Jest całkowicie napisane, więc macie pewność, że będzie dodawane!
Love me like you do
sobota, 18 lipca 2015
Boss
Witajcie! Serdecznie zapraszamy na opowiadanie z Louisem. Boss http://without-you-i-have-nothing.blogspot.com/
Jest całkowicie napisane, więc macie pewność, że będzie dodawane!
Jest całkowicie napisane, więc macie pewność, że będzie dodawane!
poniedziałek, 18 maja 2015
|Epilog| Love Me Like You Do
Wyszłam z sądu szczęśliwa. Małżeństwo się zakończyło ugodą. Nie byliśmy już zobowiązani. Niall wreszcie się otrząsnął. Zrobiliśmy wszystko, aby poszedł na terapię. To właśnie mu pomogło. Otwieram oczy. Wspomnienie ucieka z mojej głowy, gdy siedząc na leżaku na tarasie, patrzę na mojego męża. Louis w jeansach i białej, rozpiętej koszuli spaceruje na rękach z Mercedes. Młodsza o dziesięć minut dziewczynka jest znacznie żywotniejsza niż Faith. Ta śpi smacznie na mojej piersi. Są tak idealnie podobne do swojego ojca, że czasem mnie to przeraża. Gdy pierwszy raz je zobaczyłam nie miałam wątpliwości kto jest biologicznym ojcem. Mój mąż nijak się ich nie wyprze.
Cieszy mnie to, że jednak są dziećmi Louisa. Teraz to prawdziwa rodzina. Taka jaka powinna być. Faith ma chrzestnego w postaci Harryego. Natomiast Mercedes jest chrześniaczką Liama. Całuję córeczkę w rączkę i poprawiam okulary przeciwsłoneczne. Jest tak przyjemnie ciepło. Liverpool dzisiaj dokazuje. Nasz dom jest duży i naprawdę piękny. Najlepsi architekci dopracowali każdy szczegół. Czuję się tu na prawdę wspaniale. Trzeba było sporo przejść, ale było warto. Uśmiecham się na wspomnienie miny Louisa gdy dowiedzieliśmy się o podwójnej ciąży. To było dokładnie dzień po tym jak skończył urządzać pokoik. To był szok. To było szczęście. To był też strach, że nie damy rady. I jest bardzo ciężko, ale razem możemy wiele. Stwarzamy im prawdziwy dom. Dzisiaj w odwiedziny na kolację mają przyjechać moi rodzice. Nieco się zdziwią bo...nie kontaktowałam się z nimi i o niczym nie wiedzą. To jednak moi rodzice i chcę utrzymywać z nimi dobry kontakt. Zależy mi na tym. Bardzo. Wiem że oni zawsze będą mnie wspierać i nie będą oceniać.
Nie byli na ślubie, bo bałam im się powiedzieć. Ale mama Louisa, wszystko rozumie. Traktuje mnie jak córkę. Też wspiera. Patrzę na dwie osoby przede mną, leżąc spokojnie, aby mała się nie obudziła. Louis właśnie odkłada Mercy do wózka.
Posyłam mu uśmiech gdy na mnie patrzy. Idealnie sprawdza się w roli ojca. Jest wspaniałym ojcem, mężem, przyjacielem i kochankiem.
Jesteś światłem, jesteś nocą
Jesteś kolorem mojej krwi
Jesteś lekiem, jesteś bólem
Jesteś jedyną rzeczą której pragnę dotknąć
Nigdy nie sądziłam że to może oznaczać tak wiele, tak wiele.
Więc ja też staram się dla niego być jak najlepsza. Podchodzi do mnie, zostawiając wózek pod takim kątem, aby słońce nie razilo dziewczynki. Pochyla się i całuje mnie.- Wszystko dobrze? - pyta.
- Zaczynam się zastanawiać czy to normalne że ona śpi tak dużo.. - odpowiadam gładząc dłonią plecy maluszka.
- Myślę, że tak - kuca przy nas. - Lepiej to niż, aby płakała. To zależy od dziecka. Faith jest bardzo spokojna i tyle - całuje małą w główkę.
- Bardzo, bardzo spokojna. - dotykam palcami policzek mężczyzny.
Uśmiecha się, całując moją obrączkę. Tym razem ślub był taki jak powinien. W kościele.
- Pojedziesz na zakupy? Muszę przygotować coś na wieczór. Najlepiej coś mającego jak największą ilość alkoholu.
- Dlaczego? - pyta ciekawy. - Chcesz spic swoich rodziców?
- A dziwisz mi się? - patrzę na niego znad okularów.
- Owszem, pani Tomlinson. Jestem przygotowany na starcie z mym teściem. - uśmiecha się, podnosząc. - Myślę, że pani Hood cos przygotowuje.
- Czuję się bezużyteczna.. - mruczę.
- Kochanie, wiesz ze ci ustapie jeśli tylko będziesz chciała gotować. Po prostu bliźniaczki dają ci w kość.
- Inni jakoś sobie radzą. - poprawiam dziewczynkę i delikatnie wstaje.
- Ale jeśli mogę ci pomóc, to to robię. Pamiętaj, że pani Hood nie wygoni cię z kuchni - całuje moje czoło i bierze ode mnie córkę, aby ułożyć ją w drugim miejscu w wozeczku. - Co mam kupić?
- Zaraz z nią porozmawiam i powiem ci co ustaliłyśmy - znikam w domu i kieruje się do kuchni szukając kobiety trochę starszej od mojej mamy.
Rozmawia z Martinem w salonie. Tak, mężczyzna wciąż dla nas pracuje. Tak samo jak reszta.
- Pani Hood.. - staje obok nich nie chcąc niegrzeczne Przerywać.
- Pani Tomlinson - oboje na mnie patrzą.
- Chciałam porozmawiać o dzisiejszym wieczorze.
- Tak?
- Co mogłaby pani przygotować. Louis pojechałby na zakupy..
Wyjaśnia mi pomysł na dzisiejsze danie. Nawet ciekawy. Razem robimy listę zakupów, którą później wręczam mężowi.
- Wracam za godzinę - przyciąga mnie i całuje. - To jest uzależnienie.
- Lubię je.
Puszcza mi oczko i zabiera kluczyki od auta. Wychodzi, a ja wracam do ogrodu.
Dziewczynki Spędzają na świeżym powietrzu bardzo dużo czasu i jeszcze ani razu żadna poważnie nie chorowała.
Są okazem zdrowia. Poprawiam zawiązaną na brzuchu koszulę i kładę ręce na biodrach, stojąc przy wózku. Śpią jak aniołki. Moje dwie kruszynki. Są takie małe przy Alexie Gio i Zayna. Takie niewinne i bezbronne.
Ta wpadka, to najlepsza wpadka w życiu. Nic nie przekreśla. Dalej mogę iść na studia, mogę się rozwijać. Przynoszę sobie pranie dzieci i siedzę składając je i co jakiś czas zerkam do wózka.
Budzą się około siedemnastej kiedy właśnie zaczynam się szykować. Wiem, że Louis jest z nimi w ich pokoju. Wybieram sukienkę, ale właśnie wchodzi do środka z którąś na rękach. Czasem nie rozróżniam.
- Bez majtek - mówi chłodno.
- To kolacja z rodzicami - mrożę go wzrokiem.
- Powiedziałem bez bielizny - powtarza i uderza ręką w mój tylek. - Chyba, że naprawdę wrócimy do kar.
- Przecież jestem grzeczna - całuje go w policzek i wychodzę do łazienki.
- Jak będziesz nie posłuszna mężowi, to nie będziesz. Laillen sam sprawdzę - dodaje przez drzwi.
- Niewątpliwie.. - mruczę pod nosem przebierajac się. Tak jak powiedział, nie zakładam dolnej bielizny.
Mam nadzieję, że nie stanie się nic, co rodzice zaczną podejrzewać. Maluję się i gotowa wychodzę. Włosy mam rozpuszczone. Mężczyzna leży na łóżku z bliźniaczkami.
- Moje słodziaki.. Cudowni jesteście
- Jaka piękna ta mamusia, co - mruczy bawiąc się i z jedną i z drugą - taka nasza.
- Przebiorę je - sięgam po córeczki.
- Na fotelu w ich pokoju leży prezent od taty - mówi.
Uśmiecham się i obie ubieram w niebieskie sukieneczki od niego. Mają dwa miesiące i tyle ubrań, że to głowa mała. Czasami sama nie wiem, w co mogę je ubrać. Wszystko takie ładne. Biorę dziewczynki i schodzę na dół.
Tam stół jest już gotowy, a pani Hood podaje na niego przekąski.
Kobieta lubi gotować i umie. Nie można jej zarzucić.
- Wygląda pięknie - mówię wdzięcznie.
- Mam nadzieję, że będzie smakować - uśmiecha się i znika w kuchni.
Louis bierze ode mnie Faith. Idzie otworzyć drzwi.
Czuję coraz większe zdenerwowanie. Boję się, nie chcę afery.
Chcę, żeby to zaakceptowali. Nie robię nic złego. Widzę jak wchodzą do salonu zdziwieni.
Uśmiecham się delikatnie poprawiając Mercedes.
- Cześć córeczko - pierwsza odzywa się mama.
Podchodzę do niej i przytulam uważając na małą. Całuje mnie w policzek, ale zaraz przygląda się dziewczynce.
- To twoje?
- I Louisa..
- Co? - otwiera oczy jeszcze szerzej kompletnie zaskoczona. - Jak to? Gdzie Niall?
- Rozwiedliśmy się - czuję się coraz bardziej niepewnie v
- Laillen jest teraz moją żoną - wtrąca Louis, obejmując mnie w talii. - I chcielibyśmy, aby państwo to zaakceptowali.
Nerwowo poprawiam ubranko małej patrząc na rodziców. Tata ma wymalowany szok na twarzy.
- Powoli - odzywa się pierwszy raz. - Rozstałaś się z Niallem i związałaś ze swoim teściem? I macie dzieci? Skomplikowane.
- Ja... oboje z Niallem popełniliśmy błędy.
- Ale teraz jest to miłość?
Czuję na prawdę wielką ulgę.
- To Faith i Mercedes.
- Piękne księżniczki - mówi mama i bierze ode mnie dziewczynkę. Tata zabiera drugą.
Przytulam się do Louisa. Całuje mnie we włosy. Udało się. Posyła mi uśmiech i wchodzimy głębiej do salonu. Kolacja jest miła, ciągle rozmawiamy. Tato ani na chwilę nie puszcza dziewczynek. Zakochał się bezpowrotnie. Ciągle powtarza, że są cudowne. A one zachwycone, bo lubią być w centrum uwagi.
Jestem na prawdę szczęśliwa. Wszyscy moi bliscy.
Mój humor wciąż jest dobry. Mama i tata usypiają bliźniaczki. Niestety potem muszą iśc. Odprowadzamy ich do drzwi i patrzymy jak Odjeżdżają.
Powoli wracamy do salonu. Lou łapie mnie za rękę i ładuje na kanapie pod nim.
Uśmiecham się i przyciągam go do pocałunku.
Całuje namiętnie i łapczywie. Chyba wypróbujemy kanapę.
Szybko pozbywamy się ciuchów
Louis wbija się we mnie jednym płynnym ruchem. Zdecydowanie mi dobrze.
Łapie się jego ramion gdy wypełnia mnie raz za razem.
- Kocham cie..
- Ja ciebie też - spełniona zasypiam w jego ramionach.
~~~~~~~~~*~~~~~~~~~
A więc to koniec. Ostateczny. Nie będzie drugiej części, bo nie ma ona sensu:)
ALE ZA TO, MAMY DLA WAS NIESPODZIANKĘ, GDYŻ, ALEŻ, PONIEWAŻ POWSTAŁ NOWY BLOG I PISZEMY KOLEJNE OPOWIADANIE O PERWERSYJNYM LOU Z ZASADAMI.
ALE ZA TO, MAMY DLA WAS NIESPODZIANKĘ, GDYŻ, ALEŻ, PONIEWAŻ POWSTAŁ NOWY BLOG I PISZEMY KOLEJNE OPOWIADANIE O PERWERSYJNYM LOU Z ZASADAMI.
Niedługo rozdziały będę się pojawiać. Zapraszamy tutaj http://haunted-fanfiction-tomlinson.blogspot.com/
A ja zapraszam na swojego o Lou, na którym pojawiły się już trzy rozdziały. Ten jest o Aniele.
Dziękujemy za wsparcie, za każdy komentarz i wejście. Kochamy was:)
piątek, 15 maja 2015
|018| Crazy in love.
