek.
Uśmiecha się i odwzajemnia pocałunek, ale w usta.
- Wyspałaś się? - pyta.
- Tak, zdecydowanie. Niall twój ojciec wspominał ci o delegacji?
- Nie mieliśmy czasu porozmawiać. A co? - marszczy brwi, czekając na odpowiedź.
- Jedziemy do Seattle na trzy dni. - nie patrze na niego mówiąc to.
Słyszę jak wypuszcza powietrze z ust. Nie lubi, kiedy wyjeżdżam. Zazwyczaj dlatego, że tęskni za mną. Pocieram ręką kark. Mam nadzieję, że nic nie zdradzam swoim zachowaniem. To nie jest łatwe. Czuję ukucie w sercu. Znam to uczucie.
- Myślałem, że pójdziemy w sobotę na kolację - wzdycha. - No, ale będziesz zmęczona, jak wrócisz.
- Pójdziemy - mówię szybko. - Na pewno.
Uśmiecha się i całuje moją dłoń. Po chwili podaje mi zrobioną kanapkę.
- Jedz - sam nalewa sobie kawy.
Wiem już że cały dzień będą mnie dręczyć wyrzuty sumienia. Jest dla mnie miły i kochany. Czasem naprawdę na to nie zasługuję. Przez całe śniadanie patrzę na blondyna kątem oka. Cóż ja najlepszego zrobiłam?  Co nadal robię? Przecież między nami jest uczucie. Inaczej nie byłabym jego żoną. Nie byłoby mnie tu. A może jednak nie tylko ja mam coś na sumieniu? Ale przecież... on jest taki kochany, cudowny. Nie zdradził by mnie. Na pewno nie. Wiem, że na uczelni są ładne dziewczyny, ale nie sądzę, aby interesował się nimi. Nie wiem co mam myśleć. Piję kawę, za wszelką cenę odsuwając od siebie dręczące myśli.
- Więc.. - wstaję i odnoszę talerz. -..do soboty kochanie - pochylam się nad nim i chce pocałować w policzek.
Odwraca głowę i łączy nasze usta. Uśmiecha się przez długi pocałunek. Oddaję pocałunek kładąc dłoń na jego policzku.
- Zadzwoń jak dolecicie - mówi, odrywając się ode mnie.
- Oczywiście - jeszcze raz muskam jego wargi i odsuwam się.
Blondyn zbiera naczynia, które wstawia do zmywarki.
Biorę swoją torbę i wychodzę widząc Louisa czekającego przy aucie. Chowa telefon i otwiera drzwi. Zabiera mi bagaż, aby wrzucić go do tyłu. Nie odzywam się  tylko zajmuję miejsce obok kierowcy. Lot na pewno nie będzie długi. Tak sądzę. Nie za bardzo lubię wznosić się nad ziemię. Może mi się poszczęści i po prostu zasnę zaraz przy starcie. Wtedy to wszystko szybko minie i będziemy na miejscu. Louis szybko prowadzi samochodu. Nie ma dużego ruchu.
- Każde nieposłuszeństwo to kara - ostrzega mnie chłodnym tonem. - Zapamiętaj, bo nie mam zamiaru ci pobłażać. W żadnym wypadku.
- To ty jesteś niemiły - mój głos jest obojętny. - to wyjazd służbowy, lepiej na tym się skup.
- Nie mówię o wyjeździe - prycha. - Ja nie jestem nie mily. Ja jestem wymagający. Nie lubię pomyłek, a twoja koleżanka mnie zdenerwowała. To zasada ogólna.
- Co to w ogóle za pomysł? Karanie - prycham.
- Tak. Karanie - uśmiecha się drwiąco. - Żebyś wiedziała Laillen. Lubię karać. To właśnie mój świat, a teraz ty się w nim znajdujesz.
- Nie zgadzałam się na żadne karanie.
- Karanie jest częścią pakietu. Już raz zostałaś ukarana, prawda? Pamiętasz - przypomina. - Przebierałaś nogami.
- Przestań - szybko odsuwam nasuwający się obraz.
Wzrusza ramionami i stuka palcami o kierownicę. Z nim nie wygram. I tak zrobi co będzie chciał. Godzinę później lecimy już prywatnym samolotem. Na prawdę robi wrażenie. Duży i ładnie urządzony. Bogato. No, ale Louis ma na to pieniądze. Poza tym liczy się prywatność. Jesteśmy tu sami. Plus obsługa. Ściągam buty i podkulam nogi klękając na fotelu. Przygryzam wargę, patrząc przez małe okienko. Naprawdę piękny widok. Chmury i panorama Liverpoolu. To będzie parę godzin. Zmiana strefy czasowej. Może jakoś dam radę. Louis podaje mi kieliszek wina, ściągając marynarkę.
- Dziękuję - mówię miękko i biorę alkohol.
Siada naprzeciwko mnie. Piję cudownie smakujące wino, czując na sobie jego baczny wzrok. To sprawia, że na policzki wpływają rumieńce. Też jestem zaskoczona. Bardziej zawstydza mnie gdy mi się przygląda, niż to, kiedy leżę przed nim naga.
Staram się to w sobie tłumić. Ocieram palcem spływającą po zewnętrznej stronie szkła czerwoną krople i przykładam go do ust czyszcząc.
- Zrób to jeszcze raz, a po prostu cię przelecę. Nie patrząc czy mamy publikę i czy tego chcesz - warczy z fotela obok.
- O co ci znowu chodzi? - patrzę na niego zdziwiona.
- Czy ty zdajesz sobie sprawę, jakie to erotyczne? - wbija we mnie intensywne spojrzenie.
- I nie tym tonem.
- Nie chciałam żeby spadło mi na sukienkę. Lubię ją. - sam sobie zmień ton. Dodaje w myślach.
Wstaje i podchodzi do mnie. Zabiera mi kieliszek. Dłoń wplątuje w moje włosy, za które pociąga.
- Ja nadal nie jestem twoim kolegom i masz mieć do mnie szacunek. Męża traktuj tak, jeśli ci na to pozwala. Ja nie będę. Więc dostosuj się do tego, albo będę się ciągle denerwował, czego skutkiem będą kary, których tak bardzo nie chcesz. Rozumiesz, Laillen? - mówi spokojnie, ale chłód od niego emanuje. - Jeśli tak, to grzecznie odpowiedz i nie próbuj mnie irytować.
- Mój mąż traktuję mnie przynajmniej tak jak powinien. Jesteś bipolarny Louis i zaczynam mieć tego serdecznie dość.
- Nie przeszliśmy na ty - przypomina mi i znów pociąga za włosy. - Ty lubisz być tak traktowana. Nie oczekuj ode mnie słodkich słówek jakie prawi ci mój syn. Będziesz traktowana jak prawdziwa, pociągająca i piękna kobieta.
- Chyba mylą ci się pojęcia - twardo patrzę mu w oczy.
- Chyba dalej się nie rozumiemy. Ale daję ci wybór i teraz go dokonasz. - puszcza mnie i siada, a na stolik obok kładzie teczkę. - Tam masz opisane wszystko, co możemy robić. To żadna umowa. Po prostu...wyjaśni​enie. nie jest to też nic co nas zobowiązuje do dokładnego planu aby to robić. Ale ja nie jestem twoim kolegą i osobą do zabierania na ckliwe randki. Chcę, zrobić wszystko, żebyś czuła się jak moja kobieta. Jak prawdziwa kobieta. Ceną tego jest mój charakter i trudna przeszłość. Lubię kontrolę. Jeśli akceptujesz mnie, musisz zaakceptować to co robię. Wybór należy do ciebie. Czy chcesz to przerwać - kończy spokojnie, nie spuszczając ze mnie wzroku.

~~~~~*~~~~~
No i jak Wam się podoba  8 rozdział? :)

piątek, 13 lutego 2015

|07| Nice.


Wtorek zaczął się jak każdy inny. Gdy rano się obudziłam, Niall spał obok. Wyczułam od niego alkohol i wiedziałam, że był z Zaynem w jakimś barze. Zapewne oglądali mecze. Po cichu ubrałam się i poszłam na dół. Niedługo później byłam w pracy. Te cztery godziny były bardzo nudne. Mój szef miał kilka spotkań i w ogóle nie pokazywał mi się na oczy. Ja za to przynosiłam jedynie kawę i odbierałam ważne telefony.
Teraz postanowiłam wyjść na lunch. Siedzę z Giovanną na kawie. Dawno się nie widziałyśmy, a dzisiaj była wręcz okazja. Korzystamy. Blondynka opowiada mi o wszystkim po kolei. O nowej pracy. Tak. Od dwóch tygodni jest tłumaczem w jakiejś dużej korporacji.
