sobota, 28 marca 2015

|013| People help the people.


Pokój jest czerwony. Wystrój jest trochę gotycki. Ciężkie, dębowe meble. Komody i łóżko są czarne. Podłogę pokrywa czerwona wykładzina. Są dwa okna, ale są zasłonięte zasłonami. Światło daje jedynie żyrandol...troch​ę jak w zamku. Podczas gdy Niall jest z Martinem u Zayna, my stoimy tu. Zakładam ręce na piersi robiąc krok do tyłu. To nieco przytłaczające. Wiedziałam, że ma różne zabawki. Ale nie wiedziałam o tym pokoju.
W tym pomieszczeniu po prostu w powietrzu unosi się zapach seksu.
To jest ten świat. Świat Louisa. Tutaj ucieka. - Możemy iść. Chodź - bierze mnie za rękę i lekko pociąga w stronę drzwi.
- Więc.. to wszystko dzieje się tutaj? - wyślizguję się z jego uścisku.
- Tak - szepcze, patrząc na mnie niepewnie. Nie wie jak na to reaguje.
- Całkiem ładnie - wzruszam ramionami.
- Chodźmy juz - nalega. - Nie musimy tu być. Wezmę parę rzeczy...To znaczy, jeśli masz ochotę.
- Mogę zajrzeć do tych szaf? - odwracam głowę w jego stronę.
Wzrusza ramionami, przyglądając mi się. To chyba znaczy tak.
Posyłam mu uśmiech i ruszam przed siebie. Podchodzę do mebla stojącego najbliżej. Zagryzam wargę i wysuwam środkową szufladę.
Zaglądam do środka, ciekawa tego co zobaczę. To szafka z wibratorami. Różnymi. Ale jest też kilka par kulek.
Nic czego bym już nie widziała. Niewzruszona zamykam szufladę i wysuwam jedną niżej.
Widzę w nich jakieś spinki. Nie. Klamerki. Na co? Pełno kajdanek. Jakieś...zatyczk​i.
Marszcze brwi i zamykam to. Nie ruszam nic więcej i wracam do mężczyzny. Czeka na mnie z rękoma w kieszeniach. Jeszcze nie przebrał się z garnituru.
- Idziemy? - pytam luźno.
Łapię moja rękę i podnosi. Delikatnie całuje nadgarstek.
 - Nie chcę cię zmuszać do bycia tu, chociaż chcę żebyś była tutaj ze mną.
- Nie dziś.
- Chodźmy kochanie - wyprowadza mnie z pokoju. Zamyka drzwi i chowa klucz. Biorę głęboki oddech. Już wiem. Nic więcej nie ukrywa. Piszczę gdy przyciąga mnie i zachłannie całuje.
Oplatam jego kark i oddaję pocałunek.
Pocałunki są czymś co mogę robić nawet kiedy jestem zmęczona. Najchętniej położyłabym się z nim teraz i oddała przyjemności. Ale przecież nie możemy. Lou odsuwa się trzymając mnie za ręce.
- Mam ochotę popływać i po prostu porozmawiać. Dołączysz do mnie o północy? - pyta spokojnie.
- Ale uratujesz mnie jeśli zasnę w wodzie.
- Ciebie zawsze - mruczy, ostatni raz mnie całując.
Gdy się odsuwa czuję pustkę. Tym bardziej że czuję iż wizyta w tym pokoju nieco mnie podnieciła. Bez skrupułów podciągam trochę spódnicę, jednak tak że nie widać mojego krocza i zsuwam majtki dzięki czemu Louis może zobaczyć czerwone stringi. Biorę jego dłoń i wkładam dwa palce do ust cały czas patrząc mu w oczy. Po dłuższej chwili przenoszę dłoń bruneta na moją kobiecość.
Przechodzi mnie dreszcz. Zima i podniecenia. Patrząc na mnie wciąż tym samym spojrzeniem, rytmicznie wsuwa i wysuwa zgięte palce.
Odchylam głowę do tyłu, a moje dłonie trzymają jego jedną mocno dociskając jeszcze głębiej.
- Ktoś chyba chce przejąć kontrolę. Ręce w moje włosy, albo przestanę a ciebie zwiążę i zrobisz nic. - ostrzega kucając. Nie zaprzestaje ruchów ręki. Jego usta całują moje uda. Czuję jak ciągnie zębami za koronkowy koniec pończochy. Nigdy nie ubrałabym się tak do pracy. Nigdy wcześniej. Teraz mam dla kogo.
Wplątuje swoje palce w jego włosy choć nie podoba mi się pomysł, że nie mogę już mu pomagać.Wtedy doszłabym szybciej. Jak dobrze, że na tym piętrze jesteśmy zupełnie sami. Nikt nas nie zobaczy. Louis uderza o wrażliwe punkty we mnie.
- Tak.. właśnie tutaj tatusiu!. - Tylko ściana ratuje mnie przed upadkiem.
Zamykam oczy i ciężko oddycham. O matko...Za chwilę osiągnę szczyt. Jeszcze trochę i...Wybucham wszystkimi emocjami. Tak dobrze.. Ten mężczyzna potrafi sprawić że czuję się jak w raju. Uśmiecham się leniwie gdy staje na przeciw mnie.
- Proszę - opiera rękę o ścianę, a palce które smakują mną wsuwa do moich ust. - Ssij i zobacz jak smakujesz mała.
Zamykam na nich usta i zataczam językiem kółka w okół. Zasysam policzki wysuwając powoli jego palce.
- Robisz się perwersyjna - zauważa z błyskiem w oku. Całuje krótko moją szyję i odsuwa się.
- Po prostu... potrzebuje ciebie z całym twoim dobytkiem - mówię mając na myśli oczywiście jego gadżety, a nie pieniądze.
Unosi brew i opiera dłonie po obu stronach głowy. Zamyka oczy, wyglądając na zamyślonego.
- To miła odmiana - mówi ciszej.
Staję na palcach i dosięgam jego ust.
- Chcesz żebym się odwdzięczyła czy mam już iść?
- Chcę być w tobie - szepcze. - Ale chcę żebyś dziś wieczorem po prostu ze mną porozmawiała. Potrzebuję cię.
- Coś się stało? - mój entuzjazm gaśnie, a wzrok uważnie skanuje jego twarz.
- Nie. Po prostu cię potrzebuję. Nie rozmawiałem z kobietą...od dawna - wyjaśnia.
- Zawsze możesz ze mną porozmawiać - teraz jedynie muskam jego usta.
- Och Lail - przyciąga mnie i zamyka w ramionach.
Bije od niego przyjemne ciepło, które całe chłonę. Przytulam głowę do jego klatki. Tak też jest czasem dobrze.
- Pójdę, Niall mógł już wrócić..
- Północ - mówi, puszczając mnie.
Louis zmierza do sypialni, a ja schodzę na dół. W holu widzę męża. Trochę się chwieje.
- Piłeś? - jestem bardzo zdziwiona.
- Może troszkę - pokazuje na palcach i uśmiecha się krzywo. - Skarrbie. Jutro mam egzaamin - stara się brzmieć wyraźnie - a jedziecie z tatą do babci. Nie będzie mnie.
- Co z Gio? - jestem już lekko zdenerwowana.
- Wszystko dobrze - wzrusza ramionami i kładzie mi ręce na biodra. - Chodź spać.
- Nawet się nie wybieraj do sypialni. - Mówię stanowczo. - Niall jak mogłeś? Zayn jest pewnie w podobnym stanie, a nie ufam mu ani trochę.
- Nie piłem z nim - wyjaśnia, unosząc ręce do góry. - Byłem na piwie, Martin się gdzieś zawieruszył, wiesz?
- Przez ciebie kolejną noc nie będziemy się kochać - to dobra okazja żeby zwalić winę o to na niego.
- Nie wiem w czym widzisz problem - odpowiada obrażony jak dziecko. - Jestem tylko trochę pijany - na potwierdzenie słów się kołysze.
- Jesteś winien zaniku pożycia małżeńskiego pijaku. - odwracam się i idę na górę. Jednak nie daje mi i wracam po niego pomagając mu dojść do sypialni.
Sadzam go na łóżku i ściągam mu koszulę. W czasie tego myślę o jutrzejszej kolacji. W domu Tomlinsonów. Nie wiedziałam nic na ten temat. Myślę że skoro Niall nie jedzie, ja również nie powinnam.
Ale pewnie zostanę przekonana przez Louisa. Jeszcze nigdy tam nie byłam, ale poznałam ich. To bardzo dobrze ustatkowani ludzie. Trochę się tego obawiam. Nie chcę nawalić. Często popełniam błędy.
Odkładam niebieską koszulę i kucam zajmując się spodniami.
- Wiedziałem, że masz ochotę - patrzy na mnie z góry, uśmiechając się szeroko.
- Nie denerwuj mnie - burczę w jego stronę.
Przestaje się uśmiechać. Pomaga mi zdjąć spodnie.
Zadowolona prostuje się gdy mężczyzna leży już w samych bokserkach.
- Dobranoc - posyłam mu delikatny uśmiech.
- Pa - burczy w poduszkę i przykrywa się kołdrą.
Kręcę tylko głową i sięgam po komórkę dzwoniąc do przyjaciółki.
Muszę wiedzieć, czy wszystko dobrze. Czekam aż odbierze, szukając kostiumu w komodzie.
- Hej - mówi.
- Gio, cześć - mówię nieco spokojniejsza.
Odebrała, a to najważniejsze. Myślę, że nic jej nie zrobił.
- Co chcesz? - pyta.
- Wszystko w porządku? Jesteś zła?
- Nie jestem. Po prostu nie chcę, żebyś się martwiła. Masz swoje problemy i... nie jestem ślepa - chichocze.
- Co? O czym ty mówisz?
- Pan Tomlinson i ty. Te spojrzenia. Załatwił ci ochronę większą niż sobie i synowi. Może tobie to bez znaczenia, ale on wariuje na twoim punkcie na swój sposób - wyjaśnia.
- Gio o czym ty... Jak w ogóle mogłaś tak pomyśleć? - robi mi się gorąco.
- Ja to po prostu widzę. I trochę szkoda mi seniora ale skoro jesteś szczęśliwa z juniorem to on tez będzie szczęśliwy. Muszę kończyć. Zayn..- wyjaśnia i rozłącza się.