Pani doktor przejeżdża urządzeniem po lekko wypukłym brzuchu. W skupieniu patrzy w ekran. Mało widzę szczerze mówiąc. Czekam, aż ona coś powie, podkładając rękę pod głowę. Louis miał się zaraz pojawić. Był w delegacji w Tokio. Był tam od tygodnia, ale miał przylecieć. Jednak najwyraźniej nie zdąży. Będą inne wizyty - pocieszam się.
Trudno. Chciał, a to się liczy. To, że go nie będzie nie daje mi wątpliwości, że nie jesteśmy dla niego ważni. Okazuje to na okrągło. Nawet teraz, gdy sytuacja jest opanowana, nie mogę wyjść bez ochroniarza. Albo Luke albo Sam są przy mnie.
Kobieta w średnim wieku posyła mi uśmiech. Czyli wszystko dobrze? Chyba tak. Nie chcę, żeby maluszkowi coś groziło.
- Na kolejnej wizycie będzie można usłyszeć bicie serduszka. A teraz niech pani spojrzy w ekran, pani Tomlinson. To pani dziecko - mówi doktor, pokazując palcem odpowiedzi punkt.
Mrużę oczy, aby dokładniej zobaczyć co ma na myśli.
- Ta kropka? - pytam.
- No już dosyć spora. Prawie trzeci..- przerywa jej otworzenie drzwi i zdyszany Louis. W lekko pogniecionym garniturze. - Spóźnienie, ale zawsze dobrze, że pan dotarł. Zapraszamy.
Uśmiecham się szeroko, gdy siada obok mnie i łapie za rękę. Splata nasze palce, całując mnie w czoło. Kobieta jeszcze raz pokazuje nam kropkę.
- Nasze dziecko.. - mówię szczęśliwa.
- Nasze - powtarza delikatnie ściskając moją dłoń. - Pani doktor ona ma odpoczywać, ale czy może...
Kobieta przenosi na nas wzrok i uśmiecha się.
- Oczywiście panie Tomlinson. To wręcz wskazane. - wraca do dokumentów.
Louis poprawia się na krześle i całuje mnie w usta. A taki bezpośredni jest przeważnie.
Kobieta daje nam zdjęcia usg i przypisuje mi jakieś witaminy.
Podnoszę się, poprawiając bluzkę. Mężczyzna pomaga mi założyć płaszcz. Zabieramy receptę.
- Do widzenia - żegnamy się i opuszczamy gabinet.
Na korytarzu wiernie czeka Sam.
Macham mu z uśmiechem i wychodzę przepuszczona w drzwiach. Lou chowa recepty do kieszeni marynarki i patrzy na mnie.
- Sam cię zabierze, ja mam rozprawę. - mówi.
- Nie mogę iść z tobą?
- Zanudzisz się. Chcę to załatwić. Sarah i jej kolega pójdą siedzieć.
- Ale ja cie tydzień nie widziałam. - robię smutną minę.
Przyciąga mnie do siebie. Stoimy przed kliniką, patrząc sobie w oczy. Uśmiecha się do mnie.
Dobrze wiesz co myślałam, że wiem
To bicie mego serca przyśpiesza, gdy jestem z Tobą.
- Narzeka pani, pani Tomlinson? - mruczy, całując mnie.- Stęskniłam się - wzruszam ramionami.
- Ja też. Ale muszę to załatwić. A ciebie zabiorę na kolację.
- W porządku - jeszcze raz krótko go całuje.
Puszcza mnie i zbiega po schodach do samochodu, w którym czeka Martin. Sam odprowadza mnie do naszego auta. Gdy jedziemy wyciągam telefon i dzwonie do Gio. Jej życie również się uspokoiło. Pogodziła się z Zaynem, a ten wie, że trzeba traktować ją jak księżniczkę. Dziewczynie został jeszcze miesiąc do porodu.
- Cześć - słyszę jęk w słuchawce. - Nienawidzę schodów. Dlaczego tu nie ma windy? - żali się.
- Gdzie? - chichocze pod nosem.
- W naszej kamienicy. O matko... Dobrze, dotarłam na szczyt. Jak wizyta? - pyta.
- Wszystko jest w porządku. Louis przyjechał - mówię podekscytowana.
Śmieje się ze mnie i chyba przekłada telefon do drugiej ręki.
- To przywitaj go dobrze.
- Teraz jest w sądzie
- Po co? Myślałam, że to ty masz rozwód przed sobą. - wzdycha. - Kocham ten fotel.
- Ja wiem Gio, ale skup się.
- Mów jasno i przejrzyście - burczy.
- Chciałam zapytać jak się czujesz.
- Bardzo dobrze. Jak na razie - śmieje się. - Ale mam cudne ubranka, wiesz? One są takie maluśkie. Ale to będzie bad baby.
- Może lepiej nie..
- Cicho! To mój chłopiec. Jak będziesz mieć dziewczynkę to ewentualnie możemy ich sparować.
- Na razie niech się urodzą.
- Dobra, teraz tak poważnie. Niall przyszedł pożyczyć pieniądze.
- Daliście mu? - zagryzam wargę.
Po co Niallowi znowu pieniądze? Louis zablokował mu konto, ale tylko z niepokoju. Na razie mieszkamy razem, lecz mijamy się szerokim łukiem. Martwi mnie jego zachowanie. W coś się wpakował.
- Nie, bo Zayn, wie po co mu są - wyjaśnia.
- Po co? - pytam od razu.
- Niall zaczął grać. To znaczy Ella go w to wciągnęła, bo sama nie miała pieniędzy, wiec chodziła do kasyna.
- Przecież to go zniszczy.
Wzdycha głośno, jakby chciała mi powiedzieć "to już go zniszczyło". Teraz wszystko stało się jasne.
- Muszę z nim porozmawiać - mówię bardziej do siebie.
Giovanna żegna się ze mną. Może jest jeszcze szansa, aby go wyciągnąć. Terapia? Na pewno ktoś mu pomoże. Czemu ta dziewczyna...ugh. Myślałam, że jest odpowiedzialna. Inna. Ale jak człowiek jest uzależniony, to czy myśli? Ciekawe czy Louis już wie. I jeśli tak to co zamierza z tym zrobić. Biorę głęboki oddech i kładę rękę na brzuchu. Nie mogę się denerwować. W domu pierwsze co to kieruje się do kuchni. Mogłabym teraz tylko jeść. Ciągle i ciągle.
Moje dziecko jest wymagające. A to dopiero początek. Robię spaghetti widząc na stole rozłożone plany. Marszczę brwi i ciekawa biorę papiery do ręki dokładnie oglądając.
To jest projekt domu. Dokładnie. Rozłożysty plan.
Wydaje się ładny i bardzo obszerny. Ktoś musiał długo nad tym pracować. Ale co się dziwić? Louis na pewno płaci dużo i wymaga. Zdecydowanie mogłabym tam zamieszkać. Byłoby wspaniale. Nasza trójka. Jeszcze trochę. Jeśli to budowa, to potrwa. Poczekam. Odkładam plany i mieszam sos w garnku. Potem sprawdzam makaron i gdy wszystko jest gotowe nadchodzi moja ulubiona część. Jedzenie. Siadam przy stole. Jeju, ale dobre. Od razu zapełniam brzuch. Dobrze, że zrobiłam jeszcze ciepłą herbatę. Nie spieszę się bo nie mam takiej potrzeby. Ella dalej tu mieszka, bo oficjalnie jest z Niallem. Mi nie przeszkadzają. Wspominałam już, że się mijamy. On studiuje, ona pracuje teraz jako sekretarka w firmie Greena, który współpracuje z Louisem. Zdała kurs i może. A ja siedzę w domu, odpoczywam, robię zakupy, które nosi za mną Sam albo Luke. Mogę poleniuchować.
- Witaj - Louis wchodzi do kuchni, ściągając marynarkę i od razu koszulę. Całuje mnie w czoło. Podchodzi do blatu i bierze sok.
- Jak poszło? - pytam z pełną buzią.
- A jak mogło? - rozkłada ręce,a za chwilę bierze łyk. - Wygraliśmy. Nie wracajmy do tego. - pochyla się nade mną, całując we włosy. - Podziel się - otwiera usta.
- Nie - wkładam sobie do ust kolejną porcję.
- Chcę syna - mówi, kiwając głową.
Całuje mnie w szyję. Śmieję się i tym razem go karmię. Mówi niewyraźnie, że pyszne, a potem się odsuwa. Siada obok, zbierając plany. Nie odzywam się. Opieram głowę na ręce i patrzę na niego uważnie. Stęskniłam się przez tydzień. To dużo. Przywykłam, że jest ciągle przy mnie. Prócz ośmiu godzin w pracy.
- Podobają ci się? - pyta, przeczesując palcami włosy. No tak. Nawyk.
- Tak. Wyglądasz na prawdę dobrze.
- Pytałem o plany - patrzy na mnie zdziwiony.
Wybucham śmiechem ciesząc się że nic nie miałam w buzi. Louis gromi mnie wzrokiem, obrażony. Pochylam się nad stołem i go całuje.
Oddaje pocałunek, a potem uśmiecha się znacząco. Wyciąga rękę i pociąga za dekolt mojej białej bluzki.
- Dostałem zgodę od pani doktor - to on potrzebuje zgody?
- A moja się liczy? - podnoszę brew.
- A chcesz coś negować? - przesuwa palcami po wykończeniu miseczki stanika.
- Nie, nie mam takiego zamiaru..
- Więc gdzie mam cię wziąć?
- Nie w kuchni - wstaję i łapię go za rękę.
Podnosi się, podążając za mną. W salonie, pociąga mnie do tyłu. Mój tyłek napiera na jego biodra, a on całuje mój kark.
- Louis nie tutaj.. - mrucze.
- Wiem, że nie tutaj - odpowiada.
Wywracam oczami i uwalniam się z jego uścisku żeby iść dalej. Przechodzimy na nasze skrzydło i wchodzimy na piętro. Dopiero teraz zaczynam czuć jak bardzo mi go brakowało. Teraz metr między nami to dla mnie za dużo. Nie pamiętam kiedy się kochaliśmy. To naprawdę było dawno. A przecież ciąża to nie choroba. Zaraz za drzwiami sypialni przywieram do niego ustami. Ciepło bijące od jego nagiego torsu jest takie przyjemne.
Do tego mocno mnie obejmuje i oddaje pocałunki. Popycha mnie w stronę łóżka. Opadam na nie plecami nie mając już na sobie spodni. Czuję ekscytacje w całym ciele. Mój oddech znacznie przyśpiesza. Louis rozsuwa moje nogi i składa krótkie pocałunki na udach. Uśmiecham się pod nosem zamykając oczy. Odsuwa palcem materiał mojej bielizny i po chwili ją zsuwa. Podsuwam się do góry i ciągne mężczyznę na siebie rozpinając mu spodnie.
- Cały tydzień to za dużo - dyszy, pomagając mi.
- Tak... o siedem dni - całuje jego klatkę.
- A na pewno nic się nie stanie maleństwu? - podsuwa moją bluzkę i ściąga ją.
- Jest bezpieczne - zapewniam go.
- Dobrze, moja piękna...prawie żono - zostawia mnie nagą.
Ja również pozbywam go reszty ubrań i po chwili się kochamy.
~~~~~*~~~~~
Przybywamy z ostatnim rozdziałem! Czeka nas jeszcze epilog.
sobota, 9 maja 2015
|017| I Think I'm Ready
- Jestem w ciąży - mówię tak cicho, jak to tylko możliwe. Może akurat nie usłyszał. Proszę...
- Jesteś w ciąży - powtarza tak samo jak ja. Patrzy mi w oczy, a potem powoli spogląda na mój brzuch. Kładzie dłonie na moich biodrach. - Jesteś w ciąży...
- Ja naprawdę nie chciałam.. Nie planowałam...
- Jesteś w ciąży i nosisz dziecko - szepcze, podsuwając moją koszulkę do góry.
- On powiedział te wszystkie rzeczy... Chciałam z nim zostać tylko dla dziecka. Chciałam być z tobą, ale dziecko mus...potraktował mnie okropnie - zamykam oczy, chcąc się uspokoić.
Louis głaszcze mój policzek. Jest dziś taki delikatny. Taki miły. Nie będę płakać. Biorę głęboki oddech.
- Tutaj tak? - palcami przesuwa po odkrytej skórze.
Nie dociera do mnie to, co mówi.
- Przepraszam, że wszystko popsułam.
- Nie wiem, co masz na myśli, ale udam ze nie słyszałem. Będę dziadkiem czy ojcem? - pyta patrząc mi w oczy.
- Zawsze się zabezpieczałeś.. - mówię choć tak bardzo chciałabym się mylić.