- A jak wam się układa? - pyta, upijając łyk kawy. Przygląda mi się, z nad czerwonych okularów. Ona bez nich nie byłaby sobą. Poza tym nic by nie widziała, ale dodają jej uroku.
- Jesteśmy teraz bardzo zajęci - odpowiadam krótko.
- Ale małżeństwo chyba ci dopisuje - zauważa. - Za to jednak dawno nie byłaś u fryzjera - cieszę się, że zmieniła temat. Nie chciałam rozmawiać o związku. A co do włosów, to miała rację.
Odruchowo zaplątuje kosmyk na palec. Rzeczywiście powinnam coś z nimi zrobić.
Muszę wyrównać końce. To powinno pomóc. Uśmiecha się jedynie i biorę łyk kawy.
Gdy moja przyjaciółka proponuje mi ciastko, odmawiam. Moja waga dalej stoi w miejscu, a powinna spaść. Może zacznę pływać? Mamy w końcu basen. Godzina wieczorem to nie jest dużo.
- Chyba musisz iść - mówi smutno, widząc godzinę.
- Och - zrywam się jak oparzona. - Tak. I to już. Papa kochanie - całuje jej policzek i wybiegam.
W pośpiechu wracam do firmy. Dobrze, że kawiarnia nie była tak daleko. Wpadam do środka. Spotkanie mojego szefa powinno się skończyć. Pędzę do windy na czarnych szpilkach. Metalowe drzwi otwierają się przede mną, kiedy nerwowo naciskam przycisk. Stoi tam. Opiera się o ścianę z ręką w kieszeni i pisze coś w czarnym iPhonie.
Przerzuć kartkę, zaryzykuj, bądź dziwakiem
Nie idź ścieżką, własną depcz, otwórz głowę
Zanim powiesz, zrozum, bądź
Nigdy nie burz, buduj, twórz
Smakuj, milcz, myśl i czuj
Może zapatrzony w ekran po prostu mnie wyminie.. Co ja gadam?  Przecież i tak musiał zauważyć moją nieobecność.
- Witaj - mówi, kiedy drzwi się zamykają. - Jak przerwa? - chowa telefon i staje za moimi plecami, co obserwuje w lustrze.
- W porządku. Wypiłam kawę z przyjaciółką, dawno nie rozmawiałyśmy. - mówię jak na spowiedzi.
Kładzie ręce na moje biodra. Drżącą dłonią wybieram odpowiednie piętro. Nie wydaje się być zły, czym mnie zaskakuje. Patrzę na niego przez chwilę w odbiciu, a później przenoszę wzrok na swoje dłonie. Czuję zdenerwowanie. Znów jesteśmy sami. A on jest tak blisko. Mężczyzna przesuwa dłonie na mój brzuch, coraz wyżej. Mam na sobie koszulę, a on sprawnie rozpina dwa pierwsze guziki. Ujmuje w dłonie moje piersi. Wzdycham cicho i odchylam głowę do tyłu opierając ją o jego tors. Dzięki szpilkom jestem prawie jego wzrostu.
Winda jedzie, a ja modlę się, aby nikt nie wsiadł. Błagam. Niech to trwa. Louis wsuwa palce za koronkę czarnego stanika.
O jezu.. Już za chwilę mnie dotknie. Poczuje jego ciepłą skórę na swojej.
- Byłaś niecierpliwa? - pyta, przejeżdżając językiem tuż za moim uchem. Palcami zaczyna drażnić moje sutki.
- Bardzo. - zaciskam palce na jego udach. - Jak dobrze..
Zabiera jedną rękę, tylko po to aby zatrzymać windę. Od razu czuję ciepło w podbrzuszu. Spędzimy tu jeszcze chwilę. Właśnie tego chciałam.
- Kogo pragniesz? - jego ręce zaciskają się na obu piersiach. Mocno zaczyna je masować. Napiera kroczem na moją pupę. Czuję jego wzwod.
- Ciebie tato - jęczę czując coraz większe napięcie w całym swoim ciele.
- Co chcesz, żebym zrobił? - zadaje kolejne pytanie. Pociąga za poły bluzki i rozpina ją. Nie przejmuję się urwanymi guzikami.
- Cokolwiek..
- Musisz mi powiedzieć. Inaczej przestanę - przygryza płatek mojego ucha. Widzę siebie w lustrze. Rozpalona do granic. W podartej koszuli. Z podnieceniem w oczach.
- Chce cię w sobie. Chcę cie czuć.
- A ja nie chcę sprawić, że będziesz miała wyrzuty sumienia, moja księżniczko - szepcze, skubiąc zębami moją szyję.
- Już go zdradziłam. - mówię przełykając ślinę.
- Więc skoro chcesz znów, nie będę stał ci na drodze. - odpowiada i przypiera mnie do ściany. Opieram ręce, kiedy zsuwa moje spodnie. Zaczyna się o mnie ocierać. - Wiesz, co to suchy seks? - pyta.
- Ale znowu to ja muszę być naga - sapię.
- Dalej jesteśmy w windzie, moja piękna - przypomina.
Jego określenia względem mnie tylko pogłębiają mnie w myśli że chce dbać o relacje między nami ją kontynuować. Więc ja też tego chcę. Chcę więcej. Zamykam oczy, gdy będąc ubrany wykonuje płynne ruchy, pomagając mi osiągnąć szczyt.
- Szybciej - proszę będąc na skraju.
Jego palce, które wślizgują się do mojej bielizny, zupełnie mnie zaskakują. To nimi pomagając sobie, prowadzi mnie wysoko. Do rozkoszy. Do przyjemności. Dochodzę bardzo długo,aż urywa mi oddech. Moje nogi drżą. Moje ciało drży.
- To było.. - brakuje mi słów.
Mężczyzna odwraca mnie do siebie. Przypiera moje ciało mocno do ściany i wpija się w me usta. Całuje mnie zachłannie. Namiętnie.
Oddaję każdy pocałunek jeszcze go pogłębiając. Oplatam szyję mężczyzny i przyciągam go jeszcze bliżej. Nawet nie wiem, kiedy ruszamy na górę. Nasze usta wciąż są złączone, a języki prowadzą bitwę. Louis przesuwa rękoma po moich plecach.
- Nie mam koszulki - sapię przy jego wargach.
- Pójdziesz ze mną do gabinetu - odpowiada. - Mam tam kilka koszul. Ubierzesz jedną i wpuścisz do spodni. - wyjaśnia. Winda zatrzymuje się.
- A jak kogoś spotkamy? - panikuje.
- Uwierz mi. Nikogo tam nie ma. Poza tym nie odważyłby się odezwać słowem -  zapewnia mnie i wychodzi.
Idę za nim posłusznie do gabinetu. Otwiera przede mną drzwi. Szybko wchodzę do środka. Jestem podniecona myślą o noszeniu koszuli Louisa. Powinnam się nieco powstrzymywać. Za chwilę znów zacznę przebierać nogami. Ja tu muszę pracować. Mężczyzna podchodzi do wbudowanej szafy. Nie jest duża. Rzeczywiście, gdy ją otwiera wisi tam kilka koszul, spodni i dwie marynarki. Brunet ściąga jeden materiał z wieszaka. Jest granatowa z czarnymi guzikami. Podchodzi do mnie. Podaje mi koszulę, abym ją przytrzymała. Powoli zsuwa podarty materiał mojej bluzki. Całuje moje ramię.
- Och, jesteś taka kusząca skarbie - szepcze i bierze czystą koszulę, zakładając ją.
- Jest za duża - chichoczę. Mam doskonały humor.
- Tylko trochę - uśmiecha się do mnie. Zapina mi guziki.
- Kiedy będę mogła ci ją oddać? - przekrzywiam głowę patrząc na niego.
- Mieszkamy w jednym domu. Na pewno zdążysz - przyciąga mnie do siebie. - Wracaj do pracy. Później porozmawiamy.
- Mogę buzi? - uśmiecham się delikatnie.
W odpowiedzi jedynie się pochyla. Cmokam go w usta, a później czułe całuję. Po tym chowam koszulę do spodni i bez słowa wychodzę.
Siadam za biurkiem zaspokojona i gotowa do pracy. Odsuwam od siebie wszystkie myśli.