No to już wiem o czym będę musiała pogadać z Lou. W pół do dwunastej schodzę na dół w szlafroku pod którym mam bikini.
~Louis~
Chodzę po brzegu basenu, zapalając świeczki. Nie jestem romantyczny. Tak jest oszczędniej. Boże kogo ja próbuję oszukać. Dla tej dziewczyny mam ochotę czasem być czuły. Ona na to zasługuje, a mnie to nic nie kosztuje. Trochę starań i dzięki temu mogę widzieć piękny uśmiech Laillen. Rzucam zapalniczkę na mały stolik i biorę kieliszek z szampanem. Upijam łyka, podchodząc do okna, przez które obserwuję ogród.
Bóg wie, co się kryje w tych słabych i pijanych sercach
Pewnie sam całował dziewczyny i doprowadzał je do płaczu.
- Ogień obok wody? - słyszę przy drzwiach.
Uśmiecham się pod nosem. Wzruszam ramionami i odwracam się, pijąc alkohol.
- Metafora - odpowiadam.
- Niall jest kompletnie pijany. Włóczył się gdzieś, pił nie wiadomo gdzie. Był u Zayna, ale boję się, że wcale nie... - gadać jak najęta.
- Był z Martinem - przypominam jej i podchodzę bliżej. - Nie martw się. Martin zapewnił mnie, że dziewczynie nic nie było, a ten cały Zayn był spokojny.
- Przy nich - obejmuje się ramionami.
Patrzę na nią łagodnie. Nie jestem idiotą. Martin również. W ich mieszkaniu zostawił dwa podsłuchy. Wszystko jest pod kontrolą.
- Ufasz mi? - pytam.
Patrzy na mnie tymi dużymi oczami i kiwa głową. Podchodzę do niej. Jest niepewna. Ale ja nie chcę, żeby była skrzywdzona, więc dbam o bezpieczeństwo Giovanny.
- Chodź - mówię i idę w stronę foteli.
Trzymając moją dłoń idzie za mną krok w krok. Jest na boso w czarnym, krótkim szlafroku. Staram się nie zwracać na to uwagi, chcę porozmawiać. Naprawdę. Po prostu.
- Muszę ci coś powiedzieć.. - słyszę. Jej głos nieco drży.
- Więc słucham - patrzę na nią niepewnie. - Chyba, że chcesz powiedzieć "koniec", to tego nie mów.
- Mówię ...znaczy... - patrzy wszędzie tylko nie na mnie. -.. musimy trochę zwolnić, przystopować.
- O co tak naprawdę chodzi Laillen? - bez skrupułów łapię jej twarz w dłonie. - Spędzasz z Niallem wiele czasu, każdą noc. Masz nas dwóch. Ja mam tylko ciebie.
Wzdycham głośno.
- Wiem. Zacznie być bardziej, kiedy się odsuniesz - wyjaśniam.
Bóg wie, co się kryje w tych słabych i pijanych sercach
Pewnie zapukała do nich samotność
Nikt nie musi być samotny, och, uratuj mnie
Zależy mi na niej i to boli, kiedy jest obok, ale nie mogę jej dotknąć. Pocałować. Wziąć za rękę. Nie chcę go ranić.
- Po prostu się boję - wyjaśnia cicho.
Całuję jej czoło i ciągnę na  fotel. Siada między moimi nogami. Chcę, żeby się uspokoiła. Żeby przy mnie czuła się bezpiecznie. Nie zamierzam jej skrzywdzić. Owszem, chcę posiąść ją w pokoju seksu, ale nie teraz. Nie kiedy ona nie jest w stanie.
- Więc... chciałeś porozmawiać o czymś konkretnym? - zadaje słabo pytanie.
- Tak - odpowiadam, całując jej ucho. Uwielbiam jej zapach. Jest cudowna. - Chcę cię zapisać na najlepszą uczelnię. A poza tym chciałbym, abyś jutro towarzyszyła mi na kolacji z rodzicami. Ah i jest jeszcze jedna sprawa - dodaję. - Opowiedz mi o sobie i o tym, dlaczego chcesz ze mną być. Jak można to tak nazwać.
- Właśnie - przypomina jej się. - Wydaje mi się że nie powinnam jechać  skoro Niall nie może.
- Moja mama nie odpuści. Chce cię lepiej poznać. Masz zastąpić go. A ja skorzystam - uśmiecham się i zdejmuję jej szlafrok. - Zamknij oczy i opowiedz.
- Ale studia.. przecież już rozmawialiśmy na ten temat. - podnosi się lekko i w efekcie po długim kręceniu się klęczy przodem do mnie.
Uśmiecham się i kładę ręce na jej biodra. Nie odpuszczę. Będzie się rozwijać.
- Przyznaj się. Chcesz mnie zobaczyć w fartuchu. - dźga mnie palcem w tors.
- Tak. Dokładnie. A potem ten fartuch zdjąć i zobaczyć czerwoną bieliznę. I przelecieć na biurku w gabinecie - stwierdzam patrząc w jej oczy.
- Zboczeniec. Louis.. to wszystko między nami opiera się tylko na tym? Chodzi o sex? - pyta bawiąc się moimi palcami.
- Nie - potrząsam głową zdziwiony. - Tak uważasz? Po tym jak powiedziałem ci, ze nie umiem tego przerwać? Do seksu jest wiele chętnych.
- Przepraszam - mówi skruszona.
- Za to ty nie powiedziałaś mi dlaczego chcesz ze mną być. I czy to dla ciebie opiera się na jednym - mówię, przesuwając palcami po wewnętrznej stronie jej dłoni.
- Fascynujesz mnie. Zarówno pod względem seksualnym jak i innym. Chciałabym czasem znać twoje myśli. Zwłaszcza gdy dotyczą mnie, zwłaszcza gdy twój humor... no wiesz. Często nie wiem co robię źle, a nie chce cię rozczarowywać. Czuję się wtedy okropnie.
- Nic nie robisz źle - odpowiadam, głaszcząc jej miękkie, brązowe włosy. - Łatwo się denerwuję, kiedy nie słuchasz, a kiedy wiem, że tak naprawdę będzie lepiej. To też chodzi o sprawy bezpieczeństwa. Próbuję zrobić wszystko, abyś nie czuła zagrożenia, które teraz się pojawiło.
- Nawet Niall nie wie o co chodzi - brunetka skubie nerwowo skórę na swoich udach.
Dzisiaj na schodach była o wiele pewniejsza. Teraz jest taka nieśmiała, skromna. Lubię jej oblicza. Drapieżne, ale i te delikatne.
Wzdycham. Sam nie wiem o co chodzi. Ktoś bardzo chce uprzykrzyć mi życie. Najpierw dostał George. Potem moje auto spłonęło. Nie wspominałem o tym.
- Nie chciałabym żeby coś ci się stało.. - dotyka mojej twarzy i po chwili mnie całuje.
Wplatam palce w jej włosy i przyciągam jeszcze bliżej. Mój język walczy z jej. Nie daje mi szansy na odsunięcie się gdyż po prostu siada na mnie okrakiem. Zsuwam z jej ramion całkowicie czarny, satynowy materiał. Pocałunki, którymi się obdarzamy są zachłanne i namiętne.
- Mieliśmy pływać - sapie między moje wargi.
- Właśnie to mam zamiar robić - podnoszę się i stawiam ją na nogach.
Uśmiecha się do mnie i ostatni raz cmoka moje usta po czym rusza w stronę wody. Wchodzę za nią. Co przepłynie kawałek, to wraca, aby mnie pocałować. Ze śmiechem oddaję jej słodkie pocałunki. Czuję się jak nastolatek. I muszę przyznać, że czasem fajnie wrócić do tego wieku.
Zero problemów. Zero stresu. Zabawa, miłość. Taka ucieczka.

czwartek, 19 marca 2015

|012| Cold Coffee.


~Louis~
Siedzę na fotelu w salonie. Zegar uporczywie tyka, coraz bardziej mnie denerwując. Znam tę dziewczynę z widzenia. Nigdy nie rozmawialiśmy. Jest przyjaciółką mojego syna i Laillen. Dręczy mnie sytuacja, która zaistniała. Chciałbym wiedzieć, jak mogę jej pomóc. Wyglądała okropnie. Brudna, pobita, zapłakana. Taki obraz kobiety to naprawdę coś strasznego. Jest młoda. Może ktoś zrobił jej poważną krzywdę, a teraz grozi? Nie wiem. Nic nie wiem. Lail od razu się położyła, nic nam nie mówiąc. Tylko martwi mnie to, że Niall jako przyjaciel chłopaka tej dziewczyny, nic nie wiedział. Przecież takie rzeczy są widoczne coś musiało być nie tak. Spotyka się z nim często. Do kurwy nędzy, powinien to zauważyć. W nocy nie mogę spać. Sen omija mnie szerokim łukiem. Przewracam się z boku na bok. No nie, nie wytrzymam. Jutro mam w firmie urwanie głowy. Będę nieprzytomny. Ale męczy mnie leżenie w łóżku. Wstaję i zmierzam do wyjścia. Po cicho schodzę na dół. Moim celem jest basen.
Fotokomórka automatycznie zaświeca światło gdy wchodzę do pomieszczenia. Mam lepsze zajęcie? Nie mogę nawet podzielić się swoimi poglądami z Laillen, bo leży z nim w łóżku. Albo robi coś innego. Lepiej nie będę o tym myśleć. To w końcu jego żona. Gówniarz ma więcej praw, niż ja. Nerwowo rozwiązuję sznurki dresów i zsuwam je. Rzucam na fotel, aby potem wskoczyć do wody.Kilka basenów i jest dużo lepiej. Trochę się odprężam. Leżę na plecach i podziwiam sufit.
Ona jest niczym zimna poranna kawa
Ja mam kaca po whisky i coli z poprzedniej nocy
Ona sprawi, że nagle zadrżę
I doprowadzi mnie do śmiechu, jakbym tylko ja zrozumiał jej żart
Pływam ponad godzinę i wracam i po powrocie do pokoju zasypiam od razu. Kiedy schodzę na dół, ta biedaczka siedzi przy stole i je śniadanie. Wygląda naprawdę źle, a bluzka Laillen, którą na pewno jej pożyła, delikatnie opina brzuch dziewczyny. Widać, że jest w ciąży. 
- Dzień dobry - mówię, zapinając mankiety. 