W ciszy kiwa głową. Posyła mi słaby uśmiech i przytula.
- A kim chcesz, abym był? - szepcze do mojego ucha.
- Jeżeli tylko mnie chcesz, jeśli nie.. nie zostanę tu dłużej. Nie po tym wszystkim.
- Chcę być z tobą. Chcę, żebyś dala mi dzieci. Żebyśmy stworzyli dom i rodzinę. - mówi i po chwili zmienia ton. - Co nie zmienia faktu, że wciąż będę bardzo apodyktyczny ze zmianami humoru. Chcesz mnie?
- Całego - na nowo się w niego wtulam. Jestem pewna swoich słów.
Teraz wiem, że on nie da mnie skrzywdzić. Nie pozwoli na to. Wrócił do mnie. Trochę połamany ale wrócił. Śmieję się cicho na tę myśl i całuję jego ramię. Nie obchodzi mnie już, co powie Niall. To on zrobił wszystko, abym podjęła taką a nie inną decyzję. Stało się. Louis przeciąga mnie na swoje kolana. Ostrożnie mnie obejmuje i siedzimy w ciszy, przerywanej naszymi oddechami.
Byłeś taką niespodzianką
Nieoczekiwanym podarunkiem
- To nie tak miało być - mówię, przerywając długo trwającą ciszę.- Dziecko? - patrzy na mnie. - Wiesz, że to trochę za wcześnie, ale nie stoi na przeszkodzie. Chciałbym, że byś powiedziała mi jaką podjęłaś decyzję. Po prostu. Spójrz mi w oczy i powie, co chcesz zrobić.
- Chcę odejść od Nialla.,. - to pierwsze wychodzi z moich ust.
To poważna rozmowa. Przyszedł na to czas. Nie mogę dłużej żyć na dwa fronty. Albo jeden albo drugi. Ten pierwszy wczoraj pokazał mi, jak mu zależy. Nie chce dziecka, a mnie traktuje...Kręcę głową na samo wspomnienie.
- Przepraszam za każdy raz kiedy cię zraniłam. - niepewnie patrzę mu w oczy.
- Nie ważne - odpowiada i posyła mi delikatny uśmiech. - Może chociaż to dziecko uda mi się wychować lepiej.
- Co będzie z tobą i Niallem?
- To od niego zależy, czy zaakceptuje to wszystko. Na razie to muszę zablokować mu dostęp do konta. Wydaję mi się, że on ma z czymś problem i te pieniądze idą na marne.
- Problem?
- Dowiem się - zapewnia mnie. - Dobrze, koniec gadania. W tej chwili musisz coś zjeść.
Uśmiecham się delikatnie i wstaję idąc za nim. Wchodzimy do kuchni, gdzie jest Ella. Dopiero zaczyna robić śniadanie.
- Zwalniam cię - mówi Louis.
Otwieram szeroko oczy i patrzę prosząco na mężczyznę. Nie ma powodu, żeby pozbawiać ją pracy. Dobrze wykonuje swoje obowiązki.
- Dlaczego? - pyta.
- Ponieważ mój syn nie ma pieniędzy, aby ci płacić, a skoro my się wyprowadzamy - wzrusza ramionami i patrzy na mnie.
Czuję jak robię się cała czerwona. Jest taki bezpośredni. Mógł to.... jakoś delikatniej.. O czym ja mówię? To jest Louis. Szef, którego nie obchodzi zdanie innych. Dziewczyna jest zmieszana i zaskoczona, równocześnie. Kompletnie nie wie, co ma powiedzieć.
- Louis.. - mówię cicho chcąc żeby jakoś zmienił zdanie.
- Słucham? - patrzy na mnie. - Ella chyba nie będzie pracować dla swojego kochanka - wyjaśnia.
- Louis.. - proszę go.
- Laillen, powiedziałem nie. Rozumiesz słowo "nie?" Nie chcę o tym dyskutować. Załatwię jej inną pracę, nie zostanie na lodzie.
Zakładam ręce na piersi i unikam wzroku dziewczyny.
- Dziękuję - mówi brunetka. - Po tym jak potraktowałam panią, nie wiedziałam czy nie wylecę od razu, a jednak będę mieć prace.
- Sypiasz z nim? - pytam niepewnie.
Ella patrzy na mnie nieco zaskoczona. To nie moja wina. Skoro wszystko wychodzi na jaw, to chcę wiedzieć. Mam takie prawo. Louis odsuwa się ode mnie i zaczyna robić śniadanie. Ignoruje nas. Nie spuszczam wzroku ze sprzątaczki.
- Jeszcze nie - odpowiada cicho i opuszcza kuchnię.
Ciszę przerywa Gio, która pojawia się w kuchni. Nieco zaspana i jeszcze o niczym nie wie.
- Pan Tomlinson! - otwiera szeroko oczy.
Naprawdę zdziwiona patrzę jak szeroko uśmiechnięta przytula się do jego boku. Czy ja znowu o czymś nie wiem?
- Dzień dobry - mówi trochę zaskoczony jej reakcją. - Widzisz? Laillen, ty się tak nie ucieszyłaś na mój widok.
- Byłam trochę zmęczona - mówię zajmując miejsce przy stole.
- Wiem - uśmiecha się i podaje mi talerz z tostami.
Gio również dostaje śniadanie.
Siedzimy we trójkę, jednak żadne z nas się nie odzywa. Dziewczyna nam się przygląda i myśli, że tego nie zauważę.Przecież to jasne, że jest ciekawa, co ustaliliśmy.
Śmieje się podczas nosem jednak dalej nic nie mówię.
Zaraz wyjdzie z siebie. Jest ciekawską osobą i wszystko musi wiedzieć.
- Jak się czujesz? - pytam patrząc na nią.
- Ty mnie nie pytaj jak się czuję, tylko mi wszystko wyjaśnij - wierci się na krześle.
- Gio, nie teraz - mówię trochę skrępowana obecnością Louisa.
Wywraca oczami. W progu pojawia się Martin oraz z Zayn z różami.
- O nie.. - wstaję zanim przyjaciółka zdąży się choćby odezwać.
- Co robisz w moim domu? - pyta Louis, który podnosi się i wyprzedza mnie.
- Nie przyszedłem do ciebie - odzywa się spokojnie Mulat.
- Och z pewnością. Nie lubię róż - rzuca ironicznie. - Czego?
- Gio, porozmawiaj ze mną - zwraca się do dziewczyny.
- Na tarasie - mówi i podchodzi do niego.
- Gio, nie idź - łapię jej ramię.
Patrzy na mnie prosząco. Próbuje mnie zapewnić, że nic jej nie będzie. Ale ja się o nią boję, nie ufam już Zaynowi. Gdyby jej się znów coś stało. Nie chcę. Dziewczyna kiwa jedynie głową i wychodzą z kuchni. Louis sprawną ręką odwraca mnie do siebie.
- Tutaj nic jej nie grozi - zapewnia mnie i całuje.
Odsuwam się jednak i kładę głowę na jego torsie. Jestem przybita. Jeszcze czeka mnie rozmowa z mężem. Pięknie.
- chyba pójdę się przejść...
Louis mnie puszcza i wzdycha. Przewietrzę się. Całujeę jego policzek i idę do holu. Wyciągam cienki płaszczyk i naciągam na nogi botki na obcasie. Gotowa, opuszczam dom. Sam idzie kawałek za mną. No tak. Ochrona.
- Nie możesz iść po prostu obok i ze mną porozmawiać? - pytam odwracając głowę.
- O ile wiem, to chce pani się odprężyć. - odpowiada brunet w wieku Louisa.
- Chcę być z dala od nich.
Kiwa jedynie głową. Idzie obok, ale nic nie mówi.
Chodzimy po Liverpoolu bez celu. Przynajmniej nastawiam się na rozmowę z Niallem. Nie będzie łatwo. Zastanawia mnie jaki ma problem. Po co mu tyle pieniędzy? No i nie chcę, aby zaczął nadużywać alkoholu. Przecież w jakiś sposób mi na nim zależy.
Wracam po ponad trzech godzinach i czuję się znacznie lepiej.
Bezpiecznie odprowadzona wchodzę do salonu. Em...Pobili się. Widzę obu mężczyzn w salonie. Obaj mają poobijane twarze i...o boże krew. Kładę ręce na biodra. Nie było mnie długo. Wiem, ale czy oni nie mogą się powstrzymać. Ella opatruje Nialla. Gio trzyma lód Louisowi. Zayn sprząta.
To wygląda trochę dziwnie. Co Malik nadal tutaj robi ? Zdejmuje buty i niepewnie podchodzę do reszty. Nie wygląda, aby on dostał. Nic mu nie jest. Czyli nie brał w tym udziału.
- O moja zona wróciła. Myślałem, że polazłaś do kolejnego - warczy Niall. Louis od razu rzuca się w jego stronę.
Wbiegam między nich nie chcąc, by znowu zaczęli się bić. Niall ma rację i nie mogę mieć żalu o jego słowa.Zdradziłam go. Może zraniłam, ale on mnie też. Blondyn odsuwa się, a mężczyzna łapie mnie w talii i mierzy go wzrokiem. Obojgu z nosa spływa stróżka krwi.
- Czyje jest to dziecko? - pyta Niall.
- Louisa.. - mówię wbrew swoim przypuszczeniom. Prawie pewne jest, że to Niall jest ojcem.
Ale dzisiaj ustaliliśmy coś i tego chcę się trzymać. Wychowamy je razem.
- Dobrze - mówi chłopak. - Ale kurwa po prostu w głowie mi się nie mieści, że mój ojciec pierdoli ciebie, rozumiesz? - patrzy na mnie z wyrzutem. - Może ci jeszcze płaci.
- Nie mów tak - nie mam odwagi spojrzeć mu w oczy.
- Posłuchaj gówniarzu - odzywa się Louis. - Laillen nie jest dziwką za którą ją teraz uważasz. I to nie ona żeruje na moim koncie. Nie wiem po co ci są te pieniądze, ale mnie to martwi i więcej nie dostaniesz. Lail jest inteligentną kobietą i samodzielnie podjęła decyzję.
- Też nie jesteś święty - odzywa się Gio mówiąc do blondyna.
- Możesz się nie wtrącać mala idio...- nie kończy, bo Zayn staje przy nim. Bardzo przy nim. - Nie ważne.
- Co on tu jeszcze robi? - pytam cicho Louisa.
- Chce ją zabrać - odpowiada do mojego ucha. - Możemy zamknąć się w sypialni, udać ze nas nie ma i móc w końcu cieszyć się z dziecka? Przez chwilę chcę być egoistą -dodaje.
- Ale Gio...
Pokazuje na nią. Uśmiecha się i przytula do Zayna. On ją delikatnie obejmuje.
Znowu z nim wróci i będzie czeka,ć aż spierze ją na kwaśne jabłko ? To taki bumerang. Chyba, że zrozumiał swoje błędy. Wiem że podjęła już decyzję i nie dam rady jej przekonać. Łapi rękę Louisa i ciągnę za sobą.
Idziemy na górę do jego sypialni. Tu jest tak cicho. Spokojnie.
Wręcz rzucam się na łóżko i tylko czekam żeby poczuć go obok siebie. Mężczyzna zdejmuje szynę i ociera ręką krew. Wchodzi do łazienki, a dwie minuty później jest juz obok.
- Daj rękę - prosi.
Obracam się do niego i podaje swoją dłoń. Całuje ją, zsuwając obrączkę. Patrzę na to uważnie. Nie przeszkadzam mu. Moje małżeństwo już nie istnieje.
Jedyne co po nim zostało to dokument i dziecko. Ale ono będzie Louisa. Nawet jeśli nie jest faktycznie jego. Wiem, że się nami zajmie.
- Pójdziemy do lekarza. Muszą się tobą zająć - mówi, opierając się na ręce.
- Tak bym chciała by jednak było twoje..
- Może jest. - kładzie dłoń na moim brzuchu, lekko się krzywiąc. - Czy to ważne? Niall tez nie jest moim biologicznym synem.
- Jak to teraz będzie? - pytam przytulając się bardziej.
- Chciałbym, aby twoje nazwisko było jedynie moim. - całuje mnie krótko, ale czule. - Wyprowadzimy się i zapewnimy małej dom.
- Nie wiesz czy to ona. - uśmiecham się i humor nagle mi się poprawia.
- Mam taką nadzieję. - znów podsuwa moją bluzkę. - Zwalniam cię.
- Zostawiasz ciężarną bez pracy?
- Zwalniam cię jako twój mężczyzna u twojego szefa. A że jestem tym i tym kochanie, to zrobię to bez zbędnych formalności - uśmiecha się i pochyla nade mną. - Nie próbuj dyskutować.