~Louis~
Zamykam oczy, odchylając się na fotelu. Teraz juz wiem czemu tak jej nienawidziłem. Bo mój syn mógł ją mieć, a ja nie. Dobrze wiem, że nie powinienem się do tego posuwać. Jednak czasem coś jest silniejsze. Próbowałem. Izolowałem ją od siebie. Byłem chłodny, niemiły...Nie daję rady. Teraz wpadła w moje ręce i nie dam tak łatwo jej odejść. Zaprzestać. Chcę całować każdy centymetr jej nieskazitelnej skóry. Chcę pieścić jej najczulsze miejsca. Chcę też, aby poznała mój świat. Świat perwersji. To nie będzie trudne. Ona...ona tego chce.
Wzdycham i przeczesuję palcami włosy. Co dalej? Niall jest zakochany w swej pięknej żonie. Nie odbieram jej, ale nie odpuszczę. Na razie będzie to wielka tajemnica. Moje wyrzuty są obecne, lecz wiem, że robię dobrze. Myślę o sobie? Po części. Ale przecież ona mnie pragnie. Jest jej dobrze. Więc myślę tez o mojej pięknej Laillen. To będzie skomplikowana relacja, ale w życiu trzeba ryzykować. Podejmuję się tego.
Jest tuż przed czwartą gdy słyszę pukanie do drzwi. Mówię proszę i dostrzegam głowę Laillen. Nie wygląda na zadowoloną.
- Mąż przyjechał? - pytam obojętnie, otwierając maila.
- Jakaś pani.. Dała mi dosadnie odczuć że ma się z Panem zobaczyć.
- O nie - zrywam się z krzesła, zostawiając ofertę konferencji w Seattle otwartą. - Wpuść - dodaję i zapinam marynarkę.
Znika za drzwiami, a po chwili wchodzi Sarah.
- No nareszcie. Cześć kochany.. - szatynka mocno mnie całuje zapewne zostawiając na moich wargach Czerwoną szminkę.
Odsuwam ją i zły mierzę wzrokiem. Z kieszeni wyjmuję wypustkę, aby dokładnie przetrzeć usta.
- Nie zapędzaj się. Mów co masz do powiedzenia i idź, bo jestem zajęty - warczę.
- Hej, może grzeczniej. Już wystarczająco źle potraktowała mnie Twoja pożal się boże sekretarka.
- To jest moja synowa i potraktowała cię wręcz za dobrze. - opieram się o biurko i przesuwam palcem po myszce. Delegacja na dwa - trzy dni, nie byłaby zła.
- Louis do cholery - słyszę jej zły głos.
Nawet nie przenoszę na nią wzroku. Nie rozumiem ile trzeba mieć tupetu aby się tak zachować. Prycham pod nosem.
- Jeszcze parę dni temu byłeś bardzo chętny do spotkań ze mną - zamyka mi laptopa.
- Już nie jestem. Tyle? To tam są drzwi. Może trafisz.
- Nie masz prawa tak do mnie mówić. - wbija paznokcie w mój podbródek podnosząc go.
Łapię jej nadgarstek i pociągam w dół. Moja dłonie z łatwością chwyta jej obie. Odpycham się od biurka i wyprowadzam ją. Sięgam jeszcze po torebkę z kanapy i rzucam nią w kobietę. Zawsze jestem grzeczny do kobiet, nawet kiedy mnie irytują. No tej nie zdzierżę. 
- Lail wskaż pani wyjście - mówię do brunetki. - I przyjdź do gabinetu zaraz. Mam sprawę.
Kiwa głową patrząc to na mnie, to na kobietę zaskoczona.
Nie dziwię się. Jedna wściekła, druga zdziwiona. Zaciskam zęby powstrzymując się od komentarza. Wchodzę do pomieszczenia. Jak w jednym momencie można wyprowadzić człowieka z równowagi.
A miałem taki dobry humor. Idealny wręcz. Strącam ręką segregatory z biurka.
Do środka jak oparzona wbiega Laillen. Nie chcę jej wystraszyć. Za wszelką cenę muszę się uspokoić. Inaczej wezmę ją na tym biurku.
- Co się stało? - patrzy na rozwalone dokumenty.
Podchodzi do nich i zaczyna składać.
- Dziwka. Pierdolona dziwka - syczę pod nosem. - Nie ważne. Mam propozycję - kucam pomagając jej.
- Tak? - patrzy na mnie przelotnie nie przerywając sprzątania.
Kończymy to razem. Podchodzimy do kanapy. Sadzam ją plecami do siebie. Siedzi lekko bokiem. Przeczesuję palcami jej długie włosy. 
- Daj gumkę - mówię. Nosi ją na nadgarstku. 
Niepewnie ściąga ją przez palce i podaje mi. Pochylam jej głowę i związuję koka. W końcu zabieram ręce, odkładając je na kolana.
 - Pojedziesz ze mną w delegację do Seattle - wyjaśniam.
- Nie jestem bardziej potrzebna tutaj? - odwraca się w moją stronę.
- Nie. Musisz mi asystować - mówię wolno. Nie wyobrażam sobie bez niej tych trzech dni.
- Dobrze. Rozumiem.
Uśmiecham się. Świetnie. Nie wypuszczę jej z łóżka. Wydaje się być taka ufna. Uśmiecha się za każdym razem widząc mnie uśmiechniętego. Mimo wszystko jest niewinna. Wplątała się w moją grę, ale ona to taki anioł bez skrzydeł.. Głaszczę jej policzek. Piękna. Składam na ustach brunetki pocałunek. 
- Pragnę cię...- mówię.
- Więc bierz - tym razem to ona łączy nasze usta.
~~~~~~~~~*~~~~~~~~~~~~
Cześć! Wstawiam rozdział i pytam. KTO JEDZIE DZIŚ NA EDA? Zawsze warto się spotkać :)
Zapraszam na Madhouse 

niedziela, 8 lutego 2015

|06| Baby Boy.


Naga wchodzę do gorącej wody która wypełnia po brzegi dużą wannę w naszej łazience. Moje pośladki pieką przez wysoką temperaturę, ale nie jest to specjalnie dokuczliwe.
Próbuję się odprężyć. Cały dzień siedziałam na tym niby wygodnym krześle i przebierałam nogami.
- Kurwa.. - wyklinam się w myślach za nie wzięcie ze sobą wina. -.. gratuluję Laillen.
Nie mam zamiaru znów wstawać. Jest mi tutaj tak dobrze. Ciepło. Wygodnie. Zamykam oczy. Mimowolnie fantazja rusza w tango, a jej głównym bohaterem jest nie kto inny jak Louis Tomlinson.
nie ma ani dnia
Bez fantazji o Tobie.
Myślę o tobie cały czas
Widzę cię w moich snach
Już wszystko wiem. Jest kontrolerem. Lubi perwersję.
To nawet do niego pasuje. Stanowczość i dominacja. Związałby mnie...zaczął brutalnie i mocno kochać. Jego oczy zapewne byłyby ciemne. Niebieski poszedł by w zapomnienie. Rano zapewne nie byłabym w stanie wstać. Moja dłoń wędruje między moje nogi napędzana moimi myślami.
Całowałby moją szyję. Przygryzał skórę. Mocno we mnie wchodził. Och tak...Zaczynam poruszać palcami, urywanie oddychając.
Naznaczył by całe moje ciało. Zabrałby mnie w nowe rejony. Wszystko z nim byłoby nowe i tak cudowne. Czuję jak moja dłoń zostaje złapana i przesunięta. Otwieram oczy, a wtedy dwa palce wsuwają się we mnie. Louis siedzi na brzegu wanny i pije wino. Jego koszula jest do połowy rozpięta. Chcę go zatrzymać, wyrzucić stąd i jeszcze nakrzyczeć, ale nie jestem w stanie gdy jego palce skręcają się we mnie.
- Coś nie tak, skarbie? - pyta, oblizując wargi. Raz zwalnia, raz przyspiesza.
- Niall.. - mówię spanikowana. - Po co ty tu w ogóle..
Co mam zrobić? Pieści mnie, a ja mam kompletny mętlik w głowie. Nie umiem dobrać odpowiednich słów. Z jednej strony chcę, żeby został i to dokończył, z drugiej strony...nie powinien. Ale czy on kiedyś się tym przejmował?
- Nialla nie ma - przygląda mi się z obojętnym wyrazem twarzy. - Pytam, czy coś nie tak?
- Nie powinieneś tu tak - moje nogi zaciskają się na jego ręce.
To silniejsze ode mnie. Zamykam na moment oczy i powstrzymuję jęk. Znów na niego patrzę. Jest zdenerwowany.
- To nie jest odpowiedź - warczy, zabierając dłoń. Podnosi mnie tak, że moje biodra są nad taflą wody. Podnosi rękę i mocno uderza nią w moją kobiecość.