- Dzień dobry - mówi cicho.
Podchodzę bliżej. Jej jasne włosy nieudolnie zasłaniają siniaki na policzkach. Zaciskam zęby, czując irytację. Jakim trzeba być skurwysynem...Brakuje mi słów. 
- Możesz tu zostać, ile potrzebujesz - biorę telefon oraz portfel. 
- Dziękuję, ja na prawdę.. - widać że jest jej wstyd i nie chcę nadużywać gościnności.
Posyłam jej uspokajający uśmiech. Delikatnie kładę rękę na jej plecach, w geście otuchy, a potem wchodzę do kuchni.
Tam od blatu do blatu krząta się Laillen. Miksuje jakieś zielone ohydztwo. Staje obok, tamując jej drogę. Patrzę na nią pytająco biorąc jabłko.
- Dzień dobry - po workach pod jej oczami mogę stwierdzić że też się nie wyspała.
- Muszę iść do pracy - zaczynam łagodnie i dotykam jej policzka. - Odpocznij. Jesteś nieprzytomna. Wiem, że cię to martwi, ale ona może tu zostać. Jest bezpieczna.
- Po prostu.. nie chciałabym jej zostawiać samej - patrzy na mnie z wdzięcznością.
Kiwam głową i odsuwam się. Mam tak wielką ochotę położyć się z nią i uspokoić. Ale nie mogę. Unoszę jej dłoń i całuję, a później opuszczam pomieszczenie. W salonie spotykam Martina. Jednego z ochroniarzy.
- Panie Tomlinson - podchodzi do mnie zdenerwowany.
- Tak? - coś musiało się stać, bo tylko wtedy przychodzi osobiście.
- Jakiś mężczyzna zaatakował Georga. Proszę nie wychodzić - mówi szybko.
- Zaatakował? - Przecież nie może być spokojnie.
Biorę głęboki oddech, robiąc się zdenerwowany. George to dobry pracownik, więc ktoś musiał go zaskoczyć.
- Tak. Jest ranny. Mężczyzna zbiegł.
- Wyślij go do szpitala i pokaż mi wszystkie kamery. - mówię zdenerwowany.
Kiwa głową, a w drzwiach pojawia się Luke z taką samą miną jak kolega. Akurat on jest tutaj kierowcą. Widzę zaplamioną koszulę. Krwią. Ta niedziela zaczyna się bardzo interesująca. Kurwa. Luke dzwoni po karetkę, a Martin prowadzi mnie do pomieszczenia w którym są monitory.
Przez chwilę wpisuje kody i szuka odpowiedniej godziny. W końcu naciska enter, a ja widzę film. Pochylam się nad krzesłem. Mruże oczy uważnie przypatrując się wszelkim zmianom. Dostrzegam mężczyznę, ale jest on mi kompletnie obcy.
- Dowiedz się kto to. - rzucam i opuszczam pomieszczenie.
To nie jest Zayn. To nie może być ten kolega. On jest mulatem i ma dużo tatuaży. Nieistotne. Nikt stąd dzisiaj nie wyjdzie. W holu spotykam Luka.
 - Karetka zaraz będzie. Zawieść pana do pracy? Chyba powinniśmy wzmocnić ochronę - sugeruje.
- Poradzę sobie. Pilnujcie domu.
Obok nas pojawia się Martin. Zaciska usta w cienką linię na moją decyzję. W końcu jednak nie wytrzymuje.
- Moim obowiązkiem jest ochrona i nalegam, aby pan pojechał z Lukiem.
- To ja ci płacę i to ją mówię co macie robić.
- Tak proszę pana, ale nie sprawdziliśmy jeszcze pana auta oraz firmy. Nie wiadomo, co to było i czy nie było przygotowane. Z całym szacunkiem, jest pan bogaty - odpowiada.
- Powiedziałem. - mówię dając mu do zrozumienia że nie będę więcej o tym rozmawiać.
- Dobrze - odwraca się do mnie plecami. - Luke jedziesz za szefem.
~Laillen~
Gio mieszka u nas już prawie tydzień. Już prawie tydzień nie miałam też okazji porozmawiać z Louisem nie mówiąc już o czymś więcej. Tęsknię za nim i jego apodyktyczny stylem bycia. Zwłaszcza wobec mnie.
Przyzwyczaiłam się do niego. Niall zabrał mnie na kolację, koncert i na film do kina. We wszystkich tych miejscach starałam się być myślami z nim. W końcu spędzałam czas z mężem. Dobrze. I z dwoma ochroniarzami. Nie wiedziałam, dlaczego. Nie znałam powodu, ale byli zawsze gdy gdzieś wychodzili. Jednakże sama nie mogłam. Oprócz pracy. Tam zawozi mnie Luke. To miły facet. Nie gadamy tylko o pogodzie. Często poprawia mi humor w drodze. Kończę jeść śniadanie, wiedząc, że zaraz się spóźnię.
Niall obiecał mieć oko na naszą przyjaciółkę. Nie idzie na zajęcia. Chociaż może dziś jednak tak? Anna nie zostanie sama. Ella jest w domu. Nawet dobrze się dogadują. Mam nadzieję, że nic się nie wydarzy. Patrzę na koleżankę i wstaję. Biorę żakiet i wybiegam.
Przechodzę przez bramę i wsiadam do czekającego samochodu. Od razu zapinam pas.
- Dzień dobry - mówi uprzejmie Luke i rusza.
- Dobry? Nudny, jak co dzień od ostatniego czasu.
- Przykro mi. Nie może pani nigdzie wyjść. To program ochronny. Na razie ustalamy co się dzieje. Ale przecież jest pani codziennie zabierana na randki z panem Niallem. - przypomina.
- Tak, jest kochany - mruczę.
Bawię się bransoletką, którą dostałam od Louisa. Przejeżdżam palcami po diamencikach. Wspomnienia wracają. Było mi z nim tak dobrze. Czułam się cudownie. Nie chcę tego przerywać. Wiem, że w pracy jest natłok spraw. Nie wiem. Taki miesiąc, ale może znajdziemy chwilę czasu na rozmowę...lub coś innego.
Sex z nim jest zupełnie inny, ale nie mogę powiedzieć że nie ma w tym uczuć. Są i to bardzo silne.  To nie jest tak, że jestem obojętna. Czuję się przy nim dobrze. Nawet bardzo. Stajemy przed firmą. Luke żegna się, a ja wchodzę do środka. Wszyscy są na dole. Wydaję mi się, że właśnie skończył się alarm. Chyba fałszywy. Louis rozmawia z szefem ochrony.
Ściskam mocniej torebkę stojąc w miejscu. Nigdy nie miałam do czynienia z czymś takim i nie do końca wiem co mam robić. Rozglądam się. Z ludzi uchodzi panika. To widać. Są coraz spokojniejsi.
Ściągam Louisa wzrokiem, ale on jest pogrążony w rozmowie. Świat chyba koniecznie chcę żebym dostała nerwicy. Przecież ja zwariuję. Cały czas są jakieś problemy. Niech to się skończy. Cierpliwie czekam i widzę, że idzie do mnie przeczesując palcami włosy. 
- Od jutra zostajesz w domu - mówi, prowadząc mnie do windy.
- Co się stało? - ledwo za nim nadążam.
- Wiadomość o bombie. Głupi żart, ale musieli to sprawdzić. - przyciska guzik przywołujący windę.
- Więc to nic poważnego. - próbuję się uśmiechnąć.
Przecież jest ochrona. Najlepsze zabezpieczenia. Musi być dobrze. Jesteśmy bezpieczni. Jasne, przekonuję sama siebie, chociaż w to nie wierzę. Każdy może mnie zaatakować na ulicy.
Wchodzimy do windy. Patrzy na mnie zmęczony. 
- Jeśli gdzieś wychodzisz, zabieraj Sama albo Martina. - prosi, ale wiem, że nie mogę podjąć dyskusji.
Kiwam głową i przyciskam do klatki piersiowej torebkę.
- Chciałbym zabrać cię na kolację - staje za mną i obejmuje ramionami. - Brakuje mi ciebie, kochanie.
- Tak.. nieco inaczej to planowaliśmy - przyznaję.
Całuje mnie we włosy. O tak..Jego miękkie usta. Od razu cicho wzdycham. Tęskniłam.
- Wszystko się ułoży. Nie możemy myśleć ciągle o innych. Ładnie wyglądasz - mówi do mojego ucha, które przygryza.
- Dziękuję. - uśmiecham się pod nosem.
- Może coś więcej? - klepie mnie w tylek, a drzwi się otwierają. Wysiadamy z windy.
Szczerze czuję się rozczarowana. Liczyłam na coś więcej. Idę do swojego biurka i przygotowuję wszystko do pracy. Mam nadzieję, że dziś będzie spokojnie. Mam dosyć wrażeń. Telefon dzwoni co chwila, ale spotkań nie jest tak dużo. Wszystkie są na inne dni. Rozkładam je tak, aby Lou miał czas na spanie. Naprawdę nie zdawałam sobie sprawy ile szef może mieć na głowie, chociaż pracuje dla niego sztab pracowników. Nie byłam tego świadoma, póki nie zaczęłam pracować na tym stanowisku. Tutaj jest dużo rzeczy do zrobienia. Przede wszystkim kontrola. Jeśli on czegoś nie dopilnuje, to zwolni pracownika, ale firma ucierpi. Więc naprawdę trzeba mieć głowę na karku. W wolnej chwili idę do kuchni, zrobić kawę sobie i szefowi.Później dwie filiżanki stawiam na tacy i idę do biura po drodze zostawiając swoją kawę na moim biurku. Pukam i słyszę pozwolenie. Wchodzę do środka. Louis składa laptopa oraz dokumenty. Robi na biurku miejsce. Marszczę brwi. Czyżby coś planował? 
 - Nie mam tu zabawek. Przykro mi. Ale mam ochotę na moją piękną sekretarkę, bo chyba tylko dzięki tobie zapomnę o problemach.
- A ja myślałam, że nosisz te kulki zawsze w kieszeni przy sobie - mówię ironicznie i stawiam przed nim filiżankę.
- A nie? - uśmiecha się głupio pokazując mi rękę z przedmiotem.
Otwieram szeroko oczy, a taca prawie wypada mi z rąk. Nie spodziewałam się.
- Widzę, że jesteś zaskoczona - lustruje mnie wzrokiem.
