czwartek, 19 marca 2015

|012| Cold Coffee.


~Louis~
Siedzę na fotelu w salonie. Zegar uporczywie tyka, coraz bardziej mnie denerwując. Znam tę dziewczynę z widzenia. Nigdy nie rozmawialiśmy. Jest przyjaciółką mojego syna i Laillen. Dręczy mnie sytuacja, która zaistniała. Chciałbym wiedzieć, jak mogę jej pomóc. Wyglądała okropnie. Brudna, pobita, zapłakana. Taki obraz kobiety to naprawdę coś strasznego. Jest młoda. Może ktoś zrobił jej poważną krzywdę, a teraz grozi? Nie wiem. Nic nie wiem. Lail od razu się położyła, nic nam nie mówiąc. Tylko martwi mnie to, że Niall jako przyjaciel chłopaka tej dziewczyny, nic nie wiedział. Przecież takie rzeczy są widoczne coś musiało być nie tak. Spotyka się z nim często. Do kurwy nędzy, powinien to zauważyć. W nocy nie mogę spać. Sen omija mnie szerokim łukiem. Przewracam się z boku na bok. No nie, nie wytrzymam. Jutro mam w firmie urwanie głowy. Będę nieprzytomny. Ale męczy mnie leżenie w łóżku. Wstaję i zmierzam do wyjścia. Po cicho schodzę na dół. Moim celem jest basen.
Fotokomórka automatycznie zaświeca światło gdy wchodzę do pomieszczenia. Mam lepsze zajęcie? Nie mogę nawet podzielić się swoimi poglądami z Laillen, bo leży z nim w łóżku. Albo robi coś innego. Lepiej nie będę o tym myśleć. To w końcu jego żona. Gówniarz ma więcej praw, niż ja. Nerwowo rozwiązuję sznurki dresów i zsuwam je. Rzucam na fotel, aby potem wskoczyć do wody.Kilka basenów i jest dużo lepiej. Trochę się odprężam. Leżę na plecach i podziwiam sufit.
Ona jest niczym zimna poranna kawa
Ja mam kaca po whisky i coli z poprzedniej nocy
Ona sprawi, że nagle zadrżę
I doprowadzi mnie do śmiechu, jakbym tylko ja zrozumiał jej żart
Pływam ponad godzinę i wracam i po powrocie do pokoju zasypiam od razu. Kiedy schodzę na dół, ta biedaczka siedzi przy stole i je śniadanie. Wygląda naprawdę źle, a bluzka Laillen, którą na pewno jej pożyła, delikatnie opina brzuch dziewczyny. Widać, że jest w ciąży. 
- Dzień dobry - mówię, zapinając mankiety. 
- Dzień dobry - mówi cicho.
Podchodzę bliżej. Jej jasne włosy nieudolnie zasłaniają siniaki na policzkach. Zaciskam zęby, czując irytację. Jakim trzeba być skurwysynem...Brakuje mi słów. 
- Możesz tu zostać, ile potrzebujesz - biorę telefon oraz portfel. 
- Dziękuję, ja na prawdę.. - widać że jest jej wstyd i nie chcę nadużywać gościnności.
Posyłam jej uspokajający uśmiech. Delikatnie kładę rękę na jej plecach, w geście otuchy, a potem wchodzę do kuchni.
Tam od blatu do blatu krząta się Laillen. Miksuje jakieś zielone ohydztwo. Staje obok, tamując jej drogę. Patrzę na nią pytająco biorąc jabłko.
- Dzień dobry - po workach pod jej oczami mogę stwierdzić że też się nie wyspała.
- Muszę iść do pracy - zaczynam łagodnie i dotykam jej policzka. - Odpocznij. Jesteś nieprzytomna. Wiem, że cię to martwi, ale ona może tu zostać. Jest bezpieczna.
- Po prostu.. nie chciałabym jej zostawiać samej - patrzy na mnie z wdzięcznością.