To jest w jakiś sposób przyjemne, ale boli jak cholera przez co nie chce żeby znów to zrobił. Teraz to miejsce zaczyna mnie piec. Louis unosi ponownie dłoń i patrzy w moje oczy.
- Nie, nie rób tak - mówię szybko.
- Po pierwsze to nie jest odpowiedź, po drugie nie jesteśmy na ty - uderza. Plask rozchodzi się po łazience.
Zagryzam mocno wargę powstrzymując krzyk. Zdecydowanie tego nie lubię pomimo iż zrobiłam się tylko bardziej podniecona. Puszcza moje biodra. Kieliszek stoi tuż przy mojej głowie. Louis pochyla się, opierając ręce po obu stronach wanny.Obrażona na niego odwracam głowę w przeciwną stronę i podkulam nogi do piersi.
- Nie, księżniczko. Teraz grzecznie mi odpowiesz, albo będziemy kontynuować zabawę. Jestem bardzo kreatywny - łapie mój podbródek i zmusza do patrzenia na siebie. - Mam wiele pomysłów. Poza tym obiecałaś, że będziesz słuchać.
Mrugam oczami, przyswajając to co do mnie powiedział. Jestem pewna, że może wiele, ale nie może mnie do niczego zmusić. Muszę się od niego odizolować, jesli nie chce popełnić błędu. Niestety jestem tego bardzo blisko.
- Wlazłeś tu jak gdyby nigdy nic, a nikt cię nie zapraszał... Tato - ostatni wyraz wypowiadam z kpiną. - Wyjdź - dodaję zła.
- Dobrze. Więc się pobawimy. - podwija rękawy i wyciąga mnie z wody.
- Nie, Louis zostaw mnie - wyrywam mu się.
Bez słowa wychodzi z łazienki. Rzuca mnie na łóżko i wyciąga pasek ze spodni. Patrzę na niego nie wiedząc, co dalej może zrobić.
- Dobra - okrywam się kołdrą. - Teraz mnie przerażasz. Przestań, przestań słyszysz? Inaczej wszystko powiem Niallowi. - naprawdę czuję strach.
- To nie działa - odpowiada chłodno.
Podchodzi do mnie i mocno łapie za ręce. Teraz wiem, że nadgarstki przywiązuje do łóżka. Wiercę się i próbuję wydostać, ale to na nic.
- Po co to było? - opiera ręce o tył łóżka. Patrzy na mnie napinając mięśnie.
- To jest molestowanie - mówię mało przekonana.
Jak mam go zniechęcić do tego, co chce zrobić? Podsuwam się i udaje mi się usiąść.
Prycha i łapie moje kostki. Rozsuwa me nogi. Co się dzieje? Co zamierza zrobić? Jestem obolała.
- Jak nie nauczysz się ładnie odpowiadać, to będę przerażać -rzuca zirytowany.
Grzecznie? O co mu chodzi?! Wręcz nie zaczęłam jeszcze krzyczeć. Chcę, żeby wyszedł. To wszystko za daleko się posuwa. Najpierw lanie, teraz to...Oddycham szybko, patrząc na niego zacięcie.
- Po co to robisz? - wyrywam nogi z jego uścisku.
- Po to, żebyś zaczęła grzecznie się do mnie odzywać. Nie jestem twoim kolegą o czym nagannie, nieustannie zapominasz - syczy przez zęby. Wchodzi na łóżko i siada, lekko mnie przygniatając. Ręką mocno, naprawdę mocno ściska moją pierś. Poszczypuje ją co sprawia ból.
Wydaje mi się, że na on sam wyleczy mnie z fantazji o nim. I bardzo dobrze. Nie będę mieć żadnego problemu.
- Coś nie tak? - powtarza pytanie. - Jeśli będziesz posłuszna, dostaniesz ogromną przyjemność.
- To znaczy wyjdziesz? - upewniam się.
- Nie. Dam ci ulgę po całym dniu, kiedy moczyłaś moje krzesło w firmie. - wyciąga z kieszeni moje majtki.
Rumienię się, słysząc to. On dobrze wiedział, że to lanie to kara. Ból, ale i podniecenie. Do diabła z nim!
- Po prostu proszę cię, daj mi już spokój - mówię patrząc na swoją bieliznę. - I tak. Wszystko jest nie tak. - odpowiadam mu na to jego cholerne pytanie.
Krzywi się i kręci głową. Grzywka opada mu na czoło.
- W tej chwili nienawidzę cie chyba tak bardzo jak ty mnie - wyznaję, opadając na plecy.
- Ależ skarbie, uwielbiam cię - stwierdza wzruszając ramionami. Unosi moją bieliznę w dwóch palcach. Ręką ściska drugą pierś.
Zamykam oczy powstrzymując krzyk bezradności. Na prawdę się gubię. Nie wiem, co mam zrobić. Raz jest dobry, a raz...czuję jego usta na swoich. To wolny, długi pocałunek. Przez to zapominam o wszystkim co zrobił do tej pory. Jego wargi są jeszcze lepsze niż je sobie wyobrażałam. Oddaje pocałunek z zaangażowaniem.
W czasie tej pieszczoty, w ogóle mnie nie dotyka. Oczywiście oprócz tych ust... Gdy rozchylam usta, a mój język dotyka jego przez moje ciało przechodzi prąd. Muska nim moje podniebienie. Oba płaczą się ze sobą w gorącym pocałunku. Wzdycham cicho i mocno łapie między usta jego dolną wargę nie chcąc by się odsunął. Przez skrępowane ręce chce mi się płakać że tak łatwo może przerwać pocałunek.
Właśnie to robi. Jakby czytał mi w myślach, chociaż nasze czoła wciąż się stykają.
- Czy coś nie tak? - pyta wolno i wyraźnie.
O nie..Daj mi się całować. To takie magiczne. Jęczę cicho.
- Wszystko jest w porządku - dyszę i wyciągam się do przodu chcąc połączyć nasze usta.
- Musisz mnie przekonać, że wszystko jest w porządku - jego wargi dotykają mojej dolnej.
- Jak? - pytam zdesperowana.
Udaje mi się przelotnie dotknąć językiem jego zębów. Niech nie każe mi czekać. Mam taki mętlik w głowie. Nie wiem, czego może chcieć, ale wiem, że pragnę jego pocałunków. Namiętnych, długich. Ale słodkich i krótkich. Wszystkich, jakimi może mnie obdarować.
- Swoim stosunkiem do mnie - szepcze, odgarniając mi włosy z twarzy. - Są takie miękkie - zamyka oczy i całuje jeden kosmyk.
- Jest w porządku. Na prawdę. Cieszę się że do mnie przyszedłeś.
Nie odpowiada. Zaciska pasek na moich rękach trochę mocniej. Ał...Cholera. Krzywię się i marszczę brwi.
- Kim jestem kochanie?
-.. Tato - kończę domyślając się że o to mu chodzi.
Klaszcze w dłonie, później opierając je po obu stronach mojej głowy. Widzisz? Tylko to jedno słowo. Zaraz mnie nagrodzi...
- Popatrz. Tak łatwo się dogadaliśmy. Twoja nienawiść jest niepotrzebna. Nie jestem sadystą - uśmiecha się rozbawiony.
Kiwam głową i zagryzam wargę chcąc znów poczuć na niej jego usta. Jestem naga i w ogóle się tym nie przejmuję. Mimo wszystko. Nie czuję wstydu.  Ani razu nie próbowałam się zakryć. Chcę żeby oglądał moje ciało.
- Powiedziałeś że mnie pocałujesz - mówię markotnie.
Uśmiecha się lekko i kiwa głową. Kładzie dłoń na moim policzku, głaszcząc go. To bardzo przyjemne. Takie subtelne. Nie podobne do niego.
- Jak bardzo tego chcesz?- pyta, patrząc na moje usta.
Co to za pytanie! Wzdycham i znów, sama próbuję dotknąc jego warg. Jednakże mi się nie udaje.
- Bardzo.. - odpowiadam cicho.
Staram się brzmieć przekonująco. Ma takie miękkie wargi. Chcę je całować. Wiem, że on moje tez. Podobało mu się. Nie ukryje tego.
- Proszę.. cały dzień muszę czekać, nie karz mi.
Daje mi ulgę, gdy znów łączy nasze usta. Te słodkie, krótkie pocałunki.. Jęcze bezwstydnie w jego wargi chcąc ich jak najwięcej. W tej chwili uświadamiam sobie jedno. Dla kolejnego pocałunku zrobię wszystko.