- Nie będę proszę pana - oplatam jego szyję i całuje go.
Wolno oddaje pocałunek. To wszystko działo się tak szybko. Porwanie, ciąża, prawda. Ale teraz wracamy na dobry tor. Louis nie pozwala mi myśleć, całując mnie nieco namiętnie.
- Kocham cie - szepcze między pocałunkami.
- Ja ciebie też kochanie - odpowiada równie cicho. Muska moje wargi raz jeszcze i przyciąga mnie do siebie.
~~~~~*~~~~~~
Proszę, wchodźcie na moje nowe opowiadanie. Ono też jest o Lou :)
http://see-you-again-365days-fanfiction.blogspot.com/
piątek, 8 maja 2015
piątek, 1 maja 2015
|016| Crazy.
~Laillen~
Po ciężkiej rozmowie z Gio, jestem wyczerpana. Ona go kocha. Ufa mu. Na razie poprosiłam, aby tu została. Jest w ciąży i musi odpoczywać. Rzeczy jej się podobały. Chociaż tyle. Jest sobota rano, kiedy siedzę z Louisem w salonie i oglądamy poranną telewizję. Obejmuje mnie ramieniem, powoli przesuwając palcem po myszce. Kątem oka zauważam, że sprawdza konto. Mężczyzna całuje moją skroń. Niall jest na basenie, wiec będziemy widzieć gdy będziesz szedł. Czuję się dobrze, opierając o jego tors, ale męczy mnie jedna sprawa. Nie włamanie, nie te wszystkie problemy. Nawet nie malinka na szyi mojego męża. Nie wiem jak dam radę. Stało się coś i nie mogę tego cofnąć.
Za każdym razem kiedy spoglądasz na mnie
Moje serce wariuje, nie da się tego ukryć
- Idę się położyć. - nieco mijam się z prawdą, całuje jego policzek i wstaję.Mam zamiar iść na górę. Chcę się jeszcze raz upewnić.
- Dopiero wstałaś - patrzy na mnie zdziwiony. - Powiedz swojemu mężowi, że musimy porozmawiać na temat tego, że wydaje i wypłaca duże kwoty.
- Są przelewy? - zaciekawiam się i patrzę na ekran komputera.
Pokazuje na swoje kolana. Siadam na nich, a on mi wszystko wyjaśnia. Rzeczywiście co parę dni wypłacę duże ilości.
- Nie rozumiem. Nic mi to mówi. - marszczę brwi zdezorientowana.
- Mi również - odpowiada i po chwili zamyka laptopa. - Idę z nim porozmawiać - mówi.
- Dobrze - kiwam głową i go puszczam.
Znika w korytarzu. Odkładam komputer na ławę. Na dół schodzi Gio oraz Ella. Rozmawiają.
Patrzę na nie wymuszając uśmiech. Polubiły się co mnie cieszy. Ale chcę, żeby moja przyjaciółka mi ufała. Musi mi mówić, jeśli coś się dzieje.
- Gio? - wstaje obejmując się ramionami. - Możemy porozmawiać?
- Jasne - kiwa głową i do mnie podchodzi. Ella zostawia nas, idąc na skrzydło Louisa sprzątać.
- Chcę ci coś pokazać - łapie ją za rękę i ciągnę na górę, do swojej sypialni.
Zdziwiona podąża za mną. Wchodzimy do pomieszczenia. Zamykam za sobą drzwi, a dziewczyna siada na naszym łóżku, głaszcząc brzuch. Ubrała ogrodniczki które jej kupiłam i białą bluzkę pod to.
Klękam przy szafce nocnej i wyciągam dobrze schowany test ciążowy.
- Jesteś pierwsza która się dowiaduje.
- Jesteś w ciąży? - pyta zaskoczona.
Jej oczy od razu robią się większe.
- To tylko jeden test. Tu mam drugi - pokazuję na nie otwarte pudełko.
- Na co czekasz? - powoli się podnosi. - Sprawdź. O Boże, dziewczyno...To chyba nie jest dobry moment, co?
- Nie, nie jest - mruczę i wchodzę do łazienki.
Dziewczyna pojawia się tam pięć minut później. Obie czekamy na wynik.
- A jeśli, to czyje?
- Na dziewięćdziesiąt procent Nialla. Louis się zabezpiecza, a my ostatnio... no wiesz.
- Więc chyba lepiej będzie jeśli nie będziesz w ciąży - kiwa głową. - No i chyba twojemu mężowi się do tego nie śpieszy.
- O co ci chodzi? - zagryzam nerwowo wargę.
- Oto, że Niall się bawi. Nie będzie zmieniał pieluch. Wybacz, ale częściej bywa u nas i z kolegami grają w pokera. Moja droga mam oczy. To wieczny student. Poza tym...on ma 21 lat. Nawet ślub to była pochopna decyzja - odpowiada i wzrusza ramionami.
Z tym się zgodzę. Już wcześniej stwierdziłam, że nieco to szybko. Wsuwam ręce do kieszeni spodni.
- Nie cofnę czasu. - test wychodzi pozytywny przez co tracę ostatnie nadzieje.
- Spokojnie - przytula mnie. - Powiedz...im, bo nie wiadomo czyje i pójdźcie do lekarza. Będziesz znała mniej więcej datę.
- Mówię ci przecież. Louis zawsze pamięta. To z Niallem nie uważałam...
- Nie możesz mieć pewności, ale wiesz co? Masz pewność, że o ciebie zadbają. Jak nie jeden to drugi, nawet jak nie chcą dziecka. Zwłaszcza ten drugi ci nieba uchyli. A ja? Ja nie wiem czy mnie nie pobije, jak mu nie zasmakuje obiad. Moje dziecko potrzebuj ojca - mówi, pociągając nosem. - Nie ważne. Na spokojnie. Albo idź sama do lekarza i poznaj datę.
- Gio musisz zostawić Zayna. Sama pomyśl... co jeśli kiedyś zrobi coś twojemu maleństwu? - przytulam ją mocno sama tego potrzebując. Nie odpowiada. Stoimy w łazience, objęte. To dodaje mi trochę otuchy. Nie tak chciałam. To za szybko. Boję się. Zostawią mnie. Na dół schodzimy dopiero na obiad. Jestem ciekawa jak poszła rozmowa między mężczyznami. Mam nadzieję że to nic poważnego. Jak na razie odsuwam od siebie myśl o ciąży. Przez chwilę nie chcę się zamartwiać. Widzę, że Louisa nie ma, kiedy siadamy do stołu. Niall wydaje się być trochę poddenerwowany, ale łapie moją dłoń i życzy smacznego.
Ella przygotowała kurczaka z warzywami. Mm...Na pewno dobre, a ja nie jadłam od rana przez nerwy. Gdzie Lou? Zastanawiam się, przełykając kęs. Dzisiaj sobota. Nie pracuje, nie miał spotkań. Sama sprawdzałam. Nie pytam o to swojego męża nie chcąc wzbudzać podejrzeń. Zapewne po prostu wyszedł. W jego przypadku to nawet nie jest specjalnie dziwne.
On często ma chwilę wyciszenia. Tak jak u mamy. Zdenerwował się, wyszedł i wrócił spokojny. W zasadzie dobry sposób.
Sięgam po szklankę soku i wtedy wchodzi Martin oraz Sam. Nie mają wesołych min, ale oni nigdy się nie uśmiechają. Chyba.
- Myślę, że mamy ważną informację do przekazania - mówi ten pierwszy. - Pan Tomlinson został dzisiaj uprowadzony.
Szklanka wypada mi z dłoni rozbijając się pod moimi nogami. Wiadomość, którą przekazał Martin, jeszcze raz uderza we mnie. Potem znów i znów.Kompletnie tego nie rozumiem. Nie jestem w stanie..
- Trzeba zadzwonić na policje.. - Mówię głucho.
- Policja zacznie poszukiwania po upływie 24 godzin - wyjaśnia Sam. - Przykro nam, ale nalegał, że chce być sam. Nie byliśmy w stanie..Zajmiemy się tym, proszę pani - mówi i obydwoje wychodzą.
Sam? Czy on zwariował? Gdzie poszedł? Nam załatwia ochronę, a sam zachował się nieodpowiedzialnie. Jestem zła, przerażona i nie wiem co jeszcze. Na pewno wszystkie emocje da się po mnie poznać. Nie wierzę. Giovanna delikatnie mnie przytula.
- Kurwa - Niall klnie i wstaje. - On się znajdzie, jasne, że się znajdzie - chodzi po salonie. - To mój ojciec. Uparty. A ty coś się tak przejęła? - warczy w moją stronę. - Nienawidzisz go to dla ciebie problem z głowy.
Przenoszę na niego wzrok zszokowana jego słowami.
- Jak możesz tak mówić? - to co usłyszałam nie mieści mi się w głowie.
- Taka prawda - jest wściekły. Może nie panuje nad tym. Może nie chciał. - Masz święty spokój.
Piorunuję go wzrokiem i szybko wychodzę z salonu czując napływające mi do oczu łzy.
Gio biegnie za mną bez słowa. To zabolało. Bardzo. Ja...On wróci jeszcze? Musi do mnie wrócić. Wiem że wróci. Nie poradzę sobie bez niego. Siadam na schodach do jego skrzydła. Kto chce nam spieprzyć życie?
Chowam twarz w dłoniach i zaczynam płakać. Gio siedzi tak ze mną ponad godzinę pocieszając mnie. Później idzie do siebie, a ja niechętnie wlekę się, bo tylko tak to można nazwać, do sypialni.
Kładę się na łóżku i przytulam policzek do poduszki. Nie płaczę, bo jestem zmęczona. Zostawiam oba testy na wierzchu. Skoro tak mnie traktuje, niech w podobnie czuły sposób dowie się że zostanie ojcem. Zamykam oczy i zasypiam.
Budzę się, gdy muszę siusiu. Powoli się podnoszę. Nie ma testów. Czyli juz wie. Biorę głębszy oddech i ubieram sweter idąc do łazienki. Nawet nie wiem która jest godzina. Nie wiem, czy jest noc, czy może jeszcze wieczór. Załatwiam się i wychodzę. Jestem głodna, chociaż wiem, że niewiele zjem. To przez nerwy. Martwię się jak chyba jeszcze nigdy. Cicho schodzę na dół. Gdzie jest Niall? Rozglądam się. Salon. Tak jest w salonie, pijąc alkohol. Na stoliku stoi pusta butelka wódki.
Stoję chwilę w miejsce patrząc na niego. Bez słowa przechodzę do kuchni. Szczęśliwy to on nie jest. Ale ja również nie skaczę z radości.
- Podam kolacje - Ella podnosi się z krzesła i podchodzi do lodówki.
- Chcę tylko jogurt. - przytrzymuję ją i sama podchodzę do lodówki.
Kiwa głową i siada, patrząc jak wyjmuję mały pojemnik. Więcej nie przełknę.
- Rozmawiałaś może z Niallem? - pytam cicho.
- Uspokajałam. Był wściekły - wyjaśnia. - Potem zaczął pić i juz nic nie powiedział.
- Wściekły z powodu ojca?
- Nie. Ze zostanie ojcem. Jak to wyjaśnił jest za młody na pieluchy -krzywi się. - W sumie ma rację. To chwyt? - pyta.
Nieruchomieję patrząc na nią.
- Co takiego powiedziałaś?
Nie patrzy na mnie. Nie odpowiada. Jeździ palcem po blacie.
- Dlaczego tak mówisz? Odpowiedz - mówię lekko zdenerwowana.
- Nie wiem, tylko spytałam - wyjaśnia wzruszając ramionami. - Może chce go pani za wszelką cenę przy sobie zatrzymać.
- Trzymam go i bez ciąży. Jesteśmy małżeństwem.
- Ale to są też i pieniądze. Zawsze mógłby chcieć inną i nic. A tak to będzie dziecko - warczy. Co z nią nie tak?
- Kocham jego, nie pieniądze. - Twardo patrzę w jej oczy.
- Czyżbyście się kłóciły o mnie? - bełkocze i staje obok. - Ty zrób mi kolację, a ty zejdź mi z oczu - mówi do mnie. - Ciężarna kobieto - prycha.
- Chcę tylko jogurt. - przytrzymuję ją i sama podchodzę do lodówki.
Kiwa głową i siada, patrząc jak wyjmuję mały pojemnik. Więcej nie przełknę.
- Rozmawiałaś może z Niallem? - pytam cicho.
- Uspokajałam. Był wściekły - wyjaśnia. - Potem zaczął pić i juz nic nie powiedział.
- Wściekły z powodu ojca?
