czwartek, 26 lutego 2015

|09| Fireproof


Jestem w wielkim szoku. Nie spodziewałam się tego wszystkiego. Odwracam wzrok od mężczyzny i niepewnie biorę do ręki arkusz papieru.
Posłuszeństwo to sprawa bezdyskusyjna. To ja rozkazuję. Ty robisz to wręcz z przyjemnością. Będę chciał brać cie na wszystkie sposoby. Krepowanie , lanie, bicie pejczami. Akceptujesz to? Więc przejdźmy dalej. Kajdanki pomagają mi w unieruchomieniu.​ Liny także. Lubię mieć kontrolę. Jesteś na to gotowa? Chciałbym pieścić cię nie tylko palcami. Może zabaw z mechanicznym wibratorem? Chcę urozmaicić twoje życie seksualne. Seks analny tez może być całkiem przyjemny. Ufasz mi? Mogę korzystać tez gryźć twoją skórę, zostawiając malinki. Szczypać drażniąc piersi. Zapowiada się przyjemnie. Ból może być rozkoszą. Jesteś gotowa?
Mrużę oczy. Czytam to w efekcie cztery razy. Za każdym coraz uważniej. Sama nie wiem co mam o tym myśleć, ale moja kobiecość nie ma takiego problemu. Czuję jak moje majtki nasiąkają.
Wydaje mi się, że stracę rozum
Coś głęboko wewnątrz mnie, nie mogę się poddać
Przygotował te wiadomość zupełnie dla mnie. Gdy to czytam mam wrażenie, jakby to mówił. Ale on milczy jedynie obserwując moją reakcje.
Odkładam kartkę unikając jego wzroku. Gubię się i kompletnie nie wiem co robić.
Ten romans i tak jest problemowy. Ale czy ja umiem to przerwać? Wiercę się na fotelu. W głowie mi się kręci od tego wszystkiego, czego się dowiedziałam. Nie było tam nic o tym jak mam się do niego zwracać. Więc może to zniknie. Chociaż nie wiem. Ciągle mnie upomina. Niby nie muszę mówić Panie, a tato mnie podnieca.
Cholernie. To się wydaje takie sprośne, seksowne. Zagryzam mocno wargę prostując się nerwowo. Ręka świerzbi mnie żeby sobie ulżyć.
- Dalej chętna? - pyta, biorąc mój kieliszek. - Czy nie chcesz tego ciągnąć? Powiedz. Zrozumiem, kochanie.
- Możesz to schować - mówię dalej pogrążona w myślach.
Wzrusza ramionami zabierając mi dokument. Pije moje wino, kiedy ja zastanawiam się nad decyzją.
- Myślę, że.. - nie mam odwagi na niego spojrzeć. -.. że to powinien być wyjazd jedynie służbowy.
- To nie ma znaczenia. Czy służbowy czy nie. Zapewne i tak taki nie będzie. Chyba, że powiesz "wracamy do starego układu. " - wyjaśnia.
Kiwam głową i powoli wstaje.
- Muszę do łazienki.
- Siadaj- warczy. - Póki tego nie powiedziałaś, ja za ciebie decyduję.
- Idę tylko do łazienki.
Wstaje i łapie mnie za nadgarstek. Pociąga w swoją stronę. Ląduję na jego torsie. 
- Czemu jesteś taka nie posłuszna, dziewczynko?
- To ty jesteś apodyktyczny. Co złego jest w pójściu do łazienki kilka metrów dalej.
- To, że zacznę pozwalać ci na swobodę, kiedy w końcu się dostosujesz. - wyjaśnia.
- Chcesz na mnie wymusić te słowa? - pytam przez zęby.
- Nie. Niechęć mnie nie interesuje - wywraca oczami. Bierze głęboki oddech i poluźnia uścisk.
- Umiesz oddzielić życie osobiste od pracy? - pytam spokojniej.
- Jak zauważyłaś w pracy idzie mi to całkiem dobrze. Ale zabieram cię w te delegację z dwóch powodów. Z tęsknoty i z tego, że jesteś moją prawą ręką. Idź. Jak się zdecydujesz to daj znać - wymija mnie i wchodzi do małego pomieszczenia.
- Grunt to umiejętność rozmowy. - wzdycham.