Kiwam głową i odsuwam się. Mam tak wielką ochotę położyć się z nią i uspokoić. Ale nie mogę. Unoszę jej dłoń i całuję, a później opuszczam pomieszczenie. W salonie spotykam Martina. Jednego z ochroniarzy.
- Panie Tomlinson - podchodzi do mnie zdenerwowany.
- Tak? - coś musiało się stać, bo tylko wtedy przychodzi osobiście.
- Jakiś mężczyzna zaatakował Georga. Proszę nie wychodzić - mówi szybko.
- Zaatakował? - Przecież nie może być spokojnie.
Biorę głęboki oddech, robiąc się zdenerwowany. George to dobry pracownik, więc ktoś musiał go zaskoczyć.
- Tak. Jest ranny. Mężczyzna zbiegł.
- Wyślij go do szpitala i pokaż mi wszystkie kamery. - mówię zdenerwowany.
Kiwa głową, a w drzwiach pojawia się Luke z taką samą miną jak kolega. Akurat on jest tutaj kierowcą. Widzę zaplamioną koszulę. Krwią. Ta niedziela zaczyna się bardzo interesująca. Kurwa. Luke dzwoni po karetkę, a Martin prowadzi mnie do pomieszczenia w którym są monitory.
Przez chwilę wpisuje kody i szuka odpowiedniej godziny. W końcu naciska enter, a ja widzę film. Pochylam się nad krzesłem. Mruże oczy uważnie przypatrując się wszelkim zmianom. Dostrzegam mężczyznę, ale jest on mi kompletnie obcy.
- Dowiedz się kto to. - rzucam i opuszczam pomieszczenie.
To nie jest Zayn. To nie może być ten kolega. On jest mulatem i ma dużo tatuaży. Nieistotne. Nikt stąd dzisiaj nie wyjdzie. W holu spotykam Luka.
 - Karetka zaraz będzie. Zawieść pana do pracy? Chyba powinniśmy wzmocnić ochronę - sugeruje.
- Poradzę sobie. Pilnujcie domu.
Obok nas pojawia się Martin. Zaciska usta w cienką linię na moją decyzję. W końcu jednak nie wytrzymuje.
- Moim obowiązkiem jest ochrona i nalegam, aby pan pojechał z Lukiem.
- To ja ci płacę i to ją mówię co macie robić.
- Tak proszę pana, ale nie sprawdziliśmy jeszcze pana auta oraz firmy. Nie wiadomo, co to było i czy nie było przygotowane. Z całym szacunkiem, jest pan bogaty - odpowiada.
- Powiedziałem. - mówię dając mu do zrozumienia że nie będę więcej o tym rozmawiać.
- Dobrze - odwraca się do mnie plecami. - Luke jedziesz za szefem.
~Laillen~
Gio mieszka u nas już prawie tydzień. Już prawie tydzień nie miałam też okazji porozmawiać z Louisem nie mówiąc już o czymś więcej. Tęsknię za nim i jego apodyktyczny stylem bycia. Zwłaszcza wobec mnie.
Przyzwyczaiłam się do niego. Niall zabrał mnie na kolację, koncert i na film do kina. We wszystkich tych miejscach starałam się być myślami z nim. W końcu spędzałam czas z mężem. Dobrze. I z dwoma ochroniarzami. Nie wiedziałam, dlaczego. Nie znałam powodu, ale byli zawsze gdy gdzieś wychodzili. Jednakże sama nie mogłam. Oprócz pracy. Tam zawozi mnie Luke. To miły facet. Nie gadamy tylko o pogodzie. Często poprawia mi humor w drodze. Kończę jeść śniadanie, wiedząc, że zaraz się spóźnię.
Niall obiecał mieć oko na naszą przyjaciółkę. Nie idzie na zajęcia. Chociaż może dziś jednak tak? Anna nie zostanie sama. Ella jest w domu. Nawet dobrze się dogadują. Mam nadzieję, że nic się nie wydarzy. Patrzę na koleżankę i wstaję. Biorę żakiet i wybiegam.