- Dziwisz się?
- Tak. Znasz mnie. Lubię kontrolę i przygotowanie. Najpierw chcę się z tobą nieco zabawić. Pieprzyc. Potem kochać. A potem pracować. Czy pasuje Ci taki plan ucieczki, dziewczynko?-pyt​a ściągając marynarkę.
- Nie będę w stanie później pracować szefie. - odpowiadam bez tchu.
Tylko Louis potrafi mnie zaskoczyć w najmniej oczekiwanym momencie. Nie pomyślałabym...
Wzrusza ramionami. Podchodzi do drzwi, które blokuje.
- Louis ja mówię poważnie - nie spuszczam z niego wzroku. 
On nie pozwoli mi stąd wyjść. Wiem to. Ta decyzja została już podjęta.
- Nie zwolnię cię. - siada na białej kanapie bawiąc się kulkami.
To wygląda tak bardzo erotycznie. Moja wyobraźnia rusza, wnętrze pobudza się całe.
Nie mam wyjścia. Chcę te kulki w sobie. Chcę przyjemności. Chcę Louisa. Tutaj w gabinecie jesteśmy odizolowani od przyziemnych spraw. 
- Rozbierz się - rzuca chłodno, patrząc na mnie nie przychylnym wzrokiem.
Odkładam tace na biurko i zajmuje się guzikami swojej koszuli. Guzik po guziku. Robię to bardzo powoli.
Wiem, że i jego to pobudzi. Naprawdę jestem stęskniona. Mężczyzna patrzy na mnie z pożądaniem w oczach, ale ma twarzy pozostaje obojętność. Sięga po pilota leżącego na małym, szklanym stoliku. Po chwili z najnowszego sprzętu audio, wydobywają się dźwięki jednej z piosenek Beyonce.
- Jesteś niesłowny. - mówię niskim głosem. - Dajesz mi zły przykład. - patrzę na niego przez chwilę.
- Niesłowny? - pyta zaskoczony. - Zawsze wywiązuję się z obietnic. Zwłaszcza tych złożonych tobie.
- Obiecałeś mi coś po powrocie z Seattle, a ja dalej muszę czekać. Kłopoty cie nie usprawiedliwiają​.
- Przypominam ci, że mamy gościa - patrzy na mnie uważnie.
- Mieszka w naszym skrzydle. To żałosna próba wyjaśnienia. - kręcę głową cmokając.
- Ale to ty chodzisz zatroskana. Obawiam się, że mogłabyś być myślami zupełnie gdzie indziej i moje starania nie przyniosłyby efektów - odpowiada na mój atak, rozpinając koszulę. - Rozbieraj się Laillen.
Wywracam oczami i zdejmuję spódnicę zostając jedynie w komplecie bielizny.
- To również - warczy podchodząc do mnie. - Rozbierz się, bo za chwilę nie będziesz miała jak.
- Grozisz mi? - tak bardzo go pragnę, że nie chce by się kontrolował ani trochę. Chcę go całego.
- Tak - szepcze, pociągając za mojego kucyka. Odchylam głowę do tylu. - Chcesz dzisiaj dojść, prawda? Więc rozbierz się.
Sięgam dłońmi za plecy i rozpinam fioletowy biustonosz. Nie czekając na kolejne polecenie zsuwam również majtki. Stoję całkiem naga w przestronnym biurze Louisa. Tak...jeszcze chwila. Za moment. Czuję miękki materiał na nadgarstkach. Szarpie za niego i zawiązuje. Mocno.
Jęczę niezadowolona i próbuję poluźnić uścisk.
- Walcz ze mną - syczy wbijając palce w moje biodra. - Nie daj mi się tak łatwo.
- Zawsze ci ulegam - mówię wcale się z tego nie ciesząc.
- Wiem - uśmiecha się zwycięsko i pcha, mocno pcha, w stronę biurka. - Nie będzie lania, będzie pieprzenie. Pochyl się. - mówi. Teraz mam utrudnione zadanie. Opieram się tułowiem o blat. Policzek przytulam do chłodnego drewna. Obok mnie stoi filiżanka kawy.
Teraz we mnie wyjdzie i znów poczuje go tak dobrze. Jeszcze tylko chwila. Szybciej błagam...Tak, tak...to już. Gwałtownie łapie moje biodra i wbija się w ciepłe wnętrze. Od razu się na nim zaciskam.
Zamykam oczy dając ogarnąć się przyjemności. Nie pieści się ze mną. Nie ma delikatności, pocałunków. To szybkie i zdecydowane ruchy. Dokładnie takie jakich potrzebowałam. Jakie teraz zabierają mnie w inny wymiar.
- Mów - warczy zatrzymując się i sprowadzając mnie z krawędzi. - Mów mi.
- Szybciej. Proszę, tak mi dobrze gdy się we mnie poruszasz. Uwielbiam to.
- Nie Laillen. Ja to wszystko wiem. - szepcze bez tchu. - Mów..
Nie rozumiem o co mu chodzi. Nie jestem teraz w stanie myśleć. Robi dwa, wolne, udręczone ruchy. Czeka. Ale na co..ja jestem ogarnięta tymi doznaniami. Nie dam rady. Niech mi pozwoli. Potrzebuję tego.
- Proszę cię.. - czuję że zaraz się rozpłaczę.
Nie odpowiada, ale na szczęście kontynuuje. Mocno. Szybko. Jęczę coraz głośniej nie mogąc się powstrzymać.
Zamykam oczy. Louis właśnie we mnie wybucha. 
- Och Laillen - sapie moje imię.
Tak bardzo tego potrzebowałam. Żadnych problemów, jedynie przyjemność. Wiem, że niedługo i ja dojdę. Brakuje kilku ruchów. Porusza się we mnie dalej, dłonią dotykając łechtaczki którą sprawnie masuje i drażni palcami.
- Już! - dochodzę jak chyba jeszcze nigdy wcześniej.
To był najmocniejszy orgazm jaki miałam. Nie mogę zapach tchu. Cały pokój wiruje. Leżę teraz całkowicie bezwładnie na jego biurku. Ręce wciąż są związane. Dalej mnie wypełnia. Nieco mniej, ale go czuję.
Uzależniłam się. Nie daje rady wytrzymać bez niego zbyt długo.
- Dzielna dziewczynka. - składa czuły pocałunek na mojej łopatce. - Przyjdziesz dzisiaj do mnie wieczorem - mówi stanowczo i staję się nagle pusta.
- Nie wiem czy dam radę...
- Dasz - ucina temat i pociąga za moje włosy, tak że się prostuje. - A tym czasem przejdźmy do kochania.
Patrzę na niego chcąc go pocałować. Pragnę tego. Stoimy naprzeciwko siebie. Blisko ponieważ Louis rozwiązuje krawat. Wydaje się być taki skupiony i poważny. Jak przygryza wargę. Albo oblizuje ją, palcami sprawnie manewrując. W końcu krawat zsuwa się z moich rąk.
Moje ramiona zwisają wzdłuż boków, a ja nie spuszczam wzroku z bruneta.
- Bliżej - mówi wolno, również patrząc mi w oczy.
Robię niepewnie krok w jego stronę.Przyciąga mnie i wpija się w moje usta. Cały tydzień nie czułam tych pocałunków. One są nasze. Obejmuje rękami jego kark nie chcąc za wszelką cenę tego przerywać.
Walczymy o dominację, chociaż z czasem pocałunki stają się długie lecz delikatne. Wolne. Sięgam ręką w dół i oplatam palcami męskość Louisa. Chcę go od nowa pobudzić. Wciąż czuję, że moje soki płyną mi po udach. Chcę żeby znowu mnie wypełnił.
Mężczyzna odwraca nas i prowadzi do kanapy, cały czas łącząc nasze usta. Pcha mnie, a ja odpadam bezwiednie na sofę. Układa moją nogę, zgięta w kolanie, a sam kuca tuż przy mojej kobiecości.
- Połóż ręce na piersi - mówi.
Patrzę na niego i robię to co mówi.
Ogarnia mnie rozkosz. Sama dopieszczam piersi, ale Louis wiruje językiem w najwrażliwszych sferach. Tracę zmysły.
- O Boże tak.. - moje plecy wyginają się w łuk.
Ogrom wszystkich doznań. Mam urywany oddech i ledwo kontaktuję, gdy szczytuję po raz kolejny. I jeszcze raz...i znów. Tonę w ramionach Louisa, kiedy ten kocha mnie na kanapie. Nie mam siły. Chcę więcej. Jestem wyczerpana. Nie mogę przestać. Mam swój kawałek nieba...
Punktualnie o szesnastej przyjeżdża Luke. Na miękkich nogach idę z Louisem do podziemnego garażu. Odprowadza mnie do samego auta, kiedy zaczyna dzwonić jego telefon. Przystaje i wyjmuję komórkę, aby odebrać.
- Tak, Martin? Nie, jeszcze nie. Nie uprzedzała. Pozwoliłeś na to? - warczy do słuchawki. - Wiem do cholery, ale jej grozi niebezpieczeństwo. Tak. Zaraz przyjadę. - rzuca i rozłącza się.
- Co się stało? - pytam zdenerwowana.
Wywraca oczami, otwierając mi drzwi. Rzeczywiście ktoś go wkurzył.
- Twoja koleżanka lubi robić mi na złość. Wsiadaj Laillen. Luke, prosto do domu.
- Powiedz mi - proszę.
- Wsiadaj - warczy. Nagle niebieski ocean zamarzł w czerń.
Robię co mówi. Boję się ale nie chce go bardziej denerwować Zapinam pas, a Luke wykręca auto. Odwracam głowę, widząc przez tylną szybę , że Louis ciągle na mnie patrzy.
Przez całą drogę nie odzywam się ani słowem. Przecież wiem, że i tak Luke nic mi nie powie.
Martwi mnie ta sytuacja. Co zrobiła Gio? Wróciła do domu? Denerwuje się coraz bardziej i jestem niespokojna.
Chcę dojechać na miejsce i wszystkiego się dowiedzieć. Szlag. Chociaż przez chwilę nie może być dobrze. Mój telefon wibruje. Dostaję wiadomość od Louisa. "Spróbuj pójść do jej domu, a naprawdę mocno mnie zdenerwujesz i to jak cię ukażę, nie będzie miało związku z erotyzmem". To brzmi groźnie. Teraz jestem pewna, że Giovanna wróciła do mieszkania.