Kieruję się do łazienki tak jak zamierzałam.
Jednak mój humor ulotnił się bardzo szybko i nawet odczuwana potrzeba odeszła. Ta kłótnia...To właśnie podziało anulująco.
Podejmuję decyzję. Muszę z tym skończyć. Zdradziłam, ale więcej tego nie zrobię. To koniec. Tak. Na pewno tak. Musimy wrócić do normalności. Do rzeczywistości.
Do końca lotu nie mam jednak okazji powiedzieć o tym brunetowi ,gdyż widzę go dopiero wysiadając z samolotu.
Idziemy do samochodu. Lśniące bmw z kierowcą. Czeka na nas tuż przy wyjściu. Tyle co drzwi się za nami zamykając a na zewnątrz robi się urwanie chmury. Ściana deszczu.
Myślałam, że to Anglia jest taka deszczowa. A jednak Ameryka również zaskakuje. Zegarek wskazuje szóstą wieczorem. Robi się coraz ciemniej. Patrzę przez okno. Wiem, że Louis kieruje swój wzrok ku mnie. Nie jestem jednak w stanie podjąć teraz rozmowy na temat z samolotu.
Nie wiem dlaczego. Po prostu nie umiem. Nie umiem dobrać słów. Czuję się głodna. W czasie lotu nie jadłam. Może na miejscu coś zamówimy. Louis łapie moją dłoń, leżącą na moim kolanie.
Zaciskam ją jednak w pięść i dyskretnie wyślizguje z jego uścisku.
- O co jesteś zła, skarbie? - pochyla się i szepcze do mojego ucha. - To jestem ja. Znasz mnie.
- Nie jestem tego tak do końca pewna.
Odwracam głowę w jego stronę. Patrzy mi w oczy.
 - To ja. Nie zrobię ci umyślnej krzywdy. Nie jestem masochistą - odpowiada.
- To jest złe. - mówię krótko.
- Nie. - prostuje się odsuwając ode mnie. - To nie jest złe. Jeśli ty potrafisz to robić, myślę że on również. Niall nigdy nie był święty.
- Nie masz prawa tak mówić. - chcę mi się płakać.
Łapie moją twarz w dłonie. 
- Proszę - szepcze. - Proszę Lail. Chcę oto zawalczyć. Pierwszy raz od czasów Alexis, chcę zawalczyć o kobietę. Było ci źle? Skrzywdziłem cię? - jego głos staje się cichszy. Przepełniony udręką.
- Alexis? - wychwytuję.
- Tak - zamyka oczy i zaciska zęby. To chyba trudny temat.
- Nie chcesz powiedzieć mi nic więcej?  - sugeruję spokojnie.
Chciałabym z nim tak normalnie porozmawiać. Ale nie wiem czy ten temat jest odpowiedni.
- A co chcesz wiedzieć? - prycha. - Gdyby mnie zdradziła...w porządku. Jeśli by kochała, wybaczyłbym. Ale ona odeszła.
- Odeszła w sensie.. - patrzę na niego.
Nie chcę powiedzieć tego na głos.
- Nie. Nie umarła. Po prostu spakowała rzeczy, kiedy byłem w pracy i bez powodu odeszła, zostawiając mnie i Nialla.
- Przykro mi.. - robi mi się go szkoda.
Wzrusza ramionami. Niall nawet adoptowany nie mógł mieć matki.
- Jedziemy teraz do hotelu? - zmieniam temat. Nie chce go takiego widzieć.
Nie wiem, którego Louisa bardziej wolę. Szary i ponury? Stanowczy i rezolutny? Trudny wybór. Trudny oraz ciężki. 
- Tak - odpowiada cicho, zaciskając pięść. Już na mnie nie patrzy.
Wiem, że lepiej żebym do końca podróży już się nie odzywała. Miejsce gdzie mamy rezerwacje ma pięć gwiazdek i robi ogromne wrażenie.
To ogromny hotel. Złote litery nad wejściem tworzą napis Venus. Kierowca imieniem Ethan wnosi nasze bagaże.