Przechodzę przez bramę i wsiadam do czekającego samochodu. Od razu zapinam pas.
- Dzień dobry - mówi uprzejmie Luke i rusza.
- Dobry? Nudny, jak co dzień od ostatniego czasu.
- Przykro mi. Nie może pani nigdzie wyjść. To program ochronny. Na razie ustalamy co się dzieje. Ale przecież jest pani codziennie zabierana na randki z panem Niallem. - przypomina.
- Tak, jest kochany - mruczę.
Bawię się bransoletką, którą dostałam od Louisa. Przejeżdżam palcami po diamencikach. Wspomnienia wracają. Było mi z nim tak dobrze. Czułam się cudownie. Nie chcę tego przerywać. Wiem, że w pracy jest natłok spraw. Nie wiem. Taki miesiąc, ale może znajdziemy chwilę czasu na rozmowę...lub coś innego.
Sex z nim jest zupełnie inny, ale nie mogę powiedzieć że nie ma w tym uczuć. Są i to bardzo silne.  To nie jest tak, że jestem obojętna. Czuję się przy nim dobrze. Nawet bardzo. Stajemy przed firmą. Luke żegna się, a ja wchodzę do środka. Wszyscy są na dole. Wydaję mi się, że właśnie skończył się alarm. Chyba fałszywy. Louis rozmawia z szefem ochrony.
Ściskam mocniej torebkę stojąc w miejscu. Nigdy nie miałam do czynienia z czymś takim i nie do końca wiem co mam robić. Rozglądam się. Z ludzi uchodzi panika. To widać. Są coraz spokojniejsi.
Ściągam Louisa wzrokiem, ale on jest pogrążony w rozmowie. Świat chyba koniecznie chcę żebym dostała nerwicy. Przecież ja zwariuję. Cały czas są jakieś problemy. Niech to się skończy. Cierpliwie czekam i widzę, że idzie do mnie przeczesując palcami włosy. 
- Od jutra zostajesz w domu - mówi, prowadząc mnie do windy.
- Co się stało? - ledwo za nim nadążam.
- Wiadomość o bombie. Głupi żart, ale musieli to sprawdzić. - przyciska guzik przywołujący windę.
- Więc to nic poważnego. - próbuję się uśmiechnąć.
Przecież jest ochrona. Najlepsze zabezpieczenia. Musi być dobrze. Jesteśmy bezpieczni. Jasne, przekonuję sama siebie, chociaż w to nie wierzę. Każdy może mnie zaatakować na ulicy.
Wchodzimy do windy. Patrzy na mnie zmęczony. 
- Jeśli gdzieś wychodzisz, zabieraj Sama albo Martina. - prosi, ale wiem, że nie mogę podjąć dyskusji.
Kiwam głową i przyciskam do klatki piersiowej torebkę.
- Chciałbym zabrać cię na kolację - staje za mną i obejmuje ramionami. - Brakuje mi ciebie, kochanie.
- Tak.. nieco inaczej to planowaliśmy - przyznaję.
Całuje mnie we włosy. O tak..Jego miękkie usta. Od razu cicho wzdycham. Tęskniłam.
- Wszystko się ułoży. Nie możemy myśleć ciągle o innych. Ładnie wyglądasz - mówi do mojego ucha, które przygryza.
- Dziękuję. - uśmiecham się pod nosem.
- Może coś więcej? - klepie mnie w tylek, a drzwi się otwierają. Wysiadamy z windy.