Staram się nie wybuchnąć. Niall miał jej przypilnować. Dlaczego pozwolił Gio wyjść?
- Pani Tomlinson - odzywa się zaniepokojony Luke, parkując w garażu. - Jesteśmy.
- Dziękuję - mówię do mężczyzny i wychodzę z auta.
Zdejmuję jedynie buty i idę na górę do naszej sypialni. Tam spotykam męża. Siedzi na łóżku, rozmawiając przez telefon.
- Stary, alkohol nic nie tłumaczy - mówi.
Odkładam torebkę i rozwiązuje włosy słuchając blondyna.
Rozłącza się i całuje mnie w czoło, a potem bierze na kolana.
- On więcej tego nie zrobi. Jestem pewien.
- Powiedział ci tak? - pytam z ironią.
- Po prostu go znam. Nie uważasz, że to dziwne? Był zaskoczony, zły i pijany. Jeden raz popełnił błąd. Staram się go zrozumieć - wzrusza ramionami. - I ciągle jestem ciekaw po co nam ochrona.
- Nie wiem, ale zaczynam być tym wszystkim zmęczona. - mruczę.
- Jak dzień w pracy? - jeździ palcami po moich plecach. Delikatnie całuje moje ramię. Oho..spragniony.​
- Męczący - mówię markotnie.
Był męczący. Nigdy tyle nie pracowałam fizycznie. Ale za to jestem spełniona. No i dalej zmartwiona.
- Pójdziesz tam jutro?
- Możemy iść razem - rozpina mi koszulę. Guzik po guziku.
- Wydrapie mu oczy- subtelnie się odsuwam.
Kiwa głową, nie odpuszczając. Składa pocałunki na mojej szyi.
- Niall.. - kładę dłonie na jego torsie i lekko naciskam. -.. jestem zmęczona.
- Dobrze - wzdycha. - Przygotuję ci kąpiel.
Może i miałam ochotę się z nim kochać, ale... musiałam się umyć i sprawdzić w jakim stanie jest mój tyłek.
Wstaję i chowam buty do garderoby. To był miły dzień. Nie chcę tych problemów. Jutro będzie lepiej.


środa, 11 marca 2015

|011| Beating Heart.


Lou podaje mi granatową marynarkę. Zerkam na rozmiar. Mój. Jednakże brunet przytrzymując palcami metkę, pomaga mi założyć materiał.
- Wyglądasz w niej dobrze Lail. Bierzesz.
- No nie wiem. Nie jest mi potrzebna, a kosztuje zapewne sporo.
- Potrzebna. Musisz dobrze prezentować się na spotkaniach - wyjaśnia i patrzy na mnie nie ustępliwym wzrokiem. - Czy pani próbuje ze mną dyskutować, pani Tomlinson? - szepcze do mojego ucha.
Zapewne jesteśmy teraz obiektem uwagi ekspedientek.
- A jeśli to właśnie próbuje robić? - pytam równie cicho co on. - Ukarze mnie pan? - ledwo powstrzymuje śmiech przez to jak poważnie to traktuje.
- A myślisz, że ulegnę twojemu łagodnemu spojrzeniu i obejdzie się bez kary? Jesteś w błędzie kochanie. Lot może być długi i porywczy - kładzie ręce na moje biodra. - Moja piękna Laillen. Nie wystawiaj mnie na próbę.
- Zdecydowanie nie jej potrzebuje. - mówię już normalnych głosem. - Mam ich całą masę.
- Dobrze - odsuwa się i mierzy mnie wzrokiem. - W takim razie wybierz coś w zamian, ale ja muszę to zaakceptować - odwraca się i podchodzi do białej kanapy, na której zajmuje miejsce, a uprzejma sprzedawczyni podaje mu wodę. Zaraz całkiem ta blondynka rozepnie sobie bluzkę.
Wywracam tylko oczami i znikam pomiędzy półkami. Jednak nie jest taki stanowczy. Sama nie wiem czy to dobrze czy źle, ale chyba czuję się trochę zawiedziona. W oko wpada mi pomarańczowa koszula z żabotem. Uśmiecham się i idę ją przymierzyć. Przebrana pokazuje się Lou.
- Co myślisz?
- Może - przekrzywia głowę. - Możesz ją wziąć, ale to nie jest to. Coś co zdejmę z ciebie gdy tylko mi się pokażesz na oczy - posyła mi drapieżne spojrzenie i pije wodę.
- Tamta marynarka taka była? - patrze na niego głupio.
- Nie - uśmiecha się ukazując szereg białych zębów. - Ale to ja ustalam zasady.
- Świetnie. Koszula mi wystarczy. - Muskam jego policzek i wymijam go idąc do kasy.
Czuję na sobie jego wzrok i wiem, że już jest za mną. Obejmując mnie podaje, kartę kasjerce.
- Obiecujący lot - mówi do mojego ucha.
Uśmiecham się pod nosem czego nie jest w stanie zobaczyć. I dobrze.
Już nie mogę się doczekać.. Tatusiu.  Lubie go prowokować, bo wiem ze oboje na tym skorzystamy. Zmieniłam się. Mój charakter uległ zmianie. I o dziwo bardzo mi się ona podoba. Louis bierze mnie za rękę i wychodzimy. Mój telefon zaczyna dzwonić. No tak. Niall.
Zagryzam wargę i odbieram odchodząc kilka kroków od Louisa.
- Cześć skarbie - mówię rozpoczynając połączenie.
- Cześć - słyszę dosyć spokojny ton. Która u nich jest godzina? Nie pamiętam. - O której macie lot?
- Ymm.. za dwie godziny? Nie jestem pewna. A co? Już nie możesz się doczekać? - o matko! Kolacja. Zapomniałam na śmierć.
Ale co się dziwić. Miałam wiele..innych spraw na głowie.
- Tak. Coś w tym stylu. Wiesz, kochanie ze jak przyjedziesz to będzie bardzo późno? - przypomina mi.
- Tak, tak, chyba będzie - Muszę się opamiętać.
I nie mam pojęcia, dokąd idę
Ale wiem, że to potrwa przez długi czas
Biorę głęboki oddech i rozglądam się. Stoję przed centrum handlowym. Nikogo obok mnie nie ma. Louis rozmawia z Ethanem przy aucie.
- Przełożymy to. Uważaj na siebie, wróć cała - mówi.
- Ty nas odbierzesz?
- Tak..ee ja. - odpowiada niepewnie. - Idę pod prysznic. Pa mała - kończy i rozłącza się.
Chowam telefon do torebki. Dziwny był. Coś nie tak. Marszczę brwi i idę w stronę auta.
Może dopiero się obudził? Wtedy bywa taki nieprzytomny. To możliwe. Niepotrzebnie się martwię.
- Tak, na pewno.. - mruczę do siebie i wsiadam gdy brunet otwiera przede mną drzwi.
Zapinam pas, a kiedy do mnie dołączają ruszamy. Louis rozmawia z jakimś pracownikiem.
Patrzę przez okno zupełnie się wyłączając. Nie chcę myśleć o niczym. Freddie Mercury umila mi podróż.
- Laillen? - pyta Lou, rozłączając się.
- Tak? - patrze na niego wyrwana z zamyślenia.
- Chciałabyś pójść na studia? Mógłbym ci je opłacić, w ramach pracy. Oczywiście nie musisz. Ale chciałbym coś o tobie wiedzieć. Masz plany? - dotyka mojego policzka.
- Interesuje cię to?
- Oczywiście - patrzy na mnie zdziwiony. - Ty mnie interesujesz. Jak się czujesz, co się dzieje, jakie są Twoje ambicje.
- Widziałeś kiedyś wyniki moich egzaminów.? Nie, bo skąd.. - odpowiadam sobie sama.
- Widziałem - uśmiecha się krzywo i całuje mój policzek, a potem bierze za rękę palcem przesuwając po knykciach. - Mogę ci pomóc. Wystarczy, że powiesz "chcę".
Moje dobre wyniki musiały zrobić na nim Wrażenie co mnie cieszy.
- Ta praca mi odpowiada - mówię nie do końca zgodnie z prawdą.
- Tak? Siedzisz za biurkiem i odbierasz telefony, a przecież stać cię na więcej. W Liverpoolu są dobre uczelnie. Płatne, ale dobre. Czego tak naprawdę chcesz, Lail? - przygląda mi się uważnie. Dobre pytanie.
- Nie chce teraz o tym rozmawiać. Studia medyczne są bardzo drogie i proszę nie rób nic bez mojej zgody.
- Wobec studiów - mówi i opiera się o fotel, zamykając oczy.
Do lotniska żadne z nas już się nie odzywa. Musiałam nawet zasnąć bo gdy otwieram oczy jesteśmy już w samolocie.
Emma, która obsługiwała nas w tam tą stronę, właśnie stawia na stoliku obiad dla mnie.
- Dziękuję - mówię i prostuje się.
Blondynka uśmiecha się do mnie życzliwie i speszona znika w pomieszczeniu obok. Louis ją opierdolił? Biorę widelec i zaczynam jeść. Na fotelu przede mną leżą srebrne kajdanki oraz pasek od spodni. Mrużę oczy przypatrując się temu. Chyba wolę nie myśleć do czego mu to. Skupiam się na jedzeniu. Analizuje każdy kęs.To co jem to sałatka z kurczakiem. Naprawdę bardzo dobra. Smakuje mi i zapełnia żołądek. Byłam głodna. Ciekawe gdzie Louis. Rozglądam się, ale go nie dostrzegam. Kończę mój obiad i wypijam szklankę wody. 
Wraca do mnie w czarnej podkoszulce i jeansach. Co za odmiana. Podaje mi rękę.Niepewnie podaje mu swoją Wstając. Czuję trochę obawy, ale to nie strach. Domyślam się, że teraz dostanę karę. Patrzę na te dwie rzeczy. Louis prowadzi mnie do ściany, gdzie jest poręcz. Pcha mnie tak, że klękam. Marszczę brwi i poprawiam się tak by było mi wygodniej. Mam na sobie czarną spódnicę, którą z łatwością podwinie. Z rajstopami tez nie będzie problemu. Bez słowa kładzie moje ręce na poręczy, a metal kajdanek, przyszpila je.
Nie odzywam się ani słowem. Cierpliwie czekam czując budujące się napięcie.