- Nie. Ze zostanie ojcem. Jak to wyjaśnił jest za młody na pieluchy -krzywi się. - W sumie ma rację. To chwyt? - pyta.
Nieruchomieję patrząc na nią.
- Co takiego powiedziałaś?
Nie patrzy na mnie. Nie odpowiada. Jeździ palcem po blacie.
- Dlaczego tak mówisz? Odpowiedz - mówię lekko zdenerwowana.
- Nie wiem, tylko spytałam - wyjaśnia wzruszając ramionami. - Może chce go pani za wszelką cenę przy sobie zatrzymać.
- Trzymam go i bez ciąży. Jesteśmy małżeństwem.
- Ale to są też i pieniądze. Zawsze mógłby chcieć inną i nic. A tak to będzie dziecko - warczy. Co z nią nie tak?
- Kocham jego, nie pieniądze. - Twardo patrzę w jej oczy.
- Czyżbyście się kłóciły o mnie? - bełkocze i staje obok. - Ty zrób mi kolację, a ty zejdź mi z oczu - mówi do mnie. - Ciężarna kobieto - prycha.
Jak może tak do mnie mówić? To boli. Zamykam oczy i biorę głęboki oddech. Mam dosyć nerwów na dzisiaj. Łapię go za rękę i siłą zaciągam do salonu.
- W tej chwili mnie Przeproś.
- Nie mam kurwa za co - syczy. - Trzeba było się pilnować.
- To ty zrobiłeś mi dziecko! - krzyczę.
Wzrusza ramionami i bierze butelkę z ławy. Naprawdę go nie poznaję. Nie był taki agresywny. Nie miły. Zawsze kochany i czuły. Myślałam, że chce mieć dzieci. Niby wcześnie, ale...Mógłby się ucieszyć. Sama nie dam rady.
- W tej chwili mnie Przeproś.
- Nie mam kurwa za co - syczy. - Trzeba było się pilnować.
- To ty zrobiłeś mi dziecko! - krzyczę.
Wzrusza ramionami i bierze butelkę z ławy. Naprawdę go nie poznaję. Nie był taki agresywny. Nie miły. Zawsze kochany i czuły. Myślałam, że chce mieć dzieci. Niby wcześnie, ale...Mógłby się ucieszyć. Sama nie dam rady.
- Przez ciebie mamy jedynie problem - potrząsa mną.
- Nie - robię krok od niego - Ja mam dziecko, ty masz problem. Jest twój - mówię wymijając Ell. Ocieram łzy i idę na górę.
- Laillen - słyszę za sobą Louisa. - Dlaczego ona płacze? Co jej zrobiłeś? - jego głos jest zmęczony, ale słychać nutkę złości.
Zatrzymuje się w pół kroku, a moje serce przestaje na chwilę bić. To prawda czy mam już przesłuchy? Wrócił? Znaleźli go? Boje się odwrócić i rozczarować.
Obejmuję się ramionami czekając. Chcę mojego Louisa.
- O tatuś wrócił. Twoje zdrowie! - krzyczy Niall.
- Nie - robię krok od niego - Ja mam dziecko, ty masz problem. Jest twój - mówię wymijając Ell. Ocieram łzy i idę na górę.
- Laillen - słyszę za sobą Louisa. - Dlaczego ona płacze? Co jej zrobiłeś? - jego głos jest zmęczony, ale słychać nutkę złości.
Zatrzymuje się w pół kroku, a moje serce przestaje na chwilę bić. To prawda czy mam już przesłuchy? Wrócił? Znaleźli go? Boje się odwrócić i rozczarować.
Obejmuję się ramionami czekając. Chcę mojego Louisa.
- O tatuś wrócił. Twoje zdrowie! - krzyczy Niall.
Zamykam oczy, próbując się nie rozpłakać. Co jest z nim nie tak? Zmienił się. Czuję mężczyznę za sobą. Delikatnie mnie przytula i odwraca.
- Kto ci to zrobił? - pytam na nowo się rozpłakując. - Tak się bałam..
Całuje mnie w czoło. Jego koszula jest podarta i ubrudzona. Jedynie syczy z bólu, gdy mocniej przytulam się do jego ramienia.
- Kto ci to zrobił? - pytam na nowo się rozpłakując. - Tak się bałam..
Całuje mnie w czoło. Jego koszula jest podarta i ubrudzona. Jedynie syczy z bólu, gdy mocniej przytulam się do jego ramienia.
- Jestem - szepcze. - Powiedz, co się stało?
- Nic, nic - podciągam nosem. - Byłeś na policji?
- Jutro. Najpierw musiałem do ciebie. - przesuwa rękoma po moich plecach sprawdzając, czy nic mi nie jest.
Przytulam się jeszcze mocniej nie patrząc na to że go to boli. On tutaj jest. On tutaj jest. Jest. Cały. Mój. Trzyma mnie w ramionach, pozwalając abym się uspokoiła. Jednak nie trwa to długo. Niall odpycha mężczyznę ode mnie.
- Nic, nic - podciągam nosem. - Byłeś na policji?
- Jutro. Najpierw musiałem do ciebie. - przesuwa rękoma po moich plecach sprawdzając, czy nic mi nie jest.
Przytulam się jeszcze mocniej nie patrząc na to że go to boli. On tutaj jest. On tutaj jest. Jest. Cały. Mój. Trzyma mnie w ramionach, pozwalając abym się uspokoiła. Jednak nie trwa to długo. Niall odpycha mężczyznę ode mnie.
- Ty stary weź się odpierdol od mojej żony, dobra? - mówi niewyraźnie i stawia butelkę na stół. Zaciska pięść i uderza Louisa na co ten nie był przygotowany.
- Niall! - piszcze i podbiegam do męża łapiąc go. Co on wyprawia?
Wyrywa mi się, a Louis ociera krew z nosa. Obydwaj ledwo stoją na nogach. Jeden bo pijany, drugi bo zmęczony.
- Niall! - piszcze i podbiegam do męża łapiąc go. Co on wyprawia?
Wyrywa mi się, a Louis ociera krew z nosa. Obydwaj ledwo stoją na nogach. Jeden bo pijany, drugi bo zmęczony.
- Nie przeginaj - warczy starszy. - Nie toleruję takiej ilości alkoholu w moim domu. Nie toleruję takiego traktowania kobiet w moim domu. Niedługo przestanę tolerować ciebie. W moim domu -odpowiada łapiąc go za koszulkę. - Przeprosisz teraz Laillen za każdą łzę, która wypłynęła w dzisiaj przez ciebie.
Patrzy na niego zdziwiony i przestraszony. We mnie również narasta strach. Louis nad sobą nie panuje. Nie wiem, co może zrobić. On łatwo wpada w złość. Poza tym dobrego dnia dzisiaj nie miał. Też nie będę tej soboty dobrze wspominać.
Patrzy na niego zdziwiony i przestraszony. We mnie również narasta strach. Louis nad sobą nie panuje. Nie wiem, co może zrobić. On łatwo wpada w złość. Poza tym dobrego dnia dzisiaj nie miał. Też nie będę tej soboty dobrze wspominać.
- Ja..- Niall bierze głęboki oddech. - To moja żona - powtarza. - Nie możesz..Jest moja.
- Niall przypominam ci co powiedziałam - odzywam się cicho.
- Zamknij się kobieto - mówi teraz do mnie. Louis mocniej zaciska ręce na jego koszulce, ale nie uderza go.
- Niall przypominam ci co powiedziałam - odzywam się cicho.
- Zamknij się kobieto - mówi teraz do mnie. Louis mocniej zaciska ręce na jego koszulce, ale nie uderza go.
- Pomóż mi - prosi przenosząc na mnie wzrok. Oczy ma ciemne. - Pomóż, nie chcę i nie mogę go skrzywdzić chociaż jest kretynem.
- Puść go. Proszę.. To dzień jest trudny dla wszystkich.
- Właśnie ojcze. Ty się tam gdzieś zagubiłeś. Była drama time, ale teraz jak juz jesteś i dałeś o sobie znać, to daj nam święty spokój - Mówi Niall wyrywając się.
- Niall chodź - łapie jego dłoń. I odciągam od bruneta.
Blondyn chwyta butelkę ze stołu. Boże. On zaraz będzie się zataczał. - Laillen - mówi Louis. - Chodź ze mną. Proszę. On może ci dzisiaj zrobić krzywdy. Nie chcę tego.
- Pójdzie spać - zapewniam go.
Patrzy na mnie, a potem na syna. Nic już nie dodaje. Wraz z Martinem opuszczają salon. Ella patrzy na mnie ze złością.
- Puść go. Proszę.. To dzień jest trudny dla wszystkich.
- Właśnie ojcze. Ty się tam gdzieś zagubiłeś. Była drama time, ale teraz jak juz jesteś i dałeś o sobie znać, to daj nam święty spokój - Mówi Niall wyrywając się.
- Niall chodź - łapie jego dłoń. I odciągam od bruneta.
Blondyn chwyta butelkę ze stołu. Boże. On zaraz będzie się zataczał. - Laillen - mówi Louis. - Chodź ze mną. Proszę. On może ci dzisiaj zrobić krzywdy. Nie chcę tego.
- Pójdzie spać - zapewniam go.
Patrzy na mnie, a potem na syna. Nic już nie dodaje. Wraz z Martinem opuszczają salon. Ella patrzy na mnie ze złością.
- Zdecyduj się. Raz nie chcesz, raz chcesz. - mówi z wyrzutem i pomaga blondynowi.
Nie odzywam się. Razem doprowadzamy go do łóżka. Jest tak pijany, że kładzie się i zasypia. To chory dzień.
- Idź już, błagam - mówię do dziewczyny.
Bez słowa opuszcza pokój. Rzucam poduszką w drzwi. Jutro będę się nad wszystkim zastanawiać. Nie mam siły. Nie wiem co rano będzie miał do powiedzenia Niall. Nie wyobrażam sobie naszej rozmowy.
Teraz byłam pewna, że coś między nim a Ellą jest. Ale to nawet nie oto chodzi. Boli to jak potraktował mnie. Biorę koc i idę na kanapę pod oknem. Jest duża, a ja na prawdę nie chcę spać z nim. Zasypiam niecałą godzinę później
Ciepły dotyk na policzku, wybudza mnie. Powoli otwieram oczy. Słońce razi mnie i jeszcze na moment się poddaję.
Siadam powoli i ostrożnie podnoszę powieki. Louis siedzi na ławie i przygląda mi się. Z troską. Z niepokojem. Z tym uczuciem w jego oczach.
- Co ty tu robisz? - mój głos jest zachrypnięty.
- To raczej ja powinienem zapytać. - odpowiada i łapie moją dłoń, którą całuje.
- Gdzie jest Niall?
- Śpi - mówi przez zęby.
Nie odzywam się. Razem doprowadzamy go do łóżka. Jest tak pijany, że kładzie się i zasypia. To chory dzień.
- Idź już, błagam - mówię do dziewczyny.
Bez słowa opuszcza pokój. Rzucam poduszką w drzwi. Jutro będę się nad wszystkim zastanawiać. Nie mam siły. Nie wiem co rano będzie miał do powiedzenia Niall. Nie wyobrażam sobie naszej rozmowy.
Teraz byłam pewna, że coś między nim a Ellą jest. Ale to nawet nie oto chodzi. Boli to jak potraktował mnie. Biorę koc i idę na kanapę pod oknem. Jest duża, a ja na prawdę nie chcę spać z nim. Zasypiam niecałą godzinę później
Ciepły dotyk na policzku, wybudza mnie. Powoli otwieram oczy. Słońce razi mnie i jeszcze na moment się poddaję.
Siadam powoli i ostrożnie podnoszę powieki. Louis siedzi na ławie i przygląda mi się. Z troską. Z niepokojem. Z tym uczuciem w jego oczach.
- Co ty tu robisz? - mój głos jest zachrypnięty.
- To raczej ja powinienem zapytać. - odpowiada i łapie moją dłoń, którą całuje.
- Gdzie jest Niall?
- Śpi - mówi przez zęby.
Ma siny policzek i ramię w szynie. Czyli byli z Martinem poza domem. Przecieram twarz i rozglądam się. Wszystko jest posprzątane. Nie ma butelek. Nie ma zapachu alkoholu.
- Louis muszę ci coś powiedzieć.. - nagle ogarnia mnie panika i potworny strach.
Mężczyzna siada obok mnie, dalej trzymając za rękę.
- Louis muszę ci coś powiedzieć.. - nagle ogarnia mnie panika i potworny strach.
Mężczyzna siada obok mnie, dalej trzymając za rękę.