To takie chore połączenie. Jest inaczej niż z Niallem. To ta dominacja. Żądza. Louis odsuwa się i muska ustami mój nos.
Patrzę na niego ciężko oddychając.
- Pocałujesz mnie jeszcze? - pytam, oblizując dolną wargę.
- Tak. Nie teraz, maleńka. Teraz sprawię ci przyjemność zgodnie z umową - szepcze pochylając się nad moimi piersiami.
Gdy jego usta zaczynają mnie pieścić zamykam oczy przytłoczona kolejnym doznaniem.
Zasysa jedną brodawkę i przegryza ją. Wszystkie te uczucia odbijają się echem w podbrzuszu. Tyle godzin czekania tylko wzmacnia to wszystko. Zniecierpliwiona​ czekam aż się nade mną zlituje.Gdzie jest mój mąż...Nie, nie myślę o tym. Jęczę gdy to samo robi z drugą piersią.
Ciche pukanie przerywa to wszystko. Louis nie odzywa się, lecz mi każe.
Marszczę brwi i staram się zapanować nad głosem.
- Tak? - pytam.
- Pani Tomlinson, kolacja jest gotowa - słyszę delikatny głos Elli.
Nie, nie, nie. Nie teraz. Po prostu nie mogła wybrać lepszego momentu. Odchodzę tutaj od zmysłów, przywiązana do łóżka, a ona mi to mówi. Biorę głęboki oddech, aby się uspokoić. Muszę udzielić jej odpowiedzi.
- A czy.. - patrzę na Louisa -.. mój mąż już wrócił?
- Nie, proszę pani - mówi uprzejmie.
Mężczyzna wstaje i rozpina swoje spodnie.
- Och.. - wyrywa mi się. - Poczekam na niego. - odzywam się dając jej do zrozumienia żeby już sobie poszła.
- A wie pani może gdzie znajdę szefa? - pyta jeszcze. Louis uśmiecha się lubieżnie i zsuwa czarne spodnie.
- Jest pewnie bardzo zajęty skoro nie możesz go znaleźć i nie radziłabym ci mu przeszkadzać.
Słyszę, że odchodzi. Pewnie nieco speszona. W tej chwili jednak nie mam głowy do zastanawiania się nad tym. Nie obchodzi mnie to. Leżę na tym łóżku rozpalona. Brunet podchodzi bliżej już będąc w samych bokserkach.
Przyjdź sprawdź mnie w nocy i wzmocnij to
Ja potrafię ruszyć tę maszynę
I w imię miłości muszę mieć to potwierdzone
Ale dam ci wycisk- dziewczyno

- Mam cię rozwiązać, moja dziewczynko? - pyta miękko.
- Tak, proszę tato - używam tego zwrotu zauważając że znów ma dobry humor czego nie chce zepsuć.
Nie chcę nerwów. Skoro już się bawimy. Tak bardzo chciałabym dojść. Powoli uwalnia moje ręce.
Rozmasowuję nadgarstki podczas, gdy on odkłada pasek.
- Wet za wet Lail - siada na nogach, między moimi udami.
Kiwam głową choć nie do końca rozumiem, ale przecież i tak sprawi że zgodzę się na co tylko będzie chciał.  Teraz chcę dojść. To jest mój jedyny cel. Mrużę oczy i patrzę jak pochyla się.
- Mam cię pocałować? - pyta.
- Tak - odpowiadam momentalnie.
- A gdzie? - Uśmiecha się znacząco.
- Tam gdzie tak bardzo Cię potrzebuję - skomlę.
Zamykam oczy, gdy dotyka mojej rozgrzanej kobiecości. Jego usta składają pocałunek na najwrażliwszym miejscu. Reaguję momentalnie. Moje ręce zaciskają się na pościeli. Czuję go całą sobą. Przed chwilą mnie całował. Te pocałunki dawały tyle przyjemności, a teraz jego język...
Moja lewa dłoń przenosi się na jego głowę, a palce wplątują się w brązowe włosy.
- Tak, tak.. - czuję że jestem coraz bliżej.
Odsuwa się na moment. Zaczerpuję więcej powietrza.
- A wiesz jaka jesteś smaczna, moja księżniczko? - pyta mrucząc
Jego głos jest taki seksowny. Jestem pewna że mogłabym dojść tylko za pomocą słów które by wypowiadał. Wiercę się na pościeli. Wszystko we mnie gorączkowo pulsuje. To bardzo przyjemne.
- Jestem draniem, ale lubię takie dziewczynki. Grzeczne - mówi i powoli, z namysłem całuje mnie tam. - Taka piękna jesteś. Wilgotna...
- O boże.. - mój oddech jest już bardzo urywany.
Zakłada nogi na swoje ramiona i przysuwa mnie bliżej. Gdy jego usta znów stykają się z moją skórą potrzebuje kilku chwil i.. błogie spełnienie. Jęczę długo nie umiejąc się zebrać. Myśli. Ciała. Emocji.
To tak intensywne. Mocne. Niemożliwe do opisania. Rozluźniam mięśnie ud które tak mocno zacisnęłam. Louis całuje moje kostki i prostuje nogi.
Uspokajam się i bardzo powoli dochodzę do siebie.
- Chyba powinnaś mi podziękować - nachyla się nade mną.
Uśmiecham się szeroko i całuję go nie mogąc się powstrzymać. Tym razem w pocałunku nie ma nic delikatnego. Jest zachłanny i namiętny. Ciągnie zębami za moją wargę.
- Wiesz skarbie - wzdycha. - tata również ma swoje potrzeby.
- Mogę się nimi zająć - składam pocałunki na jego rozchylonych wargach.
- Więc musisz się pospieszyć - mruczy ocierając się kroczem o moje.
Patrzę w dół i przejeżdżam palcami po wypukłości w jego bokserkach.
To wszystko przeze mnie. Dla mnie jest taki podniecony.
Chcę mu sprawić przyjemność tak dużą jak on mi.
- Mogę go uwolnić? Męczy się w tym - wkładam jeden palec pod gumkę jego bielizny.
- Zajmij się nim maleńka - obracamy się. To ja jestem na górze.
Całuję go jeszcze raz i ściągam czarny materiał. Nagi Louis to coś co od teraz będzie nawiedzać mnie po nocach. Biorę jego męskość do ręki i zaczynam poruszać dłonią w dół i górę.
Mężczyzna bawiąc się moimi włosami, oddycha przez rozchylone usta. Znów mam ochotę je pocałować. Drugą ręką po plecach wędruje do mojej pupy. Daje mi klapsa nie tak mocnego jak w firmie. Wywracam tylko oczami. Pochylam się całuję dolną część brzucha mężczyzny. Schodzę coraz niżej i Zniecierpliwiona​ biorę jego penisa do ust. Nie mogę wziąć go całego. Niestety. Robię to może trzeci raz w życiu. Ale lubię. Obszar który jest poza zasięgiem mojej buzi dopieszczam ręką. Wyobrażam sobie jak to byłoby mieć go w sobie.
Może nie dziś, nie jutro, ale wierzę w to, że poczuję go tak głęboko...Louis ciągnie moje włosy, gdy przyspieszam. Znów mnie uderza, a potem z jego ust wydobywa się jęk.
- Tak, właśnie...ssij skarbie - chrypie.
Czuję na języku pierwsze krople jego orgazmu co tylko motywuje mnie do dalszych działań. Całuje, przygryzam, liże... Wszystko dla niego.
Moje myśli nie wychodzą poza tę sypialnię. Naprawdę mało obchodzi mnie co będzie jutro. Dzisiaj mogę być kim on tylko chce.
- Kurwa - klnie wypychając biodra. - Głębiej suko - jego ton się zmienia na władczy. Gdy patrzę na moment w jego oczy, cały czas widzę uwielbienie.
Spełniam jego prośbę. Biorę go jesz głębiej prawie się dławiąc. Nie pozwala mi przestać.
Puszcza gwałtownie moje włosy. Za to zaczyna masować nabrzmiałe piersi które się o niego ocierają. Przez to nie pozwala się odsunąć wyżej. Ku mojej uldze niedługo później dochodzi. Wszystko automatycznie połykam. Podciąga mnie, a ja opieram się o jego tors. Oboje jesteśmy zdyszani. Chcę usłyszeć ód niego jak dobrze mu byłoby. Jego pochwała jest mi konieczna.
Zależało mi na tym. Chciałam, aby był zadowolony.
- Powiedz, że robiąc to mi, czułaś się lepiej - wplątuję palce w moje włosy. - Że smakowało ci. Że zrobisz to kiedy tylko poproszę, bo nie ma lepszych. Bo jesteś cudowna w sprawianiu przyjemności. Powiedz tacie.