Ja czekam stojąc na środku ogromnego holu podczas gdy Louis nas melduje. Nie mogę napatrzeć się na to wszystko wokół. Czerwone kanapy, beżowe ściany i bogaty wystrój. Nie chcę nawet myśleć ile ubędzie z jego złotej karty. Zaplatam na palec kosmyk włosów. Ludzie tutaj są bardzo eleganccy.
Moja granatowa sukienka i czarne balerinki nijak się do tego mają. Nagle zaczynam czuć się głupio. Chcę jak najszybciej udać się do pokoju. Dobrze, że nikt nie zwraca na mnie uwagi. Louis podchodzi i wskazuje na windę. Kiwam jedynie głową i od razu ruszam w tamtym kierunku. Metalowe drzwi zamykają się za nami i dopiero wtedy wypuszczam powietrze z płuc.
Jesteśmy sami. Nikt na mnie nie patrzy. Nie ocenia.
Cisza jest dla mnie ciężka i bardzo niezręczna. Ja się boję odezwać, a Louis wyjątkowo milczy. Jak na złość.  Marszczę w rękach materiał sukienki. Winda jedzie nieznośne wolno.
Dlaczego mamy pokój na samej górze? Cholera. Zamykam na chwilę oczy i zagryzam wargę. Wczoraj w windzie było bardziej gorąco. Tak było tak bardzo... nieodpowiednio. Ganie się szybko. To jest dla mnie takie trudne, zdążyłam się chyba uzależnić.
Nie powinnam. Wiem przecież. Nie czas na wyrzuty. Stało się. Byłam w łóżku z teściem.
Z szefem.Teraz muszę to porzucić i pilnować swoje ciało, ale także i myśli.
Winda zatrzymuje się w ogromny apartamencie. Jest tu wszystko. Salon, mała kuchnia. Są też dwie sypialnie z łazienkami. Ethan przynosi bagaże i znika. Louis podaje mi kod który uruchomi windę. Później otwiera podwójne drzwi od jednego z pokoi i wchodzi do niego zamykając za sobą.
Jest mi przykro z powodu jego zachowania i źle się z tym czuję, ale nie mogę mu się dziwić. Ma prawo nie chcieć mnie widzieć.
Siadam na białej kanapie i zdejmuję buty. Wiem, że daje mi czas do myślenia, ale nie odezwie się słowem? Mój wzrok pada na zegar znajdujący się nad elektrycznym kominkiem. Dosyć późno. Pewnie już dzisiaj zostaniemy tutaj.
Żadnych spotkań. Może odpocznę. Rozglądam się i szukam telefonu. Jestem głodna. Muszę zjeść.
Z telefonem w dłoni staje pod drzwiami od sypialni mężczyzny i delikatnie pukam.
Nie słysząc odpowiedzi, upieram się i wchodzę. Śpi na łóżku nie przejmując się koszulą i spodniami.  To słodki widok. Wygląda jak mały chłopiec zmęczony dniem w szkole. Na palcach podchodzę do łóżka, biorę koc i przykrywam Louisa.
Początkowo miałam zamiar zrobić mu awanturę, za to że zachowuje się jak dzieciak i nie odzywa. Ale jednak się myliłam. Gaszę lampkę na szafce stojącej przy niskim, dwuosobowym łóżku.
Delikatnie całuję go w policzek i wychodzę zamykając drzwi. Do pokoju zamawiam sobie sałatkę i kilka kanapek gdyby mój szef jednak się obudził.
Wyciągam z torebki komórkę, kiedy jem. Zatrzymuję widelec w ustach i wystukuję wiadomość do Nialla.
" Jesteśmy już na miejscu. Hotel jest nieziemski. Dbaj o siebie. Kocham Cię i tęsknię. "
Biorę głęboki oddech i wysyłam. Nie powinnam była tu przyjeżdżać z Louisem. Wiem, że to moja praca, ale za bardzo daje się ponosić. Przecież nie mogę tak Wszystkiego zniszczyć. Przede mną leży czarna teczka. Właśnie ta.  
Czuję coś głęboko wewnątrz mnie
Gorętszego niż palące się prądy strumieniowe
Zagryzam wargę czując rozdarcie. Jednak nie daje rady i ponownie sięgam po dokumenty. Tak właśnie spędzam wieczór. Przy warzywach i tej kartce. Później biorę szybki prysznic i udaje się do swojej sypialni. W łóżku czytam tekst jeszcze dwa razy i zasypiam.