Szczerze czuję się rozczarowana. Liczyłam na coś więcej. Idę do swojego biurka i przygotowuję wszystko do pracy. Mam nadzieję, że dziś będzie spokojnie. Mam dosyć wrażeń. Telefon dzwoni co chwila, ale spotkań nie jest tak dużo. Wszystkie są na inne dni. Rozkładam je tak, aby Lou miał czas na spanie. Naprawdę nie zdawałam sobie sprawy ile szef może mieć na głowie, chociaż pracuje dla niego sztab pracowników. Nie byłam tego świadoma, póki nie zaczęłam pracować na tym stanowisku. Tutaj jest dużo rzeczy do zrobienia. Przede wszystkim kontrola. Jeśli on czegoś nie dopilnuje, to zwolni pracownika, ale firma ucierpi. Więc naprawdę trzeba mieć głowę na karku. W wolnej chwili idę do kuchni, zrobić kawę sobie i szefowi.Później dwie filiżanki stawiam na tacy i idę do biura po drodze zostawiając swoją kawę na moim biurku. Pukam i słyszę pozwolenie. Wchodzę do środka. Louis składa laptopa oraz dokumenty. Robi na biurku miejsce. Marszczę brwi. Czyżby coś planował? 
 - Nie mam tu zabawek. Przykro mi. Ale mam ochotę na moją piękną sekretarkę, bo chyba tylko dzięki tobie zapomnę o problemach.
- A ja myślałam, że nosisz te kulki zawsze w kieszeni przy sobie - mówię ironicznie i stawiam przed nim filiżankę.
- A nie? - uśmiecha się głupio pokazując mi rękę z przedmiotem.
Otwieram szeroko oczy, a taca prawie wypada mi z rąk. Nie spodziewałam się.
- Widzę, że jesteś zaskoczona - lustruje mnie wzrokiem.
- Dziwisz się?
- Tak. Znasz mnie. Lubię kontrolę i przygotowanie. Najpierw chcę się z tobą nieco zabawić. Pieprzyc. Potem kochać. A potem pracować. Czy pasuje Ci taki plan ucieczki, dziewczynko?-pyt​a ściągając marynarkę.
- Nie będę w stanie później pracować szefie. - odpowiadam bez tchu.
Tylko Louis potrafi mnie zaskoczyć w najmniej oczekiwanym momencie. Nie pomyślałabym...
Wzrusza ramionami. Podchodzi do drzwi, które blokuje.
- Louis ja mówię poważnie - nie spuszczam z niego wzroku. 
On nie pozwoli mi stąd wyjść. Wiem to. Ta decyzja została już podjęta.
- Nie zwolnię cię. - siada na białej kanapie bawiąc się kulkami.
To wygląda tak bardzo erotycznie. Moja wyobraźnia rusza, wnętrze pobudza się całe.
Nie mam wyjścia. Chcę te kulki w sobie. Chcę przyjemności. Chcę Louisa. Tutaj w gabinecie jesteśmy odizolowani od przyziemnych spraw. 
- Rozbierz się - rzuca chłodno, patrząc na mnie nie przychylnym wzrokiem.
Odkładam tace na biurko i zajmuje się guzikami swojej koszuli. Guzik po guziku. Robię to bardzo powoli.
Wiem, że i jego to pobudzi. Naprawdę jestem stęskniona. Mężczyzna patrzy na mnie z pożądaniem w oczach, ale ma twarzy pozostaje obojętność. Sięga po pilota leżącego na małym, szklanym stoliku. Po chwili z najnowszego sprzętu audio, wydobywają się dźwięki jednej z piosenek Beyonce.
- Jesteś niesłowny. - mówię niskim głosem. - Dajesz mi zły przykład. - patrzę na niego przez chwilę.
- Niesłowny? - pyta zaskoczony. - Zawsze wywiązuję się z obietnic. Zwłaszcza tych złożonych tobie.
- Obiecałeś mi coś po powrocie z Seattle, a ja dalej muszę czekać. Kłopoty cie nie usprawiedliwiają​.
- Przypominam ci, że mamy gościa - patrzy na mnie uważnie.
- Mieszka w naszym skrzydle. To żałosna próba wyjaśnienia. - kręcę głową cmokając.