- Poczekaj. Zwariuje jeśli tego nie zrobię - mówi cicho i patrząc w moje oczy, całuje mnie.
Oddaje pocałunek delikatnie. Subtelnie łącze nasze wargi. Moje myśli skupiają się na tym co będzie za chwilę.
Oddaje pocałunek delikatnie. Subtelnie łącze nasze wargi. Moje myśli skupiają się na tym co będzie za chwilę.
Powiedz, że i Ty jesteś we mnie zakochany
I tylko ze mną chcesz umówić się dziś
Nie zdenerwuje się jak Niall. W moim sercu jest nadzieja, że tak nie będzie. Nie chcę się zawieść na kolejnej osobie.
- Myślałem..Myślałem, że do ciebie nie wrócę. Nie poczuję twoich ust na swoich, nie zobaczę uśmiechu...-mówiąc to, przesuwa opuszkami palców po moim policzku.
Podnoszę się na kolanach i obejmuje jego kark. Tak bardzo chciałabym cofnąć czas.
Jeśli to on byłby pierwszy, byłoby inaczej. Bez tych problemów. Bez komplikacji. Zycie lubi mnie dołować. Chcę, żeby było w końcu dobrze. Nie wymagam wiele.
~~~*~~~~
Podnoszę się na kolanach i obejmuje jego kark. Tak bardzo chciałabym cofnąć czas.
Jeśli to on byłby pierwszy, byłoby inaczej. Bez tych problemów. Bez komplikacji. Zycie lubi mnie dołować. Chcę, żeby było w końcu dobrze. Nie wymagam wiele.
~~~*~~~~
Cześć słoneczka. Ładnie ostatnio komentowaliście. Oby tak dalej. Właśnie tworzę kolejny projekt z Louisem, próbuję sama, ale sama nie lubię pisac ;/ Mam dla was zwiastun. Mam nadzieję, że to pociągnę. na końcu muzyka się urywa, bo program odmówił współpracy.
wtorek, 21 kwietnia 2015
|015| Night Changes.
Ale nie ma się czego bać,
Nawet, jeśli noc się zmienia,
Nigdy nie zmieni mnie i ciebie
Przez moje myśli przedziera się dźwięk budzika. Nie mam jednak siły wstawać. Czuję ciepło za sobą i uśmiecham się wiedząc że Louis przytula mnie mocno do siebie.Jest za moimi plecami. Wtulam się w niego. Tak dobrze. Za tą maską twardego prezesa, jest też chłopak z uczuciami.- Budzik.. - mruczę leniwie.
Nie mam ochoty iść do pracy, ale czy mam wybór? Kręcę się delikatnie i odwracam w stronę mężczyzny. Porusza się, lecz wciąż spokojnie śpi.
- Louis.. - wtulam się w niego.
Mężczyzna słyszy mój głos i odnajduje moje usta. Muska je delikatnie, a potem odsuwa się, otwierając oczy. Naprawdę musimy iść...Wygląda tak słodko.
- Trzeba wstawać.
Klepie mnie lekko w tyłek i siada. Ja również powoli się podnoszę. Jestem padnięta. Ledwo utrzymuję otwarte powieki. Z miny Louisa wyczytuję, że nie dostanę dzisiaj wolnego. Zapewne mam trochę pracy, która jest ważna. Kiwam jedynie głową i wstaję, a on za mną. Ubieramy to co mieliśmy, wczoraj i opuszczamy pokój seksu.
- Twoje auto wróciło dzisiaj z serwisu - uprzedza Louis. - Pojedziesz nim razem z Lukiem. Nie musisz się obawiać. Zostało sprawdzone.
- Mogę pojechać sama.. - wzruszam ramionami.
- Możesz, a musisz, to jest różnica - warczy. - Nie drażnij mnie, na temat bezpieczeństwa. Wiem, czy jest ci potrzebna ochrona, czy też nie. Jak na razie dalej zostaje wzmocniona. - całuje mój policzek. - Idź się ubrać, zjedz śniadanie.
- Jasne - kiwam głową i idę do swojego skrzydła domu.
Wchodzę do sypialni. Łóżko jest zaścielone, a łazienki dochodzi szum wody. Niall bierze prysznic. Ściągam z siebie ubrania i szukam świeżych. Dzisiaj stawiam na czarne rurki.
Do tego jasno różowa koszula i lakierowe balerinki. Nie mam siły na obcasy. Chcę, żeby ten dzień szybko się skończył. Muszę się wyspać. Dobrze, że to środa. Siadam przed lustrem i nakładam makijaż. Po pewnym czasie w odbiciu dostrzegam swojego męża.
- Hej, gdzie byłaś? - pyta, całując mnie w kark. Ubiera spodnie i koszulę.
- Kiedy? Wstałam przed tobą. - mówię udając z całych sił spokojną.
- Miałem wrażenie, że w nocy cię nie było.
- Spałeś. - posyłam mu uśmiech.
- W piątek bierzesz urlop. Polecimy na weekend do Paryża - mówi.
- Po co? - wcale nie cieszy mnie ta wiadomość.
- Jak to po co? Żebyś odpoczęła i żebyśmy trochę spędzili czasu razem - wzrusza ramionami.
Weekend sama z Niallem. Dwa tygodnie temu rzuciłabym mu się na szyję.
- To świetnie. - chowam wszystkie kosmetyki i wstaje. - Bardzo się cieszę, tylko... to nie ja mam powiedzieć o mojej nieobecności twojemu ojcu prawda?
- To chyba twój szef, nie mój, prawda? - unosi brew i patrzy na mnie.
- Ale to ty mówisz mi o wyjeździe dzień wcześniej.
- Dobrze, pogadam z nim - mówi zrezygnowany. - Chodź na śniadanie.
Bierze mnie za rękę i razem schodzimy do salonu. Siadamy do stołu. Ella podaje nam śniadanie. Niall uważnie na nią patrzy.
- Może zjesz z nami? - proponuję uprzejmie. - Nalegam - uśmiecham się do niej.
- Nie sądzę, aby towarzystwo sprzątaczki odpowiadało panu Tomlinsonowi - wyjaśnia.
- Myślę, że nie będzie miał nic przeciwko. Prawda Niall?
- Oczywiście, że nie - poprawia się na krześle i uśmiecha do niej.
Potem wstaje odsuwając jej krzesło. Dziewczyna cicho dziękuję i zajmuje miejsce. Uważnie obserwuje tą dwójkę. Może to niesłuszne, ale...Mam wrażenie, że trochę ze sobą flirtują. Może tylko mi się zdaje i nie powinna się przejmować? To mogą być jedynie mylne domysły. Louis przychodzi piętnaście minut później gotowy do wyjścia. Wygląda nieziemsko. Jeansy, nie spodnie od garnitur i czarna koszula. Właśnie zakłada marynarkę. Posyła mi uśmiech i przepuszcza w drzwiach. Ja idę do auta, gdzie czeka Luke. Louis zmierza do swojego. Zagryzam wargę czując się nieco źle że jadę osobno. Ale wiem, że nie chcemy wzbudzać podejrzeń. Nigdy nie jeździliśmy. Niall mógłby się zastanawiać.
Dojeżdżamy do firmy w dobre dwadzieścia minut. Zaczynamy pracę od kawy. Są spotkanie. Aż trzy, a na dwóch z nich muszę być. Wszystko starannie zapisuję. Gdy wybija czternasta, Louis wzywa mnie do gabinetu. Biorę dokumenty które przy okazji mu zostawię. Wchodzę do środka. Mężczyzna zakłada właśnie biały t shirt z nadrukiem, a potem szarą bluzę przez głowę. Mi rzuca taką samą.
- Ubierz się. Wychodzimy - mruga do mnie.
- Dokąd? - stoję w szoku.
- Niespodzianka - odpowiada, ściągając zegarek.
Jeszcze raz lustruję go wzrokiem. Louis. Tomlinson. Ma. Na. Nogach. Vansy.
- Dobrze wyglądasz - mówię uśmiechając się lekko.
Podchodzi do mnie z uśmiechem i pochyla się, całując mnie krótko.
- Pośpieszmy się. Ochrona ma myśleć, że jesteśmy na spotkaniu. Chcę ci coś pokazać.
- moje buty są odpowiednie? - pytam zakładając bluzę.
- Da się w nich biec?
Wykrzywiam się lekko dając mu do zrozumienia że to nie jest zbyt możliwe.
- Dasz radę.
Kiwam głową i czekam na jego dalsze instrukcje.
Bierze mnie za rękę i wychodzimy. Zjeżdżamy windą do garażu. Ciągnie mnie przez parking.
Idzie bardzo szybko przez co ja muszę prawie biec. Opuszczamy teren firmy, zakładając kaptury. Bluzy są identyczne. Moja jest nieco za duża, ale jest wygodna i ładnie pachnie. Louis splata ze mną palce. Na nosie ma ciemne raybany. Mi również takie podarował. Nic nie dajemy po sobie poznać. Śmieję się. Chwilowa wolność. Nie musimy się chować. Idziemy przez Liverpool w bliżej nieokreślonym kierunku. Jest to centrum miasta. Co chwila mija nas setka ludzi. Wszyscy się gdzieś śpieszą, a my idziemy pod prąd. Lou wciąga mnie między ściany dwóch kamienic i przyciąga do siebie. Kładzie palec na ustach, a potem z uśmiechem całuje mnie. Wybucham głośnym śmiechem przyciągając mężczyznę jeszcze bliżej. Przypiera moje ciało do ściany. Ręce opiera po obu stronach mej głowy i napiera na usta. Zastanawiam się czy Niall powiedział mu już o wyjeździe. Na prawdę wolałabym zostać tu z nim. Chyba o niczym nie wie, bo ma świetny humor. Spotkają się wieczorem i wtedy będzie afera. Louis odsuwa się ode mnie i pokazuje palcem na metalowe schody. Wąskie, prowadzące na dach budynku. Każe mi iść przed sobą. Zdziwiona robię, co on chce. Staję w szklanym pomieszczeniu. Dach jest zabudowany. W szklanym pomieszczeniu jest jak u babci w ogródku. Kwiaty, drzewka w doniczkach. Są też stare, pomalowane na niebiesko stoły, z których odchodzi farba i takie same krzesła.
- Usiądź. To herbaciarnia. Przyniosę nam dwie herbaty - mówi Louis.
Kiwam głową i zajmuje miejsce kiedy brunet znika. Gdybym tylko miała pewność że.. jestem dla niego tylko ja. Gdyby... Wiem że byłabym w stanie powiedzieć Niallowi. Gdy blondyn powiedział mi wczoraj o Paryżu, nie poczułam dosłownie nic, a wręcz rozczarowanie. Dlaczego? Bo musiałabym zostawić Louisa. Tego się boje. Dwóch dni rozłąki. Ta sytuacja jest dla mnie trudna i wiem, że sama się w to wpakował. Louis powraca z tacą. Na niej ustawione są dwie filiżanki i drewniana szkatułka. Siada na przeciwko mnie kładąc tace między nami.
- Otwórz - mówi.
Tak właśnie robię. W szkatułce są jakieś kartki, serwetki. Na jednej jest zapisane :
"Goniąc to wieczorem, Wątpliwości krążą jej w głowie,
On czeka, ukrywając się za papierosem.
Serce bije głośno, a ona nie chce, żeby przestało". Na zupełnie innej:
" I dzisiejszej nocy odejdę, odejdę
Ogień pod moimi stopami płonie jasno
Sposób w jaki tak mocno trzymałem się
Niczego".
Na trzeciej czytam:
" Marzę, byśmy mogli być teraz sami
Jeżeli moglibyśmy znaleźć miejsce do ukrycia się
Sprawić, by ostatni raz, był jak pierwszy raz
Wcisnąć guzik i przewinąć".
Marszczę brwi i czytam wszystko kilka razy. Tych kartek jest kilkanaście. Wszystkie to piosenki. Czyje? Nie znam tych słów. Nie słyszałam. A może nie pamiętam? Podoba mi się ten prezent. Na prawdę. Wywołuje uśmiech na mojej twarzy
- Pisałem je parę lat temu, siedząc tutaj. Przychodziłem i pisałem - wyjaśnia, przeczesując palcami włosy. Teraz wiem, że jest to jego nawyk. Oraz oblizywanie dolnej wargi. Zwracam uwagi na szczegóły. Zupełnie jak on...
- Są śliczne..
Uśmiecha się i dotyka mojego policzka. Po chwili zakłada okulary na moje włosy.
Moja mina tężeje, a ja zbieram się w sobie i mówię cicho.
- Niall zabiera mnie jutro do Paryża..
Marszczy brwi i przygląda mi się.