- Za co dostaniesz? - pyta, a ja słyszę jego ciche kroki za sobą.
- Za dyskutowanie. - mówię niepewnie.
- Tak - kuca obok mnie, zginając pasek na pół. - Jeśli nie wytrzymasz dłużej musisz powiedzieć..Wymyślmy coś. Jakiego słowa użyjesz, gdy nie będziesz w stanie dalej znieść tego co zaraz zrobimy? - pyta.
- Stop?
- Banalne. Jesteś kreatywniejsza - prycha i wywraca oczami.
- Przecież nie zrobisz mi krzywdy.
- Nie, ale możesz w końcu nie wytrzymać. Nie będę wiedział, kiedy przekroczysz granicę, więc musisz mi powiedzieć. W sumie dostaniesz dziesięć razy. Jeśli w trakcie tego coś się będzie działo, mówisz i przerywamy. Będziesz mówiła, że już nie możesz, ale będziesz tego chciała. Więc to musi być słowo, którego użyjesz w ostateczności.
- Jabłko? To słowo którego nie powinnam zapomnieć. Nie wiem jakich słów się używa.
Uśmiecha się tylko i wstaje. Po chwili moje rajstopy blokują mi kostki, a spódnica jest podwinięta. Majtki również zostają zsunięte. Raz. Skórzany pasek uderza w mój tylek.
- Aaa! - z moich ust wyrywa się krzyk.
Mam nadzieję, że nikt tu nie wejdzie. Dwa. To wcale nie są delikatne uderzenia. Louis nie traktuje mnie łagodnie. Czuję jak mnie pobudza, ale ten ból wszystko tłumi.
Zamykam oczy. To trochę inaczej niż ręką. Przestaje. To już? Nie było dziesięć. Czuję jak coś we mnie wsuwa. Kulki? O nie. Piąty raz uderza, a ja piszczę. Zabawka porusza się w moim wnętrzu i ociera o wrażliwe miejsca.
- Poczekaj! Chwilę.. - wiercę się będąc kompletnie zagubiona.
- Mam przestać? - pyta, przejeżdżając dłonią po moim pośladku. - Czy kontynuować? Ale warunek jest taki, że nie możesz dojść.
- To takie dziwnie..
- Ponieważ nowe.
- Daj mi chwilę - proszę łapiąc głębokie oddechy.
Nie odpowiada. Głaszcze mnie po włosach. To takie intensywne. Boli, ciężko to znieść a jednak ciągle chcę prosić o jeszcze więcej. Jeszcze dwa. Zostało tylko dwa, a ja czuję jak moje uda są, całe mokre. Doszłam i to było nieziemskie.
- Hej - woła i pociąga za moje włosy. - Znów mnie nie posłuchałaś - mówi po czym uderza.
Spinam się i otrzymuje ostatnie uderzenie. Kulki znów zaczęły mnie pobudzać, ale Louis je wyjmuje. Odpina moje ręce które swobodnie opadają na podłogę. Podpieram się, ciężko oddychając. Dochodzę do siebie co wcale nie jest takie łatwe.
Nie mogę się z tym zmierzyć, teraz wszystko się pozmieniało
Ja tylko chcę być u twego boku
Jeśli on dzięki trzem rzeczą w samolocie potrafi zrobić coś takiego, to co będzie w domu, gdzie tego wszystkiego jest więcej? Bo jest. Na pewno. Nie mam pojęcia jak ja teraz usiądę.
Przekręcam się powoli. Nie. To zły pomysł. Syczę, czując ostre pieczenie. Łapie się poręczy i próbuje wstać. Louis mnie podnosi i niesie do małego pomieszczenia, gdzie jest łóżko. Kładzie mnie na nim. Leżę na brzuchu. Skąd on ma oliwkę dla dzieci? Nie wiem, ale naciera mnie nią.
Zaciskam palce na pościeli gdyż jego dotyk drażni wrażliwą skórę. Ale przynajmniej później to pomoże. Oddycham spokojnie, kiedy poprawia mi spódnice.
- Chciałabyś się czegoś napić? - pyta całując moją skroń.
- Nie - mówię choć mam sucho w gardle.
- Twój tylek prezentuje się bardzo dobrze - uśmiecha się i przykrywa mnie kocem.
- Nie - piszczę i naprężam się. Musiał mnie solidnie zlać.
Wychodzi z pomieszczenia. Kiedy wraca ma tabletki i wodę. Od razu to połykam bo wiem, że pomoże.
- Co to było.. te kulki? - pytam cicho.
Jestem ciekawa, czym sprawił mi przyjemność. Oczywiście, ból był, ale to że doszłam było intensywniejsze. Louis patrzy na mnie rozbawiony. Rumienię się pod jego spojrzeniem.
Wyjmuje z kieszeni zabawkę i kładzie na moją dłoń. Są umyte.
- Boże człowieku.. - wzdycham na przypomnienie sobie tego w sobie.
- Co, dziewczynko? - dotyka mojego policzka.
Kładzie się obok, wyciągając nogi.
- Mój tyłek nie nadaje się do użytkowania.
- Sama sobie nagrabiłaś - zaznacza, przypominając mi.
Poprawia mi poduszkę, w którą wtulam policzek.
- Mogłeś być delikatniejszy - wydymam wargę.
- Nie mogłem - lekko uderza mnie w pośladek. - A to, za to że doszłaś. - dodaje. - Prześpij się. To jeszcze parę godzin lotu, kochanie.
- Ciekawe jak ja to wyjaśnię.. - mruczę zamykając oczy.
Jestem zmęczona całym tym zdarzeniem. Spełniona, lecz zmęczona. Poprawiam się delikatnie, a sen sam przychodzi.
Spokojny głos Louisa wybudził mnie. Lądujemy. Na lotnisku czeka Niall zgodnie z obietnicą. Całuje mnie długo, a mi brakuje tchu. Odsuwam się dotykając przez chwilę jego policzkach.
- Cześć.
Uśmiecha się i otwiera mi drzwi. Jest ubrany w czarne rurki, koszulkę i bejsbolówkę z literką na ramieniu. Wygląda całkiem dobrze dzisiaj.
- Na pewno jesteście głodni. Ella zrobiła obiad - informuje.
Zaciskając zęby zajmuję miejsce w aucie. Louis siada z przodu, a Niall kieruje. Patrzę przez okno, jak deszcz zalewa Liverpool. Ta pogoda mnie dołuje. Naprawdę. Wolałabym słońce. Staram się nie ruszyć, aby nie bolało. Siedzę spokojnie, wygładzając palcami materiał spódnicy.
- Cholera! - krzyczy blondyn, gwałtownie hamując.
Zszokowana patrzę w szybę, widząc że na masce zatrzymała nam się przerażona, zapłakana, pobita Gio. Louis i Niall zrywają się z foteli samochodu i wysiadają.
Ignorując ból i pieczenie idę za nimi. Boże kto jej to zrobił?
Auta obok również się zatrzymują. Nie rozumiem co się dzieje. Klękam obok.
- On mnie zabije, zabije mnie - szepcze chaotycznie, podtrzymywana przez obu mężczyzn.
- Gio.. Co się stało?
- Nie będziecie tutaj rozmawiać, zabierzmy ją - decyduje Niall.
Dziewczyna próbuje się wyrwać, patrząc w prawo.
- Gio.. - jestem przerażona jej stanem. Boję się o nią
Wygląda okropnie. Podarta koszula, chociaż nie jest ciepło. Mieszka nie daleko z Zaynem. On by jej nie pobił..Deszcz rozmywa jej łzy i makijaż. Niall prowadzi ją do samochodu, a zbiegowisko się rozdziela. Jesteśmy w domu pół godziny później. Biorę dziewczynę do pokoju i zamykam nas tam. Przeczesuję palcami włosy. Nie myślałam, że coś takiego mnie spotka. Muszę jej pomóc. Prowadzę blondynkę do łazienki. Już dawno zapomniałam o bólu. Teraz ona jest najważniejsza. Nic nie rozumiem. Jest w tragicznym stanie. Cały czas dusi się łzami. Sadzam ją na wannie.
- Powiedz co się stało - patrze w jej oczy.
Muszę się dowiedzieć. Inaczej zwariuję. Martwię się o nią. Dziewczyna kręci głową i stara się oddychać spokojniej.
- Proszę, chcę pomóc - staram się ją przekonać.
Wzdycham głośno i odwracam się do umywalki. Z koszyczka wyciągam waciki oraz mleczko. Wracam do przyjaciółki i przecieram jej zmęczoną twarz. Przestaje płakać. Myślę, że już nie ma czym. Dolną warga jest przecięta, a siniak na prawym policzku staje się coraz większy. Gdy odgarniam jej włosy, moje serce na moment zamiera. To wygląda jakby ktoś uderzył jej głową we framugę.
- Boże.. - wymyka mi się.
To straszne. Przez moje ciało przechodzą dreszcze. Kto mógł ją tak skrzywdzić i czemu Zayn jej nie pomógł?
- Gio proszę. - opatruję delikatnie jej rany.
- Muszę wrócić do domu - mówi cicho.
Syczy z bólu, gdy przyciskam plaster.
- Nie dopóki wszystkiego mi nie opowiesz.
- Ty nic nie rozumiesz. Nie mogę go denerwować. Muszę wrócić - szepcze i powoli wstaje.
Odpycha mnie, przez co uderzam o umywalkę tyłem. Dziewczyna ledwo idzie na nogach. Jest wykończona.
- Gio! - krzyczę za nią. Nie mogę jej puścić.
- Poradzę sobie - odpowiada i wychodzi z łazienki.
- Nie - wychodzę za nią i łapie za rękę. Czuję jak do oczu napływają mi łzy.
Jest mi przykro. Powinna darzyć mnie zaufaniem.
- Gio musisz mi powiedzieć. - trzymam ją za rękę.
- Jestem w ciąży. On się po prostu zdenerwował. Zaskoczyłam go. To na pewno dlatego - Giovanna bierze głęboki oddech. Informacja którą mi przekazała mnie szokuje.
- Zayn ci to zrobił?
Wzrusza ramionami. Sadzam ją na łóżku. Sama zamykam oczy, czując nerwy.
- Uspokój się. Pójdziemy do lekarza, a potem na policje. - kucam przy jej kolanach i mówię spokojnie. Zostaniesz tutaj.
- Nie możesz. Nie pozwolę ci na to.