- Sprawianie ci przyjemności to dla mnie sam przyjemność. Jesteś pyszny, idealny dla moich ust - zaczynam jeździć językiem wzdłuż jego szczęki.
Całuje mnie. Żarliwie i namiętnie. Ręką przytrzymuje moją głowę.
I to jest nagroda warta wszystkiego. W pewnym momencie chwytam jego dolną wargę i wbijam w nią zęby twardo patrząc mu przy tym w oczy.
- Ostra - mruczy i klepie mnie w Tylek. - Ubieraj się. Wstajemy.
- Nie możemy pojawić się w jednym czasie. - puszczam maltretowaną wargę i delikatnie ją całuję.
- Chyba nie masz mnie za idiotę - odpowiada, ostatni raz łącząc nasze usta. Wzdycham kiedy się odsuwa. Zakłada bokserki i spodnie. Szybko poprawia koszulę, a włosy przeczesuje. Fryzura po seksie.Wygląda idealnie. Zagryzam wargę i niechętnie również się ubieram.
Zakładam koszulę nocną oraz dolną część bielizny. Właśnie zdradziłam męża. Ostatecznie.
Czuję się okropnie choć pięć minut temu w ogóle o tym nie myślałam.
Przecież byłam zajęta czym innym. Zamykam oczy i siadam na łóżku. Nie dowie się.
- Nie powiesz mu.. prawda? - patrze na mężczyznę.
O boże. A jeśli to była próba?! Jeśli chciał mnie sprawdzić?
- Nie jestem samobójcą - odpowiada zły. - Ani kretynem. Zapamiętaj to - dodaje, a potem wychodzi z pokoju.
Przechylam się na plecy i przecieram twarz rękoma. I znowu jest zły. Świetnie. Dostanę wrzodów żołądka przez te jego humorki. Czasami muszę się ugryźć w język. Lepiej czegoś nie powiedzieć, niż powiedzieć za dużo. Po co się kłócić i sprzeczać? Chcę, żeby między nami było w porządku. Mija piętnaście minut i schodzę do salonu. Stół jest już nakryty, a jedzenie podane. Wcześniej narzuciłam na ramiona szlafrok. Nie chciałam tu schodzić w samej koszulce. Co by pomyślała Ella? Louis siada na swoim miejscu. Ja dzisiaj zajmuję krzesło mojego męża, naprzeciwko jego ojca. Dziewczyna pochyla się przy nim i stawia dzbanek z herbatą. Nie patrzę w tamtym kierunku. Swój wzrok skupiam na talerzu przede mną. Czuję się...dziwnie. Dobrze i źle. Można to połączyć? Nawet nie wiedziałam. Może to jednak nie była próba. Nie powinnam go denerwować, sądząc że o wszystkim powie Niallowi. Robi mi się głupio i wstyd mi jest chociaż na niego popatrzeć. Było tak miło...Było miło, kiedy jego usta brały w posiadanie moje. Kiedy składał te zachłanne pocałunki. Uśmiecham się pod nosem i nakładam sobie porcję. Chcę więcej. Zdecydowanie chcę więcej. Jemy w ciszy, którą przerywa jedynie film w telewizorze.
- Dobranoc - mówi Louis, kiedy Ella zbiera talerze.
Podnosi się i udaje do swojego skrzydła.
- Dobranoc - odpowiadam sama sobie i również idę do swojej sypialni.
~~*~~
Hej :) W tym tygodniu będzie się działo. W piąek mam bal i koncert Eda, w sobotę idę na Greya, a w niedzielę brat ma 31 urodziny. jeju. Mam dobry humor. Mam nadzieję, że wy również :)
WAŻNA WIADOMOŚĆ.
ZAPRASZAM
http://madhouse-fanfiction-hs.blogspot.com/

wtorek, 3 lutego 2015

|05| Burn.

Nie musimy się o nic martwić
Bo mamy ogień i podpalamy nawet piekło
Budzę się parę godzin później. Nad ranem. Leżę w swoim łóżku. Mam na sobie bieliznę, gdyż z sukienki zostałam rozebrana.
Przez chwilę czuję się zawstydzona, ale po chwili to uczucie zastępuje obawa. Co jeśli mu się nie podobałam? Jeśli myśli że nie jestem atrakcyjna? Co ja gadam, on na pewno tak myśli. Siadam gwałtownie. Znowu zaczynam... Niall śpi obok, ale gwałtownie go budzę.
- Co...co się dzieje? - pyta zdezorientowany.​ Siada przeczesując palcami włosy.
- Nic kochanie - zaczynam go całować na prawdę zdenerwowana. Muszę przestać myśleć o Louisie. - Kochajmy się.
- Teraz? - chaotycznie oddaje moje pocałunki, czasami nie trafiając na usta.
- Teraz. - sięgam ręką do jego bokserek chcąc go pobudzić.
Jestem zaskoczona swoją śmiałością. Ale przecież to mój mąż. Czego mam się wstydzić. Nie mogę pozwolić, aby moje myśli błądziły gdzie indziej. Niall przesuwa ręce na moje plecy. Przechodzi mnie przyjemny dreszcz. Jednym ruchem rozpina stanik. Całując moją szyję, zsuwa go i rzuca na podłogę. W dłonie bierze moje piersi. Uwielbiam jak to robi. Jak je masuje, pieści, całuje czy przygryza.
Odchylam głowę do tyłu przeciągle jęcząc. Coś czuję że nasze życie erotyczne stanie się bardziej intensywne niż do tej pory. Jak na razie znalazłam tylko jedno wyjście na odsuwanie myśli. I bardzo mi się ono podoba. Zasysa skórę na prawej piersi, zostawiając na niej malinkę. Dobrze, że nie na szyi. Muszę iść do pracy.
- Niall nie baw się - sapie chcąc żeby przeszedł do rzeczy.
- Moja piękna - mruczy i pociąga w dół moje majtki. Podnoszę pupę, a on całkowicie je ściąga.
Nie czekam aż to samo zrobi ze swoimi bokserkami, ciągnę gumkę w dół i nabijam się na niego.
Z moich ust wydobywa się jęk. Oplatam jego szyję. Czuję się dobrze, gdy całkowicie mnie wypełnia.
Powtarzam cicho jego imię poruszając się.
Niall jeździ rękoma po moich plecach. Pomaga mi trzymać równowagę. Poruszam biodrami coraz szybciej. Tak, teraz mi idealnie.
- Kocham Cię - wzdycham w jego wargi
- Wiem, kochanie - mocno mnie całuje. Oddaję pocałunek dochodząc.
Później blondyn ponownie zasypia czego nie mam mu za złe. Późno wrócił. Sama wstaje i idę pod prysznic.
Chyba już nie zasnę. Zostały mi dwie godziny. Nie widzę takiego sensu. W pracy muszę być o wiele wcześniej. Zresztą jak zawsze. Wolę przygotować się do tego wszystkiego.
Myję dokładnie włosy i całe swoje ciało. Zmywam pianę i wychodzę owijając się ręcznikiem.
Staję na miękkim dywaniku. Rozczesuję brązowe włosy, aby łatwiej je wysuszyć. Osiem godzin pracy nieco mnie przeraża, a to dopiero poniedziałek.
Głowa na pewno rozboli mnie od setek telefonów. Spotkania, przynoszenie kaw. Dzisiaj wybiorę płaskie buty. Po nieprzespanej nocy to ryzyko.
Ubieram błękitną koszulę z długim rękawem, szarą, ołówkową spódnicę i czarne mokasyny. Maluję się i gotowa schodzę do kuchni.
- To po co ja tu jestem? Rozumiem, ma pan kaprys, ale chyba to ja powinnam tutaj robić śniadania - słyszę donośny głos Elli. Zerkam do pomieszczenia, powoli wchodząc.
Dziewczyna stoi obok Louisa z rękami na biodrach. Mężczyzna wyraźnie jest wyluzowany rozmawiając z nią. Czuję się.. zazdrosna. Mam spędzić z nim osiem godzin. Obawiam się, że wrócę odurzona.
Biorę torebkę, ubieram płaszcz i wychodzę. Dzisiaj wyjątkowo jadę swoim autem. Nie lubię kierować więc robię to bardzo rzadko.
Może to przez to, że się boję. Zdarza się tyle wypadków...O wiele bezpieczniej czuję się kiedy jadę z Niallem...lub z jego ojcem. Ostrożnie przemierzam ulicę Liverpoolu. Jest coraz jaśniej. Nie wiem tylko dlaczego, Louis przyjechał do pracy tak wcześnie. Kręcę głową w ustach wciąż czując smak naleśników.