- O ile wiem to jutro pracujesz.
- Nie będę mogła przyjść. - nie mam odwagi na niego spojrzeć.
- Mogę nie dać ci urlopu. Powiedzieć Niallowi, że mnie prosiłaś ale w firmie jest problem. Mogę wszystko - pochyla się. - Ale czego ty chcesz?
- Myślę że trochę mało prawdopodobne to jest. Jesteś nie tylko moim szefem, ale i jego ojcem. Dzień urlopu nie powinien być dla ciebie problemem. Bez względu na to czego chcę.
- Proszę Cię - prycha. - On myśli, że Cię nienawidzę. Że zrobię na złość.
- Wiem. - mówię krótko.
- Chcesz jechać do Paryża? Jedź. Przecież to twój mąż - wyjaśnia i bierze łyk herbaty.
- Wolałabym jechać z tobą.. - odzywam się, sama nie wiem po jak długim czasie.
Uśmiecha się na moje słowa. On też zdjął okulary, wiec widzę w jego oczach radość.
Odwracam jednak wzrok i patrzę na kwiaty w doniczkach. To miejsce jest tak wyciszające. Jest tu spokój. Wszyscy cicho rozmawiają. Nie kłócą się. Jest dobra atmosfera. Herbata jest pyszna. Nigdy wcześniej takiej nie piłam.
- Chciałbym, abyś poleciała ze mną. Pokazalbym ci Francję. Tam jest pięknie - dotyka mojej ręki. - Spójrz na mnie.
Przeczę ruchem głowy i opieram ja na ręce.
- Spójrz na mnie - powtarza. - Chciałbym Ci dać cały świat. Te pieniądze są nic nie warte. Potrzebuję ciebie, nie ich. - wyznaje.
- Miłe co mówisz..
- To są moje uczucia, a nie słowa abyś poczuła się lepiej.
- Nie możesz być tak bardzo honorowy. Człowiek jest egoistyczny. Więc skoro ci na mnie zależy czemu pozwalasz mi z nim być. I proszę nie mów tu o dawaniu wolności czy szczęścia niby moim szczęściem.. - zaczynam.
Chcę się dowiedzieć, dlaczego. Co go kieruje tym? Juz dawno mógłby wszystko powiedzieć mojemu mężowi. Zakończyć trójkąt.
- Bo wiem jak to jest kiedy kobieta cię zostawia - odpowiada, uważnie na mnie patrząc.
- Wolałbyś żeby cały czas cie okłamywała? - pytam.
- Nie. Ale to ty nigdy nie powiedziałaś, którego znasz chcesz wybrać. Chciałbym, abyś była jedynie moja i w końcu wezmę sprawy w swoje ręce. - całuje moje dłonie.
- Co masz na myśli? - dziwi mnie tymi słowami.
Wzrusza ramionami, patrząc na mnie. W ogóle nie przypomina prezesa. Raczej nastolatka który podjął decyzję.
- Louis nie możesz... nie chcę zostać sama - zaczynam panikować, a w moich oczach pojawiają się łzy.
- Kochanie nie zostaniesz sama. Czemu tak pomyślałaś? - Pyta zmartwiony.
- Nie chcę.. - mocniej wciskam siebie w krzesło.
- Nie zostawię cię. Laillen zaczynasz mnie martwić.
- Przepraszam - przecieram oczy.
Wstaje i podchodzi do mnie. Jednym ruchem mnie podciąga. Ląduje w jego ramionach. Łapie w palce jego bluzę i mocno się wtulam. Błagam, niech on mnie nie zostawia.Nie może. Teraz gdy go mam, on nie może.
~*~
Leżę w łóżku czekając na swojego męża. Gdy wychodzi z łazienki klękam między pościelą i posyłam mu szeroki uśmiech.- Hej kochanie - również się do mnie uśmiecha.
- Długo mi kazałeś czekać..
- Przepraszam. Nie miałaś chyba męczącego dnia, skoro masz siłę - siada obok.
- Pomyślałam że moglibyśmy.. - zaczynam całować jego ramiona -..przełożyć nasz wyjazd.
- Na kiedy? - wplata palce w moje włosy.
- No nie wiem.. nie spieszy mi się tam. - składam krótkie pocałunki na jego wargach.
Oddaje je, podciągając moją koszulkę nocną. Czy on ma malinkę na szyi?
- Więc? - przytrzymuję jego dłonie.
Wyrzucam z głowy tą myśl. Nie mam prawa go podejrzewać.
- Dobrze - zgadza się.
- Świetnie. - całuje jego policzek. - Dziękuję.
Uśmiecha się i pcha mnie na łóżko. Spragniony. Leżę pod nim obserwując go z dołu.
- Jest późno - mówię szybko.
- Bez przesady - składa pocałunki na mojej szyi.
Odchylam lekko głowę pozwalając mu na to.
- Muszę wcześnie wstać Niall.
- Nie dał ci wolnego i dlatego nie chcesz jechać? - pyta i odsuwa się.
- Nie, ale skoro nie jedziemy.. - marszczę brwi i całuję go zachłannie żeby odwrócić jego uwagę.
Nie chcę wracać do tego tematu. Zostaję i całe szczęście. Tej nocy mój mąż nie odpuszcza i kochamy się prawie do rana.
Gdy się budzę, jestem w jego ramionach. Naga, przytulona plecami do jego torsu. Oczywiście śpi jak zabity kiedy ja muszę już się zbierać. Jestem na prawdę wyczerpana. Ubieram szlafrok i ledwo przytomna schodzę do kuchni. Druga męcząca noc. Ale co mogłam zrobić? Nie mogę mu ciągle odmawiać. Jestem jego żoną. Wszystko takie skomplikowane.
Ziewam i zalewam sobie wrzątkiem kawę. Bez tego za chwilę zasnę. Ella kręci się i robi śniadanie bez słowa. Kiedyś to chociaż rozmawiałyśmy. Ale teraz jestem tak zmęczona, żebym nie rozumiała co mówi. Siadam przy stole i biorę jedną z przygotowanych kanapek. Ciszę przerywa Louis. O cholera. Wkurzony Louis.
- Dobrze - zgadza się.
- Świetnie. - całuje jego policzek. - Dziękuję.
Uśmiecha się i pcha mnie na łóżko. Spragniony. Leżę pod nim obserwując go z dołu.
- Jest późno - mówię szybko.
- Bez przesady - składa pocałunki na mojej szyi.
Odchylam lekko głowę pozwalając mu na to.
- Muszę wcześnie wstać Niall.
- Nie dał ci wolnego i dlatego nie chcesz jechać? - pyta i odsuwa się.
- Nie, ale skoro nie jedziemy.. - marszczę brwi i całuję go zachłannie żeby odwrócić jego uwagę.
Nie chcę wracać do tego tematu. Zostaję i całe szczęście. Tej nocy mój mąż nie odpuszcza i kochamy się prawie do rana.
Gdy się budzę, jestem w jego ramionach. Naga, przytulona plecami do jego torsu. Oczywiście śpi jak zabity kiedy ja muszę już się zbierać. Jestem na prawdę wyczerpana. Ubieram szlafrok i ledwo przytomna schodzę do kuchni. Druga męcząca noc. Ale co mogłam zrobić? Nie mogę mu ciągle odmawiać. Jestem jego żoną. Wszystko takie skomplikowane.
Ziewam i zalewam sobie wrzątkiem kawę. Bez tego za chwilę zasnę. Ella kręci się i robi śniadanie bez słowa. Kiedyś to chociaż rozmawiałyśmy. Ale teraz jestem tak zmęczona, żebym nie rozumiała co mówi. Siadam przy stole i biorę jedną z przygotowanych kanapek. Ciszę przerywa Louis. O cholera. Wkurzony Louis.
- Wyjdź - rzuca ostro do dziewczyny, którą nawet ostatnio zaczął traktować uprzejmie.
To nieco mnie dziwi. Ell nie chcąc się mu narazić momentalnie znika. Zastanawiam o co może chodzić. Coś zrobiłam? Czy ktoś z rana go zdenerwował? Nie wygląda to ciekawie. Nie lubię jak ma taki humor.
To nieco mnie dziwi. Ell nie chcąc się mu narazić momentalnie znika. Zastanawiam o co może chodzić. Coś zrobiłam? Czy ktoś z rana go zdenerwował? Nie wygląda to ciekawie. Nie lubię jak ma taki humor.
- Zostajesz dzisiaj w domu - do mnie zwraca się łagodnie, ale wcale nie wydaje się spokojniejszy.
- Dlaczego? Coś się stało? - nic z tego nie rozumiem.
- Tak, stało. Zostajesz. - powtarza pochylając się nad stołem. - Nie żartuję Laillen. Ktoś się włamał dzisiaj.
- Coś się komuś stało? - czuję jak mój żołądek nerwowo się skurczą.
O nie. Znowu. Wtedy tam ten ochroniarz. Louis mi powiedział, że ktoś go zaatakował. Ale to nie Zayn. - Nie - szepcze. - Ale mogło. Tobie.
- Chcę jechać z tobą. Proszę.. Kręci głową. Jak mam go przekonać? Jest zły i zmartwiony jednocześnie.
- Gdzie będę bezpieczniejsza niż przy tobie hm? - zakładam ręce na piersi patrząc mu twardo w oczy.
- Lail - jęczy i opiera czoło o moje. Dlaczego tak się upiera?
- Chcę z tobą.
- Tutaj jest ochrona. Nie mogę podzielić ich na trzy osoby. - zamyka oczy walcząc z chęcią wzięcia mnie ze sobą.
- Nic się nie stanie. - całuję kącik jego ust.
- Tobie włosy z głowy nie spadnie. Obiecuję. Idź się ubrać. W salonie jest policja. Do włamania doszło nad ranem - mówi już poważnie.
Uśmiecham się i zadowolona znikam na górze. Zadowolona z tego, że mnie nie zostawia i jadę z nim. Ale martwi mnie to, że ktoś mógł tu być. To mnie najbardziej trapi. Gdyby tak po prostu wszedł do naszego pokoju...Boże, kto nas może prześladować? Dlaczego? Starałam się nigdy nie mieć wrogów. Może to nie moja wina, ale nie chcę żyć w strachu. Niech to się skończy.
W biurze oboje na prawdę skupiamy się na pracy. Ja w ciągu pięciu godzin pije już trzecią kawę. Żadnemu nie dam się dotknąć przez cały weekend. Będę tylko spać.
Muszę odpocząć. Naprawdę. Niedługo będę wyglądać jak zombie. Chyba tego nie chcę. Jeszcze się wystraszą.
- Biegasz do nich z każdym problem kurwa! A to dziecko pewnie nie moje! Może prezesika? Otwieraj kurwa! - Mulat kopie w drzwi.- Dlaczego? Coś się stało? - nic z tego nie rozumiem.
- Tak, stało. Zostajesz. - powtarza pochylając się nad stołem. - Nie żartuję Laillen. Ktoś się włamał dzisiaj.
- Coś się komuś stało? - czuję jak mój żołądek nerwowo się skurczą.
O nie. Znowu. Wtedy tam ten ochroniarz. Louis mi powiedział, że ktoś go zaatakował. Ale to nie Zayn. - Nie - szepcze. - Ale mogło. Tobie.
- Chcę jechać z tobą. Proszę.. Kręci głową. Jak mam go przekonać? Jest zły i zmartwiony jednocześnie.
- Gdzie będę bezpieczniejsza niż przy tobie hm? - zakładam ręce na piersi patrząc mu twardo w oczy.
- Lail - jęczy i opiera czoło o moje. Dlaczego tak się upiera?
- Chcę z tobą.
- Tutaj jest ochrona. Nie mogę podzielić ich na trzy osoby. - zamyka oczy walcząc z chęcią wzięcia mnie ze sobą.
- Nic się nie stanie. - całuję kącik jego ust.
- Tobie włosy z głowy nie spadnie. Obiecuję. Idź się ubrać. W salonie jest policja. Do włamania doszło nad ranem - mówi już poważnie.
Uśmiecham się i zadowolona znikam na górze. Zadowolona z tego, że mnie nie zostawia i jadę z nim. Ale martwi mnie to, że ktoś mógł tu być. To mnie najbardziej trapi. Gdyby tak po prostu wszedł do naszego pokoju...Boże, kto nas może prześladować? Dlaczego? Starałam się nigdy nie mieć wrogów. Może to nie moja wina, ale nie chcę żyć w strachu. Niech to się skończy.
W biurze oboje na prawdę skupiamy się na pracy. Ja w ciągu pięciu godzin pije już trzecią kawę. Żadnemu nie dam się dotknąć przez cały weekend. Będę tylko spać.