- Ale to ty chodzisz zatroskana. Obawiam się, że mogłabyś być myślami zupełnie gdzie indziej i moje starania nie przyniosłyby efektów - odpowiada na mój atak, rozpinając koszulę. - Rozbieraj się Laillen.
Wywracam oczami i zdejmuję spódnicę zostając jedynie w komplecie bielizny.
- To również - warczy podchodząc do mnie. - Rozbierz się, bo za chwilę nie będziesz miała jak.
- Grozisz mi? - tak bardzo go pragnę, że nie chce by się kontrolował ani trochę. Chcę go całego.
- Tak - szepcze, pociągając za mojego kucyka. Odchylam głowę do tylu. - Chcesz dzisiaj dojść, prawda? Więc rozbierz się.
Sięgam dłońmi za plecy i rozpinam fioletowy biustonosz. Nie czekając na kolejne polecenie zsuwam również majtki. Stoję całkiem naga w przestronnym biurze Louisa. Tak...jeszcze chwila. Za moment. Czuję miękki materiał na nadgarstkach. Szarpie za niego i zawiązuje. Mocno.
Jęczę niezadowolona i próbuję poluźnić uścisk.
- Walcz ze mną - syczy wbijając palce w moje biodra. - Nie daj mi się tak łatwo.
- Zawsze ci ulegam - mówię wcale się z tego nie ciesząc.
- Wiem - uśmiecha się zwycięsko i pcha, mocno pcha, w stronę biurka. - Nie będzie lania, będzie pieprzenie. Pochyl się. - mówi. Teraz mam utrudnione zadanie. Opieram się tułowiem o blat. Policzek przytulam do chłodnego drewna. Obok mnie stoi filiżanka kawy.
Teraz we mnie wyjdzie i znów poczuje go tak dobrze. Jeszcze tylko chwila. Szybciej błagam...Tak, tak...to już. Gwałtownie łapie moje biodra i wbija się w ciepłe wnętrze. Od razu się na nim zaciskam.
Zamykam oczy dając ogarnąć się przyjemności. Nie pieści się ze mną. Nie ma delikatności, pocałunków. To szybkie i zdecydowane ruchy. Dokładnie takie jakich potrzebowałam. Jakie teraz zabierają mnie w inny wymiar.
- Mów - warczy zatrzymując się i sprowadzając mnie z krawędzi. - Mów mi.
- Szybciej. Proszę, tak mi dobrze gdy się we mnie poruszasz. Uwielbiam to.
- Nie Laillen. Ja to wszystko wiem. - szepcze bez tchu. - Mów..
Nie rozumiem o co mu chodzi. Nie jestem teraz w stanie myśleć. Robi dwa, wolne, udręczone ruchy. Czeka. Ale na co..ja jestem ogarnięta tymi doznaniami. Nie dam rady. Niech mi pozwoli. Potrzebuję tego.
- Proszę cię.. - czuję że zaraz się rozpłaczę.
Nie odpowiada, ale na szczęście kontynuuje. Mocno. Szybko. Jęczę coraz głośniej nie mogąc się powstrzymać.
Zamykam oczy. Louis właśnie we mnie wybucha. 
- Och Laillen - sapie moje imię.
Tak bardzo tego potrzebowałam. Żadnych problemów, jedynie przyjemność. Wiem, że niedługo i ja dojdę. Brakuje kilku ruchów. Porusza się we mnie dalej, dłonią dotykając łechtaczki którą sprawnie masuje i drażni palcami.
- Już! - dochodzę jak chyba jeszcze nigdy wcześniej.
To był najmocniejszy orgazm jaki miałam. Nie mogę zapach tchu. Cały pokój wiruje. Leżę teraz całkowicie bezwładnie na jego biurku. Ręce wciąż są związane. Dalej mnie wypełnia. Nieco mniej, ale go czuję.
Uzależniłam się. Nie daje rady wytrzymać bez niego zbyt długo.