Były pyszne. Przed moimi oczami pojawia się obraz bruneta karmiącego mnie nimi.
Powoli wsuwa widelec do moich ust. Mrucząc biorę kolejny kęs naleśnika. Mężczyzna siedzi naprzeciwko jedynie w spodniach. Wszystkie jego tatuaże są tak blisko mnie. To takie zwykłe, a jednak robi mi się gorąco.
Słyszę, że ktoś na mnie trąbi. Boże. Przejechałam na czerwonym świetle. Jestem taka zdekoncentrowana.​ To się robi niebezpieczne. W skupieniu dojeżdżam na miejsce. Wchodzę do budynku i kieruje się prosto do windy. Gdy jestem juz sama za metalowymi drzwiami pozwalam sobie na jeszcze chwilę uniesienia. Opieram się o ścianę i zamykam oczy.
Teraz leżę na wyspie kuchennej. Nie mam na sobie bluzki. Leży gdzieś na podłodze. Nie zwracam na to uwagi. Jestem brudzona bitą śmietaną. Język mężczyzny zatacza kółka na moim ciele. Moje nogi oplecione są wokół jego bioder. Jest mi tak dobrze. Sama Rozpinam biustonosz chcąc by zajął się moimi piersiami.
- Laillen - słyszę jego pomruk. To wariactwo. To cudowne.
Biorę jego twarz w dłonie i mocno całuje. Błagam więcej...
Dźwięk zatrzymanej windy informuje mnie o tym, że muszę wysiąść. Otwieram oczy. Jest mi gorąco. Czuję się rozpalona.
- O boże nie - wzdycham wiedząc co mnie czeka. Podniecona osiem godzin w tych czterech ścianach.
Jak to wytrzymam? Sama sobie to zrobiłam. Mogłam tyle nie myśleć o tym mężczyźnie. Kieruję się do wieszaka i zdejmuję palto.
Torebkę odkładam pod biurko i włączam komputer. Próbuje maksymalnie skupić się na swoich obowiązkach. Muszę przygotować listę. Względnie na razie nikt się nie umawial. Są jedynie dwie osoby zapisane z piątku.
Ma za to jakąś konferencje. Wszystko to zapisuje i gotowe zanosze mężczyźnie. Stoję pod drzwiami Czekając na pozwolenie.
- Proszę - słyszę, po czym uchylam drewnianą powłokę. Wchodzę do środka.
- Lista dla Pana - podchodzę do do jego biurka i kładę na nim dokument.
- Dziękuję - wpisuję cos w komputer i patrzy na mnie.
- To wszystko? - pytam prostując się.
- Tak. Możesz iść - odprawia mnie, biorąc łyk czarnej kawy.
Kiwam głową i... rozczarowana opuszczam pomieszczenie. Siadam na krześle, czując źle. Może powinnam się lepiej skupić na czym innym.
Biorę zaległe rozliczenia i to im poświęcam swoją uwagę. Cyferki zaczynają mi stawać przed oczami. Mrugam powiekami po dwóch godzinach obliczeń i stukania w klawiaturę. Pięć sekund zajmuję mi dostrzeżenie mojego szefa. Opiera się o kontuar i lubieżnie oblizuje wargi.
Momentalnie dostaje palpitacji serca co staram się jednak stłumić.
- Mogę jakoś pomóc? - odzywam się.
Pochyla się nad biurkiem.
- Idziemy na konferencje - mówi szeptem i prostuje się. - Napij się wody, zanim zemdlejesz.
- Ja nie.. - brakuję mi słów.
Czuję się otoczona. Oddycham szybciej, gdy jest bliżej. 
To nienormalne! Patrzy na mnie uważnie i stuka palcami o blat. Naprawdę pobladłam?
- Mam iść z panem na konferencje? - pytam już wyraźniej.
- Tak Laillen. Zgadza się. Będziesz zapisywać. Raport. Możemy już iść? - wzdycha zapinając marynarkę.
- A biuro? Jeśli ktoś przyjdzie?
- Nie obchodzi mnie to - warczy zdenerwowany.
Spinam się i kiwam głową zabierając wszystko co potrzebne.
Idę za nim do windy. Sala konferencyjna mieści się piętro wyżej.
Jesteśmy chyba jako ostatni bo wszystkie miejsca są już zajęte. Mężczyzna przepuszcza mnie w drzwiach. Kiedy wchodzę do środka, dotyka mojej ręki. Na pewno przypadkiem. Louis siada na miejscu prezesa przy szklanym stole. Zgodnie z jego prośbą dosuwam krzesło i siadam obok.
Jestem bardzo podenerwowana i czuję się niekomfortowo.
Pierwszy raz jestem na takim spotkaniu. Nie chcę zawieść. Uważnie słucham wszystkiego co mówi Louis. Tak. Zupełnie szczerze mogę powiedzieć, że nie Spuszczam wzroku z jego warg ani na sekundę. Jego mina nie zmienia się w ogóle. Ani znudzony ani zadowolony. Obojętny. Słucha uważnie całego zespołu. Kiedy przenosi dłoń na moje udo, dochodzi to do mnie dopiero po paru sekundach. Bez skrupułów pod stołem przesuwa ręką po mojej nodze pod spódnicą.
Prostuję się nerwowo. Jego dotyk jest cudowny, ale niewłaściwy. Oczywiście. W wizjach go pragnęłam. Ale przecież naprawdę nie powinien tego robić. Jestem synową...Chyba nie zwraca na to uwagi. Normalnie odpowiada na pytanie, dotykając mnie przez materiał majtek.
Staram się nie dać po sobie nic poznać. Obie moje dłonie łapią jego większą i unieruchamiają. Jak bardzo tego chce tak bardzo nie mogę doczekać tego dopuścić.
- Idź do łazienki - mówi do mojego ucha. Oddech owiewa moją szyję. Nikt na nas nie patrzy. Żywo dyskutują. - Zdejmij bieliznę i wróć. Sam sprawdzę, czy posłuchałaś. Inaczej moja ręka stanie się świerzbiąca.
- Nie mogę tego zrobić - mruknęłam w wielkim szoku. Jak on w ogóle mógł o tym pomyśleć.
- Owszem możesz. Naprawdę chcesz mnie rozgniewać? Będziesz chodzić bez bielizny dzisiaj. Nie dotknę cię jeśli nie poprosisz.
- Nie, nie, nie - kręcę dyskretnie głową.
- Tak. Wyjdź - upiera się.
Dlaczego on to robi? Mamy spotkanie, a on mówi mi takie niegrzeczne rzeczy.
- Nie. Nie zrobię tego.
- Czyli wolisz, żebym cię dotknął? - unosi brew, patrząc na mnie z wyższością.
O nie. Próbuje wziąć mnie pod kontrolę. Nie mogę na to pozwolić. Nie jestem człowiekiem, którym może tak po prostu manipulować. Ja to nie maszyna.
- Jak możesz w ogóle tak mówić. Jestem żoną twojego syna. - szepczę zła.
- A czy ja robię coś złego? - piorunuje mnie wzrokiem. - No powiedz. Powiedz, że nie chcesz. Nie że nie możesz.
- Jesteś bezczelny. - wstaje i bez słowa wyjaśnienia wychodzę.
Zamykam drzwi za plecami. Biorę głęboki oddech, czując że nogi mam jak z waty.
Dlaczego on jest taki bezpośrednie. Przecież to co powiedział, co robił było... Było bardzo podniecające ale to nie zmienia faktu że nie powinien. Nie ma żadnych granic? Raz traktuje mnie chłodno, raz jest miły, a teraz..
Przytomnieję trochę i staje przed windą naciskając przycisk. Ledwo siadam na krześle przed biurkiem, a jestem złapana za nadgarstek i prowadzona do gabinetu.
- Hej - zatrzymuję się gwałtownie czym jest zaskoczony. - Może delikatniej?
- Chciałem, pani Tomlinson. Ale jesteś bardzo niegrzeczna. Wręcz irytująca - otwiera drzwi i popycha mnie do środka.
Łapię równowagę i staję na przeciwko niej zakładając ręce na piersi.
- Słucham? - pytam.
Nie odpowiada. Rozpina granatową marynarkę i zsuwa ją z ramion. Kładzie rękę na moim plecach i prowadzi do biurka.
Kompletnie nie widząc czego mam się spodziewać stawiam powolne kroki.
Co może chcieć zrobić? Patrzę na niego z wahaniem. Louis odsuwa laptopa.