- Mogę. Jestem dorosła, wiem co mam robić - mówi stanowczo.
- On cię pobił. Boże.. - łapię się za głowę - pomyśl o dziecku.
Kręci głową. Czemu ona jest taka uparta? Może ją mocniej skrzywdzić. Niech chociaż zostanie na noc.
- Jeśli wyjdziesz zadzwonię na policje. Dobrze wiesz że Niall z ojcem mają kontakty by posadzić Zayna. Zrobią to jeśli wyjdziesz - mówię nie wiedząc już co zrobić.
Muszę ją zatrzymać. Siadam obok dziewczyny. Dlaczego ją to spotkało? Zayn był zawsze troskliwy, spokojny. Owszem. Wygląda jak badboy ale..
Myślałam że Gio jest całym jego światem. Wszyscy tak myśleli. Bez słowa przytulam przyjaciółkę. Nie płacze, lecz obejmuje mnie. Siedzimy w kompletnej ciszy. Moje słoneczko. Nie zasłużyła by spotkało ją coś takiego. Kolysze ją. Liczę na to, że zaśnie. Gdy tak się staje przykrywam ją kocem i wychodzę z pokoju. Schodzę na dół zmęczona tym wszystkim. Muszę jej pomóc. Nie wiem, co go napadło. Niall jest w kuchni, pijąc herbatę opiera się o blat. Louis za to wykonuje telefony chodząc po salonie. Zmierzam do męża. Siadam na jego kolanach i przytulam się. Jak Zayn mógł zrobić to wszystko.. Znam go. Przecież tyle razy rozmawialiśmy. To niemożliwe. Nie wierzę w to wszystko. W mojej głowie jest mętlik. Próbuję to sobie ułożyć i wyobrażam sobie jak ciężko jest teraz Gio. To ona to najbardziej przeżywa. Szkoda mi jej.
~~~~~~~*~~~~~~~~
Hej cudowni czytelnicy. Zostawiacie cudowne komentarze i dlatego cudownie jest dodawać następny rozdział.
Chciałam wam powiedzieć, że jeśli potrzebujecie zwiastunu to zapraszamy tutaj http://dark-trailer.blogspot.com/

piątek, 6 marca 2015

|010| Clouds.

~Louis~
Nie jest kolorowo. Nie jest łatwo. Mam ją na wyciągnięcie ręki, a nie mogę mieć bliżej. Nie chcę, aby nikt w tej sytuacji nie  był zraniony. Mam wrażenie, że Niall dobrze sobie radzi. Nie był grzecznym chłopcem, za kogo wszyscy go mają. Blond włosy, niebieskie oczy. Anioł bez skrzydeł. Złudzenia mogą mylić. Kocham mojego syna, ale też znam go. 
Wiem, że powiedziałaś, że nie lubisz gdy to się komplikuje,
Ale powinniśmy spróbować utrzymać to prostym.
Leży na kanapie, a jej włosy falami opadają na poduszkę. Czyta książkę, bardzo na tym skupiona. Kolana ma zgięte, aby o nie oprzeć lekturę. Co chwila przejeżdża palcami po udzie. Obserwuję ją, siedząc przy stole. Staram się skupić na umowie, ale nie umiem. Tak prosta i prymitywna czynność w jej wykonaniu staje się obrazem do podziwiania. Najchętniej zacząłbym ją całować. Czule, wolno. Czasami wcale nie chcę niczego więcej poza tą bliskością. Kobiety, które były w moim życiu, przechodziły jedynie przez łóżko. Nie dawały nic szczególnego. Z Laillen jest inaczej. To jak wiele chce z nią robić to jedno, a to że chcę jej dla siebie tak po prostu to co innego.
Wypuszczam z ust powietrze, opierając głowę na rękach. Nie potrafię odsunąć jej ze swoich myśli. To bardzo trudne. A ona nie ułatwia. Przygryzam wargę, próbując za wszelką cenę odnaleźć wyjście z tego.
- Nie patrz się tak - słyszę. Nawet nie zauważyłem że na mnie patrzy.
Wstaję z krzesła i biorę telefon. Wybieram numer do mojego syna. Przechodzę do innego pokoju i czekam.
- Halo?
- Za godzinę na lotnisku będzie czekał samolot. Spakuj parę rzeczy i do niego wsiądź - mówię po chwili. To nie jest łatwa decyzja. Ledwo przechodzi to przez moje gardło. - Laillen na pewno się ucieszy.
- Nie mogę tak wszystkiego rzucić bo ciebie sumienie ruszyło. - w jego głosie słychać zdziwienie i złość.
- Mnie? - warczę. - To chyba twoja żona i twoja sprawa. A ty co takiego robisz? Udajesz, że studiujesz, czy korzystasz z wolnego domu?
- O co ci chodzi?
- Oto, abyś sprawił przyjemność żonie. Ale przekażę jej, że nie masz ochoty.
- Nie powiedziałem nic takiego. Jestem zajęty - mówię dalej zdenerwowany.
Prycham pod nosem. Nie rozumiem tego. Zakochany po uszy chłopak rzuciłby wszystko dla swojej ukochanej. A on jest "zajęty". Nawet nie pracuje.
- Czym? - pytam w końcu.
- Organizuję niespodziankę dla Laillen - odpowiada po dłuższej chwili. - Za dwa dni przecież i tak przyjedziecie.
- Chciałem dać jej wolne, aby spędziła tutaj z tobą czas - wyjaśniam. - Nie ważne. - chodzę po sypialni, masując ręką kark. Rozłączam się i rzucam telefon na łóżko.
Że też do cholery nie mogłem poznać jej pierwszy. Wszystkim wyszło by na dobre. Nie byłoby kłamstw i gierek. Mogłaby nosić moje nazwisko, ale nazywać się moją żoną.
 Pewnego dnia, zobaczysz rzeczy, które widzę ja. 
Będziesz chciała powietrza, którym oddycham.
Wychodzę z pokoju w progu zderzając się prawie z brunetką. Co ona chciała w mojej sypialni? Nie sądzę, aby szukała mnie.
- Coś się stało? - pytam w końcu, biorąc głęboki oddech.
- Jestem głodna. - mówi czerwieniąc się. Widać że jest jej głupio z tego powodu.
Biorę ją za rękę i prowadzę do kuchni. Nie duża lodówka jest wyposażona w różne produkty. 
- Nie wiedziałam, że jest zapelniona. - mówi patrząc mi przez ramię.
- Co chcesz zjeść? - pytam, czekając.
- A ty?
Wzruszam ramionami. Ciebie. Wyciągam z lodówki deskę z serami. Być może lubi. Widzę tez, że mamy małe bagietki oraz barek zaopatrzony w białe wino. Chodzi za mną krok w krok chcąc mi pomóc. W końcu po prostu sadzam ją na blacie. Jest lekka. Musi jeść. Podwijam rękawy koszuli i kręcę się po kuchni, przygotowując nam kolację. Cały czas czuję na sobie jej wzrok. Siedzi cicho czekając.
- Chcesz wina? - pytam, pochodząc niej. Kusi mnie.
- Tak. Poproszę.
Podchodzę do barku i wyciągam butelkę. Będzie jej smakowało. Nalewam do kieliszka alkoholu i wracam do dziewczyny. Podaję jej kryształ do ust.
Bierze łyk patrząc mi w oczy. Tak, zdecydowanie mogę stwierdzić że jej smakuje.
- Jeszcze? - pytam szeptem. Jest taka pociągająca. Nie wiem czy ona o tym wie. Zsuwam z jej stóp buty.
- Jeszcze. - opiera się na ręce odchylając lekko do tyłu.
Biorę łyk alkoholu i bez ostrzeżenia przypieram swoje wargi do jej, wlewając wino do słodkich ust mojej kochanki.
Łapie mnie za kark i przyciąga bliżej Oddając pocałunek. Jej język plącze się z moim. Smak wina i Lail to niezła mieszanka. Upajająca. Wplątuję palce w jej ciemne włosy, drugą ręką odstawiając kieliszek. Jej nogi oplatają moje biodra, a paznokcie wbijają się w mój kark jakby chciała jeszcze zmniejszyć odległość między nami. Nie wiem, czy jest to możliwe. Odsuwam się dając nam szansę na wzięcie oddechu i znów wpijam się w jej słodkie usta. Ręką szukam zamka od sukienki.
Moja dłoń jednak natrafia tylko na delikatny materiał.
Mruczę i ściągam dziewczynę z blatu. Gdy staje ma ziemi, podsuwam jej sukienkę do góry.
- Louis nie.. - sapie przy moich wargach.
- Powiedz - rzucam materiał na podłogę i całuję jej szyję. Tak ładnie pachnie. - Powiedz, że mam przestać.
- Nie mogę znowu mu tego zrobić. - zaciska palce na mojej koszuli.
- Dzwoniłem do niego, nie chciał przyjechać - odpowiadam, patrząc w jej oczy.
- Jest zajęty - broni go.
- Spójrz mi w oczy - proszę ją.
Nie ściągam ją na złą drogę. Ona też ma prawo być szczęśliwa. Podnosi niepewnie wzrok i patrzy.
- Nie możemy.
- Możemy. Chcesz tego, nikogo nie ranisz. Kiedy cię całuje, cała promieniejesz, kiedy trzymam cię za rękę, powstrzymujesz uśmiech.
Staje na palcach i ponownie mnie całuje. Rozpina moją koszulę guzik, za guzikiem. Materiał opada na podłogę tuż obok jej sukienki. Przesuwam ręce na jej pupę i podnoszę brunetkę. Dziewczyna ląduje na moich biodrach mocno oplatając moją szyję. Chyba zapomniała, że jest głodna. Nie odrywa się od moich ust, kiedy niosę ją do stołu. Przesuwam dokumenty na blacie, aby ją na nim posadzić.
Wzdycha niezadowolona gdy tak się dzieje co widać również pp jej wydętej wardze.
- Hm? - mruczę, wsuwając palce za koronkę majtek.
- Jesteś za daleko - szepcze uwodzicielsko.
Puszczam jej oczko i uśmiecham się lubieżnie. Przechylam ją na plecy, tak że teraz leży uginając nogi na stole. Składam drobne pocałunki na jej kostce, przesuwając się ku kolanie i udzie.
- Nie - siada odpychając mnie. - Chcę Cię w sobie. - jest zdecydowana jak mało kiedy.