- Dzielna dziewczynka. - składa czuły pocałunek na mojej łopatce. - Przyjdziesz dzisiaj do mnie wieczorem - mówi stanowczo i staję się nagle pusta.
- Nie wiem czy dam radę...
- Dasz - ucina temat i pociąga za moje włosy, tak że się prostuje. - A tym czasem przejdźmy do kochania.
Patrzę na niego chcąc go pocałować. Pragnę tego. Stoimy naprzeciwko siebie. Blisko ponieważ Louis rozwiązuje krawat. Wydaje się być taki skupiony i poważny. Jak przygryza wargę. Albo oblizuje ją, palcami sprawnie manewrując. W końcu krawat zsuwa się z moich rąk.
Moje ramiona zwisają wzdłuż boków, a ja nie spuszczam wzroku z bruneta.
- Bliżej - mówi wolno, również patrząc mi w oczy.
Robię niepewnie krok w jego stronę.Przyciąga mnie i wpija się w moje usta. Cały tydzień nie czułam tych pocałunków. One są nasze. Obejmuje rękami jego kark nie chcąc za wszelką cenę tego przerywać.
Walczymy o dominację, chociaż z czasem pocałunki stają się długie lecz delikatne. Wolne. Sięgam ręką w dół i oplatam palcami męskość Louisa. Chcę go od nowa pobudzić. Wciąż czuję, że moje soki płyną mi po udach. Chcę żeby znowu mnie wypełnił.
Mężczyzna odwraca nas i prowadzi do kanapy, cały czas łącząc nasze usta. Pcha mnie, a ja odpadam bezwiednie na sofę. Układa moją nogę, zgięta w kolanie, a sam kuca tuż przy mojej kobiecości.
- Połóż ręce na piersi - mówi.
Patrzę na niego i robię to co mówi.
Ogarnia mnie rozkosz. Sama dopieszczam piersi, ale Louis wiruje językiem w najwrażliwszych sferach. Tracę zmysły.
- O Boże tak.. - moje plecy wyginają się w łuk.
Ogrom wszystkich doznań. Mam urywany oddech i ledwo kontaktuję, gdy szczytuję po raz kolejny. I jeszcze raz...i znów. Tonę w ramionach Louisa, kiedy ten kocha mnie na kanapie. Nie mam siły. Chcę więcej. Jestem wyczerpana. Nie mogę przestać. Mam swój kawałek nieba...
Punktualnie o szesnastej przyjeżdża Luke. Na miękkich nogach idę z Louisem do podziemnego garażu. Odprowadza mnie do samego auta, kiedy zaczyna dzwonić jego telefon. Przystaje i wyjmuję komórkę, aby odebrać.
- Tak, Martin? Nie, jeszcze nie. Nie uprzedzała. Pozwoliłeś na to? - warczy do słuchawki. - Wiem do cholery, ale jej grozi niebezpieczeństwo. Tak. Zaraz przyjadę. - rzuca i rozłącza się.
- Co się stało? - pytam zdenerwowana.
Wywraca oczami, otwierając mi drzwi. Rzeczywiście ktoś go wkurzył.
- Twoja koleżanka lubi robić mi na złość. Wsiadaj Laillen. Luke, prosto do domu.
- Powiedz mi - proszę.
- Wsiadaj - warczy. Nagle niebieski ocean zamarzł w czerń.
Robię co mówi. Boję się ale nie chce go bardziej denerwować Zapinam pas, a Luke wykręca auto. Odwracam głowę, widząc przez tylną szybę , że Louis ciągle na mnie patrzy.
Przez całą drogę nie odzywam się ani słowem. Przecież wiem, że i tak Luke nic mi nie powie.
Martwi mnie ta sytuacja. Co zrobiła Gio? Wróciła do domu? Denerwuje się coraz bardziej i jestem niespokojna.