Jestem bardzo wyspana. Miękkie poduszki, materac. Przeciągam się delikatnie i patrzę na okno. Seattle również budzi się do życia.
Budzik na szafce nocnej pokazuje ósmą rano. Pora wstawać. Zsuwam nogi z łóżka i ziewając podnoszę się. Szukam sukienki w torbie. 
Znajduję kremową sukienkę przed kolano i to ją zakładam. Robię delikatny makijaż i wychodzę z sypialni. Śniadanie pachnie czekając na stole. Razem z kawą. Wydaje mi się, że słyszę szum wody. Pewnie Louis bierze prysznic. Zajmuję miejsce i zaczynam jeść. Pyszne. Ten hotel i restaurację ma świetną. Nie mogę narzekać.  Omlety są genialne. W życiu takich nie jadłam. Biorę łyk posłodzonej kawy. Louis to wie. Wiele razy obserwował mnie przy stole bez słowa. Widział ile cukru wsypuję do filiżanki. Widział, że nigdy nie piję soku jabłkowego, który Ella stawia do obiadu. Zauważył że na talerzu zawsze odsuwam paprykę. On po prostu zapamiętywał szczegóły, na które nikt nie zwraca uwagi.
Uśmiecham się do siebie. To na prawdę kochane i słodkie. Słyszę przekręcanie zamka i odwracam głowę dostrzegając mężczyznę. Na boso wychodzi z łazienki w samych czarnych rurkach i szarym swetrze. Długie włosy są jeszcze mokre. 
- Dzień dobry - mówię z uśmiechem na ustach.
- Dzień dobry - przerzuca ręcznik przez wolne krzesło i siada na drugim.
- Jak noc? Dobrze spałeś?
- Nie martw się, mam dobry humor, nie gryzę - przeciera ręką oczy i bierze szklankę soku.
- Chciałam nawiązać rozmowę. - Tłumacze odpuszczając.
- Idziemy na obiad ze spotkaniem. - informuje mnie. 
- Dobrze.
- Chcesz służbowo, masz służbowo - mruczy raczej pod nosem.
- Przykro mi, że nie próbujesz mnie zrozumieć - biorę kubek do ręki i wstaje od stołu.
- Ależ ja cię rozumiem. I jak widzisz szanuję twoje zachowanie. Rzuciłem cię na kanapę i zacząłem rozbierać? Przyparłem do ściany, całując? W normalnej sytuacji, właśnie to bym zrobił - mrozi mnie wzrokiem. - Więc zdecyduj się, bo twoje humory stają się bardziej męczące od moich.
Posyłam mu tylko przepraszające spojrzenie i wracam do siebie.
Siadam na łóżku. Do południa mam wiele czasu. Co mam robić? Mogę iść zwiedzać.
Przez to nic nie robienie mam za dużo czasu do myślenia. Znów zmienię decyzję. Czuję, że siedzę na czymś i coś gniotę. Szybko wstaję i patrzę co to. Kartka, przy której zasnęłam. Odkładam ją na szafkę, dopijając kawę. To mnie normalnie prześladuje. Nie ma chwili spokoju. W co ja się wpakowałam.
Słyszę pukanie do drzwi. Do środka wchodzi Louis.
- Idę na spacer, ale mam coś dla ciebie. Jeden z salonów należy do mnie. Jesteś kobietą, więc pewnie lubisz takie miejsca - wyjaśnia, podając mi kartę salonu piękności.
- Nie jestem ci potrzebna?
- Jesteś - odpowiada i odwraca się, wychodząc.
Przecieram twarz dłońmi. Zaczynam mieć wątpliwości co do tej pracy. Potrzebuję świeżego powietrza. No i w końcu zrobię coś z włosami. Ten wypad jest dobrym pomysłem. Ja w świecie kobiet. Wychodzę z hotelu godzinę później. Salon nie jest daleko. Pół kilometra pokonuje wolnym spacerem. Jest ładna pogoda. Na szczęście nie pada. Wchodzę do lokalu. No nieźle...Idealny wystrój, młode pracownice w czarnych spódniczkach i białych bluzkach. Staranny makijaż oraz fryzura.