- Maleńka, mamy całą noc - mruczę. - Powiedz ładnie kogo i czego chcesz - patrzę na nią zsuwając jej ramiączka od stanika.
- Proszę, odpuść dzisiaj. Stęskniłam się..
- Uwierz mi, że ja tak samo za tobą dziewczynko - odpowiadam. Ma rozchylone wargi i nierówny oddech. Prawie naga na szklanym stole przede mną. - Powiedz.
- Chcę ciebie tatusiu, bardzo- skomli.
Uśmiecham się zadowolony. Podnosi biodra, dzięki czemu mogę pozbyć się jej bielizny.
Jest przede zupełnie naga. Sam ściągam spodnie i zsuwam bokserki. Jestem jej spragniony tak bardzo jak ona mnie. Nie czekam więc. Szybko zakładam prezerwatywę i wchodzę sprawnie w moją Laillen.
Leży na stole, a jej ciało co chwila się przesuwa gdy rytmicznie się w niej poruszam. Na twarzy pojawia się rozkosz. Oboje przez przerwę, choć krótka to bolesną, dochodzimy bardzo szybko.
- Moja Laillen...- dyszę ciężko.
Brunetka opada na plecy całkowicie i stara się wyrównać oddech.
Wygląda pięknie. Ma przymknięte powieki i potargane włosy. 
~Laillen~ 
Leżę na dywanie tuż przy torsie Louisa, owinięta jedynie kocem z sofy. Otwieram usta, dostając kolejny kawałek bardzo dobrego sera, a zaraz za tym winogrona. Przekąska jest wyśmienita. Teraz ja biorę kawałek i go karmię.
Uśmiecha się, delikatnie przygryzając mój palec wskazujący. Kręcę głową i biorę kolejny kawałek. Już prawie mu daje, ale w ostatniej chwili zabieram i wsadzam sobie do ust z cwaną miną.
Za karę dostaję klapsa w tyłek. Piszczę cicho. Louis wypija łyk wina. 
- Gdy wrócimy do domu, chcę się z tobą pobawić - mówi, przełykając alkohol.
- Poukładamy klocki?
- Tak. Zbudujemy zamek dla lalek barbie - odstawia kieliszek.
- Brzmi bardzo fachowo. Weź sobie - wkładam między zęby kawałek sera, ale biorę go do buzi gdy się zbliża.
Łączy nasze usta w krótkim pocałunku. Kładzie ręce na moje biodra i przesuwa mnie na siebie. Siadam na nim okrakiem.
- Cześć.. - przekrzywiam głowę i zagryzam wargę.
- Widzi pani co pani narobiła pani Tomlinson? - pyta, a ja czuję jego wzwód.
- Byłam grzeczna. Na prawdę - pochylam się i opieram na łokciach o jego klatkę.
Zamyka oczy i leży pode mną spokojnie. Ile razy dzisiaj to robiliśmy? Ile razy doszłam? Nie jestem pewna, czy mamy tyle gumek.
- Chcesz mnie znowu? - szepczę.
- I znowu, i znowu...i potem jeszcze raz - odpowiada bez tchu.
- Lubię być przy tobie sprośna. To mnie podnieca - skubię jego warg.
Lubię go drażnić. Lubię go pociągać. Jest taki mój. Nie ważne jak to brzmi. Niedostępny prezes Tomlinson jest całkowicie mój. Podoba mi się to.
- Lubię kiedy jesteś sprośna, moja dziewczynko - wplątuje palce w moje włosy. Przeczesuje je, co jest przyjemne. - Chcę poczuć twoje usta na nim. Zrób mi dobrze, kochanie.
Zaciskam usta, ale kiwam głową. Całuję go jednak najpierw i to bardzo długo. To brutalny pocałunek, wręcz bolesny, ale tak mi potrzebny.
Z takim samym zaangażowaniem oddaje pocałunek. Uzależniam się coraz bardziej. Czuję, że dłonią pieści moją pierś. Powoli zaczynam przenosić się na jego szyję. Później przez klatkę dochodzę do bioder. Jego penis jest gotowy. Przejeżdżam po nim z zachwytem.
- Jest taki duży.. - podziwiam każdy centymetr. Składam pocałunki by po chwili językiem jeździć po całej jego długości.
Słyszę jak gwałtownie wciąga powietrze. Lubi jak to robię. A ja lubię to robić. Między udami znów robi się mokro. Zaczynam poruszać dłonią w góry i dół, a główkę biorę do ust. Wszystko w jednakowym tempie. Moja droga dłoń idzie pod brzuchem do mojej kobiecości i zaczynam się masować.
Zamykam oczy. Próbuję to wszystko pogodzić. On, ja i to uczucie.
- Laillen - jęczy ciągnąc za moje włosy - lubisz być zbluzgana?
Nie odpowiadam mi gdyż jego męskość mi to uniemożliwia, ale to pytanie tylko bardziej mnie pobudza.
Przyspieszam ruchy palcami. Na moment przerywam i biorę głęboki oddech, a potem wypuszczam ust z jęk.
- Nie możesz dojść - warczy. - Póki ci nie pozwolę. A teraz wracaj do roboty moja dziwko. - Louis staje się apodyktyczny.
Znów moje usta oplatają go, a w myślach odtwarzam to co powiedział przed chwilą. Chcę by tak do mnie mówił. W normalnej sytuacji, byłaby to obraza. Poza tym wiem, że nie dopuścił by się do tego, nawet gdyby był zły.
Moja głowa porusza się szybciej, a ja czuję jak ogarnia mnie maksymalna rozkosz.
- Przestań - syczy przez zęby. - Podnieś biodra i nabij się kotku. Niegrzeczna z ciebie dziewczynka.
- Ja już... nie dojdziesz tak? - podnoszę na niego wzrok.
- Chcę to zrobić w tobie - dyszy ciężko. - Chcę żebyś oplotła mnie tymi wargami - dwoma palcami dotyka rozgrzanej kobiecości.
- Mmm.. - podnoszę się i siadam wyżej przyjmując do w sobie.
Uderza w mój punkt G. Pierwszy raz z nim jestem na gorze. Odchylam głowę do tyłu i głośno jęczę. To bardzo intensywne uczucie.
Będę musiała połknąć tabletki. Ale to później. Teraz nie jestem w stanie o tym myśleć. Nie kiedy mnie wypełnia. Zaczynam unosić się i opadać, coraz szybciej go ujeżdżając.  Czuję się wyczerpana, ale rozkosz jest tak blisko, już prawie..
- Krzycz - Louis zaciska zęby. Wbija palce w moje biodra.
- Tak! Tak, dochodzę! Boże już! - czuję jak brunet wybucha we mnie i szczytuje.
Boże. Mam wrażenie, że każdy mnie słyszę kiedy to ja osiągam ogrom przyjemności. Opadam na niego. Po moich policzkach płyną łzy wyczerpania i spełnienia.
Nigdy jeszcze nie czułam czegoś takiego. To było jak nie z tej ziemi. To był niesamowity seks. Coś wspaniałego. Oboje jesteśmy wykończeni. Mój kochanek powoli podnosi się i bierze mnie na ręce. Przemierza salon w kierunku swojej sypialni. Wchodzi do niej i kładzie mnie na łóżku. Sam zajmuje miejsce zaraz obok. Moje nogi między niego, ręka na jego torsie. Zamykam oczy i zmęczona, zasypiam.
Budzę się w środku nocy. Jestem zmęczona i dziwnie się czuję. Louis śpi obok i wygląda bardzo spokojnie.
- Louis.. - mówię cicho, ale chcę go obudzić.
- Co się dzieje? - otwiera oczy.
Mruży je będąc zaniepokojony.
- Nie mogę spać - szczelnie się okrywam.
Obraca się na bok i przyciąga mnie, żeby przytulić. Całuje moje czoło.
- Czujesz się źle? - pyta.
- Dziwnie. Bardzo dziwnie. - wyjaśniam i wtulam się.
- Jak dziwnie? Powiesz mi? Kochanie? - naprawdę jest zatroskany. Obejmuje mnie mocniej.
- Możesz mnie poprzytulać? Proszę..
Glaszcze moje nagie plecy. Nie wiem czym takie samopoczucie jest spowodowane.
Zamykam oczy i chłonę jego ciepło nie mogąc jednak znowu zasnąć.
Jutro mamy wracać. Około czternastej wylecimy. Louis obiecał mi, że trochę podchodzimy po Seattle.  Ale jeśli dalej tak pójdzie to nie będę miała siły.
- Śpisz? - pytam cicho.
- Nie. Jestem z tobą - odpowiada miękko, przejeżdżając palcami po moim kręgosłupie.
- To śpij. Jedno zombie rano wystarczy. - całuję jego ramię.
- Nie mam zamiaru spać - warczy. - Wymęczyłem cię trochę. Przepraszam.
- Nie masz za co - chichocze. - To ja powinnam podziękować.
- Podziękować? - pyta nieco zaskoczony. Marszczy brwi.
- Było cudownie - podnoszę głowę i na niego patrzę. - Jesteś kochany. Nie wiem czy tego chcesz czy nie, ale tak jest.
- Kochany? - uśmiecha się lekko. - Nie powiedziałbym. Nie lubisz mnie
- Tak myślisz - podnoszę się lekko.
- Sama to mówiłaś. Drażnilem cię.
- To ty mnie nie lubiłeś. Czułam się jak intruz - wyjaśniam odgarniając włosy z twarzy.
- Nie, nie lubiłem - mruczy przytulając mnie na nowo. - Byłem zazdrosny - zamyka oczy i teraz to on wtula się w moją klatkę. - To on cię miał.
- zaśnij. - głaszcze go po włosach. - Ja też zaraz zasnę, przepraszam ze cie obudziłam.
- Nie zostawiaj mnie - prosi, składając pocałunek na mojej skórze. - To, że chciałaś odejść, zakończyć...to bolało.
- Źle się z tym czuję.. ale nie potrafię przestać.
Nie odpowiada. Trzyma moją rękę. Louis który ma nade mną kontrolę, jest bezbronny. Ona też go zostawiła. Zamykam oczy i wsłuchuje się w oddech bruneta po czym ponownie zasypiam.
~~~~*~~~~~
Cześć słoneczka. Proszę Was bardzo. Oto 10 rozdział.
Jakieś przeczucia? Może jakieś pytania?