- Dłonie na krawędź biurko.
Dziwi mnie jego polecenie. Co zamierza zrobić? Ukarać? W jaki sposób? Moje tętno jest takie
szybkie. Jakbym przebiegła maraton.
- Po co? - mój głos jest cichy i piskliwy. - Prosiłem. Nie posłuchałaś. Nie chciałem cię dotykać. Prawda? Pamiętasz moje słowa - przypomina układając Mo ręce na blacie.
- Nie do końca rozumiem - mówię nerwowo i odwracam się w jego stronę. Jest tak blisko.
Pochyla się i zaciska zęby. Jest zdenerwowany. Nawet bardzo. Oczy ma ciemne, chłodne.
- Chce wrócić do pracy. Muszę wrócić do pracy.
- Czyżby? - warczy pochylając się jeszcze bardziej.
Kiwam głową odchylając się do tyłu.
- Odwracaj się - mówi gwałtownie.
Zamykam oczy i powoli robię to co powiedział, a moje dłonie ponownie lądują na gładkiej powierzchni. Patrzę na szklaną ścianę. Taki piękny widok na miasto...Coś cudownego. Szef staje za mną i pociąga moją spódnicę.
- To zabieram sam - pociąga w dół moją bieliznę.
- Nie możesz zabierać mojej bielizny - szepczę.
- I właśnie to robię - chowa ją do kieszeni. Czuję ból pośladka. Uderza mnie.
Zagryzam mocno wargę prostując się bardziej. Moja prawa dłoń dotyka piekącego miejsca.
- Może zapamiętasz, że szefa się słucha - rzuca zły i uderza ponownie.
- Przestań - łapie za brzegi swojej spódnicy i ciągne w dół. Muszę to przerwać.
Nie pozwala mi. Trzyma moje nadgarstki i znów uderza.
- Mmm.. - zaciskam palce.
Mimo pieczenia, gdy uderza niżej, czuję tez podniecenie.
Po kolejnym uderzeniu opadam na łokcie nie będąc w stanie dłużej utrzymać się na prostych rękach. Nie chce żeby przestawał. Wręcz sama bardziej się wypinam. Zamykam oczy, nie wiedząc jak to zatrzymać. Jeczę gdy uderza coraz mocniej. Wiem, że mój tylek jest czerwony. Jak będę siedzieć? Nie obchodzi mnie to.
Niczym się teraz nie przejmuje. Chce tylko by uderzył mocniej. Nikt tu nie wejdzie. Żadna sekretarka. Żaden klient.
Widzimy, że wszyscy leżą na podłodze, szalejąc
Czając się by zgasić światła
Gra muzyka, a ja się budzę, przerywamy to
Co ja powiem Niallowi?! Prostuje się w jednej chwili spanikowana. Jak będzie chciał...
- Cholera.. - syczę. Czuję, że łapie mnie za włosy i ciągnie do tylu. Odchylam głowę. - Czy to nauczyło cię słuchać? - pyta wprost do mojego ucha. Jego usta całują skórę tuż za nim.
- Tak.. - odpowiadam cicho i niepewnie.
Nie wiem, czy mnie słyszy. Od mojego głosu głośniej bije serce.
- Tak? - pociąga za włosy mocniej. - Mów mi tato - szepcze.
- Nareszcie się doczekałam - wdycham.
Po tym wszystkim rozmawiam z nim tak normalnie. Czyż to nie jest dziwne? Na dodatek te klapsy mi się podobały. Bardzo mnie rozpalały. Bardziej niż coś innego.
- Tylko o tym nie zapominaj. A...oczywiście jak jesteśmy sami - dodaje i kładzie ręce na moje biodra.
- Mogę majtki? Są mi potrzebne.
- Nie. Nie podoba mi się to jak do mnie mówisz. Wyjdź - prycha i siada za biurkiem. Otwiera laptopa, aby na nim pracować.
- Co zrobiłam źle? - nie rozumiem.
- A co przed chwilą ustaliliśmy? - pyta, patrząc w ekran.
- Przecież... Nie będę używać tego w każdym zdaniu - dotykam dłonią jednego policzka. Pewnie jest tak czerwony jak mój tyłek.
- Ktoś powiedział, że umie słuchać. Powiedziałem wyraźnie jak masz do mnie mówić. I nie ma to względu na to, że jesteś żoną mego syna - odpowiada lekceważąco. Naprawdę obawiam się jego zmian humoru. Co chwila inaczej. Gubię się.
Nie odzywam się już. Poprawiam koszulę i opuszczam jego gabinet. Prawie dostaje zawału widząc swojego męża na moim fotelu.
- Cześć - mówi, bawiąc się spinaczami. Czy ten gabinet jest dźwiękoszczelny?​ Mógł coś słyszeć? Od kiedy on tu siedzi?
- Cześć - próbuje się uśmiechnąć. - Co tu robisz? - idąc czuje odrętwienie tyłka.
- Przywiozłem ci lunch - wskazuje głową na pudełko. Ładnie pachnie. Na pewno coś dobrego. - Ella robiła.
- Jesteś kochany - czuję jakby ktoś dał mi w pysk. Jestem okropna.
On jest taki cudowny, a ja pozwalam aby myśli skupiały się na Louisie.
- Niall.. muszę ci coś powiedzieć.. - zbieram się w sobie. Jak ja mogłam? Co mi odbiło?
- Co takiego kochanie? - uśmiecha się i wstaje. Całuje moje czoło.
Przytulam się do niego łapiąc między palce jego koszulę.Wzdycham jego zapach. Nie wiem czy umiem to wyrzucić. Czy umiem być szczera. Czy chcę. Glaszcze mnie po plecach. Zerkam na jego szyję. Kołnierzyk ma brudny.
Zaciskam usta dostrzegając bordowy ślad.
- Jadłeś może barszcz? - pytam marszcząc brwi. To zdecydowanie jest szminka, ale może jednak..
- Nie - odpowiada zdziwiony. Odsuwa się i patrzy na mnie, nie rozumiejąc.
Uśmiecham się delikatnie nie chcąc dać po sobie nic poznać. Nie powiem mu czegoś co mogę żałować. Moje obawy mogą być błędne, prawda? Nie chcę się kłócić. Na spokojnie to przemyślę.
- Dziękuję za lunch .
- O której mam przyjechać? - pyta jeszcze.
- Wrócę sama, muszę coś jeszcze załatwić - chcę, żeby już poszedł.
Marszczy brwi. Przecież jestem autem. Zapewne o tym nie wie.
- Jedź - kładę dłoń na jego torsie i całuje go w policzek.
Siadam na krześle i krzywię się z bólu. Niall wychodzi. Myślę, że to przypadek. Otarł się o coś. Chowam twarz w dłoniach starając się to wszystko sobie poukładać. Na pewno nic się nie stało. A ja? Ja czuję, że jestem wilgotna.
I to cholernie. Ten zadufany w sobie, przystojny, wkurzający, ociekający seksem dupek jest wszystkiemu winien. Jestem rozdarta emocjonalnie. Nie radzę sobie z tym natłokiem. Z jednej strony wiem, że robię źle i mam męża. Kocham go. Wiem. Ale nie wszystko jest takie proste. Jest też druga strona medalu. Louis. Intryguję mnie na każdy możliwy sposób. Jestem przekonana, że nie nienawidzi mnie tak jak na początku. Może w coś gra? Nie wiem, lecz chcę w to brnąć. Dlaczego? Bo jestem młoda i być może głupia, ale powinno się ryzykować. Potem mogę żałować. Teraz jest mi to zupełnie obojętne...Tym bardziej, że... mój mąż chyba również wychodzi z takiego założenia. Ale nie mogę mu nic zarzucać. Jeszcze tego nie wiem.
~~~~~*~~~~~~
Oby tak dalej z komentarzami! Wtedy na pewno rozdziały
będą często.
SUPER ŚWIETNA WIADOMOŚĆ.
NOWY BLOG O HARRYM ( rozdziały napisane do przodu, więc nie będziecie musieli czekać).
Serdecznie zapraszam na MadHouse.
 Odpowiadam na Wasze pytania.
- Skąd mam zdjęcia na początki rozdziałów.
Są robione w Pixlr :) Wszystko online xx
- Ile jest rozdziałów?
- Bodajże 18 i epilog.
Jeśli ktoś jakies ma to możecie zadać, na pewno odpowiem pod następnym rozdziałem. Miłego wieczoru ♥ 
(i taka mała prośba, nie zapraszajcie mnie na opowiadania, jeśli w nich występuje Eleanor :))