Chcę dojechać na miejsce i wszystkiego się dowiedzieć. Szlag. Chociaż przez chwilę nie może być dobrze. Mój telefon wibruje. Dostaję wiadomość od Louisa. "Spróbuj pójść do jej domu, a naprawdę mocno mnie zdenerwujesz i to jak cię ukażę, nie będzie miało związku z erotyzmem". To brzmi groźnie. Teraz jestem pewna, że Giovanna wróciła do mieszkania.
Staram się nie wybuchnąć. Niall miał jej przypilnować. Dlaczego pozwolił Gio wyjść?
- Pani Tomlinson - odzywa się zaniepokojony Luke, parkując w garażu. - Jesteśmy.
- Dziękuję - mówię do mężczyzny i wychodzę z auta.
Zdejmuję jedynie buty i idę na górę do naszej sypialni. Tam spotykam męża. Siedzi na łóżku, rozmawiając przez telefon.
- Stary, alkohol nic nie tłumaczy - mówi.
Odkładam torebkę i rozwiązuje włosy słuchając blondyna.
Rozłącza się i całuje mnie w czoło, a potem bierze na kolana.
- On więcej tego nie zrobi. Jestem pewien.
- Powiedział ci tak? - pytam z ironią.
- Po prostu go znam. Nie uważasz, że to dziwne? Był zaskoczony, zły i pijany. Jeden raz popełnił błąd. Staram się go zrozumieć - wzrusza ramionami. - I ciągle jestem ciekaw po co nam ochrona.
- Nie wiem, ale zaczynam być tym wszystkim zmęczona. - mruczę.
- Jak dzień w pracy? - jeździ palcami po moich plecach. Delikatnie całuje moje ramię. Oho..spragniony.​
- Męczący - mówię markotnie.
Był męczący. Nigdy tyle nie pracowałam fizycznie. Ale za to jestem spełniona. No i dalej zmartwiona.
- Pójdziesz tam jutro?
- Możemy iść razem - rozpina mi koszulę. Guzik po guziku.
- Wydrapie mu oczy- subtelnie się odsuwam.
Kiwa głową, nie odpuszczając. Składa pocałunki na mojej szyi.
- Niall.. - kładę dłonie na jego torsie i lekko naciskam. -.. jestem zmęczona.
- Dobrze - wzdycha. - Przygotuję ci kąpiel.
Może i miałam ochotę się z nim kochać, ale... musiałam się umyć i sprawdzić w jakim stanie jest mój tyłek.
Wstaję i chowam buty do garderoby. To był miły dzień. Nie chcę tych problemów. Jutro będzie lepiej.


14 komentarzy:

  1. Świetny rozdział !
    ~ Zosia

    OdpowiedzUsuń
  2. Super czekam na nn

    OdpowiedzUsuń
  3. Kocham. jak o wszystkie wcześniejsze rozdziały. Już nie mogę się doczekać nexta :)) Życzę weny :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Czekam na kolejny rozdział, bo ona ma iść do niego wieczorem, a w ogóle wydaje mi się że Niall wie coś więcej, on po prostu coś ukrywa
    ~Paula~

    OdpowiedzUsuń
  5. Super rozdział :)
    Tylko kto zapadł na tego ochroniarza ?
    O co chodzi? Ktoś chce coś zrobić Lail?
    Ciekawe czy Zayn już więcej nic nie zrobi Gio :/
    Mam nadzieje ze już jej nie pobije :/
    Życze weny i do następnego :**
    Kocham <3

    OdpowiedzUsuń
  6. Mam nadzieje ze to oierwszy i ostatni raz Zayn! Super rozdział. x

    OdpowiedzUsuń
  7. Hej! Chciałam Cię poinformować, że zostałaś nominowana do Liebster Blog Awards!
    Szczegóły tu: http://highly-complicated-story.blogspot.com/2015/03/o-moj-boze.html
    Pozdrawiam, i całuje w policzek! :3

    OdpowiedzUsuń
  8. Mega. Czekam na nexta. Pozdr ;-)

    OdpowiedzUsuń