Muszę odpocząć. Naprawdę. Niedługo będę wyglądać jak zombie. Chyba tego nie chcę. Jeszcze się wystraszą.
~Louis~
Wracam ze spotkania, myśląc o poranku. Sarah jest do tego zdolna? Powinienem się z nią spotkać. Czego ona chce? Jeśli to oczywiście ona. Mój telefon zaczyna dzwonić. Szukam go po kieszeniach, aż odbieram. Giovanna?
- Pomocy...- szepcze do słuchawki.
Marszczę brwi i gwałtownie się zatrzymuje.
- Gdzie jesteś?
- W domu..ja - słyszę jakiś huk. Jakby coś walnęło w drzwi. - Nie mam jak uciec - zaczyna panicznie piszczeć.
- Nie ruszaj się. Już jadę. - wybiegam z budynku dopadając szybko swoje auto. Jadąc łamie chyba wszystkie możliwe przepisy.
Przecież muszę jej pomóc. Martin ruszył za mną, bo odzywa się w głośnomówiącym zestawie. Nie mam czasu, aby mu to teraz tłumaczyć. Z piskiem parkuję pod ich blokiem i wbiegam na górę. Nie mam pojęcia co się tam dzieje,ale wchodzę bez zastanowienia.
Marszczę brwi i gwałtownie się zatrzymuje.
- Gdzie jesteś?
- W domu..ja - słyszę jakiś huk. Jakby coś walnęło w drzwi. - Nie mam jak uciec - zaczyna panicznie piszczeć.
- Nie ruszaj się. Już jadę. - wybiegam z budynku dopadając szybko swoje auto. Jadąc łamie chyba wszystkie możliwe przepisy.
Przecież muszę jej pomóc. Martin ruszył za mną, bo odzywa się w głośnomówiącym zestawie. Nie mam czasu, aby mu to teraz tłumaczyć. Z piskiem parkuję pod ich blokiem i wbiegam na górę. Nie mam pojęcia co się tam dzieje,ale wchodzę bez zastanowienia.
Słyszę kolejny krzyk zza drzwi i paniczny szloch. Przecież go zabije. Łapię chłopaka za ramiona. On jest w jakimś szale. Przypieram go do ściany i uderzam. Jest kompletnie zaskoczony przez co nie rzuca się i mogę go obezwładnić. Obecnie leży na podłodze z ręką zgiętą na plecach. Nie rusza się, bo wie ze wtedy będzie mieć ją złamaną. Do mieszkania wpada Martin. Uspokajam go wzrokiem.
- Ja ją teraz zabieram. I nawet nie próbuj mi przeszkadzać. Myślałem, że będę miał miły weekend ale musiałeś go spierdolić - warczę do Zayna i podnoszę się. Podchodzę do drzwi delikatnie pukając. - Giovanna? Możesz do mnie wyjść.
Nie słyszę odpowiedzi, a jedynie dalszy płacz.
Wywracam oczami i ściągam marynarkę. Trochę się cofam, aby uderzyć i wyważyć drzwi. Opadają z hukiem.
Nie słyszę odpowiedzi, a jedynie dalszy płacz.
Wywracam oczami i ściągam marynarkę. Trochę się cofam, aby uderzyć i wyważyć drzwi. Opadają z hukiem.
- Jestem. Nic ci się nie stanie. Chodź proszę - wyciągam do blondynki rękę.
Wstaje szybko i cala zapłakana przytula się do mnie mocno. Obejmuję ją ręką. Szkoda mi jej. Szkoda mi dziecka. Ona jest prawie w czwartym miesiącu ciąży. Jest to widoczne, a on ją denerwuje.
Jestem dla niej obcym facetem, a ona z pełnym zaufaniem wtula się we mnie trzęsąc się. Daję jej chwilę, aby powstrzymała łzy. Głaszcze włosy blondynki. Skurwysyn. Brak mi słów.
- Chodź - mówię cicho. - Martin zabierze cię do nas.
Kiwa głową i idzie za mną.
- Zabierz ją do domu - zwracam się do pracownika. - Pojadę z Laillen do sklepu i kupimy jej parę rzeczy. Jeśli coś się stanie tej dziewczynie... - patrzę na niego znacząco.
- Tak proszę pana - opatula dziewczynę swoją marynarką.
Roztrzęsiona wychodzi z nim. Odwracam się do tego całego Zayna, który już się zebrał z podłogi.
- Nikt cię tu nie zapraszał. - warczy w moją stronę.
Patrzę na niego z pogardą, biorąc marynarkę z fotela. Zakładam ją i poprawiam.
- Nie prowokuj mnie, jasne? Za pobicie grozi kara dwóch lat więzienia.
- Wynocha!
- Z przyjemnością - odpowiadam i wychodzę, zamykając drzwi.
Nie wiem czy Laillen się załamię czy będzie wściekła. Muszę jej to tak delikatnie powiedzieć. Wsiadam do auta i jadę w stronę biura. Dziewczyna stoi przed biurkiem opierając się o nie i rozmawia ze starszym mężczyzną. Brunetka śmieje się zakręcając pasmo włosów na palec. Unoszę brew i lustruję gościa wzrokiem. Biznesmen z mercedesem i milionem na koncie. Starszy ode mnie, mniej dorobiony. Bez żony, bo nie ma obrączki na palcu. Lub ma żonę, a chce zrobić wrażenie na mojej sekretarce. Między nimi zdecydowanie jest zbyt mała odległość. Szatyn opowiada jej coś, a ona słucha go z lekko rozwartymi wargami.
- Nie masz przypadkiem pracy? - warczę do dziewczyny. - Kawę poproszę.
Laillen prostuje się szybko i patrzy na mnie.
- Panie Tomlinson.. To pan Green. - mówi wiedząc że nazwisko mi dużo powie. Nigdy nie widziałem gościa, ale... O kurde.
- Pan Green - powtarzam. - Świetnie. Ale pięć metrów od niej - mówię, odciągając dziewczynę w bok. - Zapraszam do biura, jeśli ma pan jeszcze sprawę do mnie. A ty jedziesz z Lukiem do centrum handlowego i robisz zakupy dla ciężarnej -podaję dziewczynie kartę.
- Nie rozumiem.. - patrzy na mnie pytająco.
- Giovanna.
- Co z nią? - widzę przerażenie w jej oczach.
Dobrze że Laillen go zatrzymała do mojego powrotu. Ma dobrą ofertę, poza tym z nim współpraca to będzie renoma i zysk. Ale flirt mi się nie podobał.
Nasza rozmowa trwa dobre dwie godziny i kończy się sukcesem.
- Dziękuję - mówię chociaż nie jestem w lepszym humorze. Podaję mu rękę, wiedząc że Laillen zaraz tu wpadnie i będzie chciała jechać do domu. Bo Luke nie miał prawa jej tam zawieść.
Wymija się z nim dosłownie o dwie minuty. Jest zła i ma do mnie pretensje że nie pozwoliłem jej iść.
- Pojedziemy razem - mówię spokojnie. - Kochanie nic jej nie jest. Nie pobił jej.
- Dlaczego zadzwoniła do ciebie? - opada na fotel w moim biurze i rozpłakuje się.
- Hej - nachylam się nad nią i przytulam. - Nie płacz. Ty nie byłabyś w stanie tam wejść. Mógłby ci cos zrobić, a wtedy faktycznie bym go zabił. Dobrze zrobiła. Nie płacz - powtarzam ocierając jej łzy.
- Nie wiem jak mogę jej pomóc..
Glaszcze ją po plecach. Ja wiem. Mogę jej kupić mieszkanie, sprawić, że będzie bezpieczna ale ona go kocha.
Wstaje szybko i cala zapłakana przytula się do mnie mocno. Obejmuję ją ręką. Szkoda mi jej. Szkoda mi dziecka. Ona jest prawie w czwartym miesiącu ciąży. Jest to widoczne, a on ją denerwuje.
Jestem dla niej obcym facetem, a ona z pełnym zaufaniem wtula się we mnie trzęsąc się. Daję jej chwilę, aby powstrzymała łzy. Głaszcze włosy blondynki. Skurwysyn. Brak mi słów.
- Chodź - mówię cicho. - Martin zabierze cię do nas.
Kiwa głową i idzie za mną.
- Zabierz ją do domu - zwracam się do pracownika. - Pojadę z Laillen do sklepu i kupimy jej parę rzeczy. Jeśli coś się stanie tej dziewczynie... - patrzę na niego znacząco.
- Tak proszę pana - opatula dziewczynę swoją marynarką.
Roztrzęsiona wychodzi z nim. Odwracam się do tego całego Zayna, który już się zebrał z podłogi.
- Nikt cię tu nie zapraszał. - warczy w moją stronę.
Patrzę na niego z pogardą, biorąc marynarkę z fotela. Zakładam ją i poprawiam.
- Nie prowokuj mnie, jasne? Za pobicie grozi kara dwóch lat więzienia.
- Wynocha!
- Z przyjemnością - odpowiadam i wychodzę, zamykając drzwi.
Nie wiem czy Laillen się załamię czy będzie wściekła. Muszę jej to tak delikatnie powiedzieć. Wsiadam do auta i jadę w stronę biura. Dziewczyna stoi przed biurkiem opierając się o nie i rozmawia ze starszym mężczyzną. Brunetka śmieje się zakręcając pasmo włosów na palec. Unoszę brew i lustruję gościa wzrokiem. Biznesmen z mercedesem i milionem na koncie. Starszy ode mnie, mniej dorobiony. Bez żony, bo nie ma obrączki na palcu. Lub ma żonę, a chce zrobić wrażenie na mojej sekretarce. Między nimi zdecydowanie jest zbyt mała odległość. Szatyn opowiada jej coś, a ona słucha go z lekko rozwartymi wargami.
- Nie masz przypadkiem pracy? - warczę do dziewczyny. - Kawę poproszę.
Laillen prostuje się szybko i patrzy na mnie.
- Panie Tomlinson.. To pan Green. - mówi wiedząc że nazwisko mi dużo powie. Nigdy nie widziałem gościa, ale... O kurde.
- Pan Green - powtarzam. - Świetnie. Ale pięć metrów od niej - mówię, odciągając dziewczynę w bok. - Zapraszam do biura, jeśli ma pan jeszcze sprawę do mnie. A ty jedziesz z Lukiem do centrum handlowego i robisz zakupy dla ciężarnej -podaję dziewczynie kartę.
- Nie rozumiem.. - patrzy na mnie pytająco.
- Giovanna.
- Co z nią? - widzę przerażenie w jej oczach.
Dobrze że Laillen go zatrzymała do mojego powrotu. Ma dobrą ofertę, poza tym z nim współpraca to będzie renoma i zysk. Ale flirt mi się nie podobał.
Nasza rozmowa trwa dobre dwie godziny i kończy się sukcesem.
- Dziękuję - mówię chociaż nie jestem w lepszym humorze. Podaję mu rękę, wiedząc że Laillen zaraz tu wpadnie i będzie chciała jechać do domu. Bo Luke nie miał prawa jej tam zawieść.
Wymija się z nim dosłownie o dwie minuty. Jest zła i ma do mnie pretensje że nie pozwoliłem jej iść.
- Pojedziemy razem - mówię spokojnie. - Kochanie nic jej nie jest. Nie pobił jej.
- Dlaczego zadzwoniła do ciebie? - opada na fotel w moim biurze i rozpłakuje się.
- Hej - nachylam się nad nią i przytulam. - Nie płacz. Ty nie byłabyś w stanie tam wejść. Mógłby ci cos zrobić, a wtedy faktycznie bym go zabił. Dobrze zrobiła. Nie płacz - powtarzam ocierając jej łzy.
- Nie wiem jak mogę jej pomóc..
Glaszcze ją po plecach. Ja wiem. Mogę jej kupić mieszkanie, sprawić, że będzie bezpieczna ale ona go kocha.
~*~
A teraz dla osób, które mają swoje opowiadania!
Otworzyłyśmy (Natx & Skyfallgirl) 'Recenzowisko', czyli stronkę, na której recenzujemy opowiadania. Jeśli chcielibyście abyśmy zrecenzowały wasze opowiadania, to zapraszamy >klik<. Mamy otwarty również nabór, także jeśli ktoś umie poprawnie pisać (oczywiście nie musi być od razu specem) i ma chęci - zapraszamy :) Będzie nam bardzo miło.
O! Zapomniałybyśmy. Jeśli jeszcze nie głosowaliście na MADHOUSE HS na BLOG MIESIĄCA, to zapraszamy do głosowania w tej sondzie >klik<.To dla nas ważne!
Subskrybuj:
Posty (Atom)