Na wejściu podaję jednej pani kartkę i mówię że oddaje się w ich ręce.
- Pani Tomlinson proszę za mną - mówi uprzejmie blondynka numer jeden i prowadzi mnie do fotela, gdzie umyją moje włosy. Tam blondynka numer dwa uśmiecha się i wskazuje, abym usiadła.
Tak robię i odchylam głowę do tyłu. Po chwili czuję strumień na włosach.
Wpatruję się w biały, podwieszany sufit, ozdobiony ledami. Nigdy nie bywałam w takich miejscach, ale to jest teraz moje nowe życie. Zamykam oczy i wyłączam myślenie. Teraz mam się po prostu odprężyć. Palce blondynki masują skórę mojej głowy. To przyjemne. Z mokrymi włosami jestem zaprowadzona na kolejny fotel. Tym razem obsługuje mnie brunetka. Co za niespodzianka. Oddaję się w jej ręce. Nie patrzę w lustro. Czekam. Rozmawiamy o jakiś pierdołach tylko po te by zniwelować ciszę. Gdy daje mi znać, otwieram oczy patrząc na efekt jej pracy.
Mam wyprostowane i dokładnie wyrównane włosy. Sięgają one do piersi. Głęboki brąz bardzo mi się podoba. Czuję się dobrze i na ustach pojawia mi się uśmiech. To taka miła odmiana. Chyba wyglądam lepiej.
- Proszę za mną - mówi blondynka numer jeden i prowadzi mnie do stolika. Teraz paznokcie.
Zagryzam wargę obserwując poczynania kosmetyczki. Jej dłonie sprawnie wirowały wokół moich.
- Ma pani bardzo ładną sukienkę - zauważa, kończąc malować najmniejszy paznokieć.
Wybrałyśmy razem matowy, czerwony kolor.
- Dziękuję - posyłam jej uśmiech.
Również się uśmiecha i odkłada pędzelek.
- Gotowe. Zapraszam dalej. Pozostał nam jeszcze makijaż - oświadcza.
- Makijaż? Sama nie wiem..- waham się.
- Będzie delikatny - zapewnia mnie. - Pan Tomlinson mówił, że idziecie państwo na spotkanie.
- Rozmawiał z panią?
- Uprzedził pani wizytę - wyjaśnia.
- No dobrze - daję się przekonać.
Jestem malowana. Trochę jasnego pudru, dokładne cienkie kreski oraz tusz do rzęs. Na sam koniec moje usta zostają przeciągnięte czerwoną szminką.
Po wszystkim bardzo za wszystko dziękuję i wychodzę. Muszę iść do hotelu bardzo szybko bo zaraz mamy spotkanie. Przechodzę przez hol hotelowy juz nie czując wstydu. Wyglądam dobrze i idę pewnie. Wsiadam do windy. Wystukuję kod.
Przestaję nerwowo z nogi na nogę licząc piętra.
W końcu drzwi się otwierają. Prawie się potykam o kartkę. Leży na podłodze i przekazuje mi wiadomość. "Jeszcze dalej". Mrużę oczy i dopiero po chwili na białym stoliku znajduję granitowe wąskie pudełko. Nieco zdezorientowana podchodzę do pakunku i niepewnie otwieram.
Prosta bransoletka z białego złota. Ma delikatne diamenciki w sobie. Jest wąska. Śliczna. Biorę ją do ręki i oglądam. Bogata, ale skromna. Zakochuję się w niej od pierwszego wejrzenia. Odkładam pudełko i jeszcze obraz obracam biżuterię. Padają na nią promienie słońca. Bransoletka błyszczy się. Uśmiecham się i przykładam ją do nadgarstka. Pasuje idealnie. Zapinam ją. Jest na właściwym miejscu. Trochę mi głupio. Nie powinien kupować mi tak kosztownych prezentów. Spotkanie. O Boże! Ruszam z miejsca i biegnę do sypialni, żeby wziąć teczkę.
Otwieram z impetem drzwi i szybko łapię torbę do ręki.
- Możemy iść? - w drzwiach staje Louis, ubrany w szary garnitur.
- Tak - odwracam się w jego stronę. - Tylko.. dziękuję. Jest piękna - unosze rękę pokazując nadgarstek.
Uśmiecha się szeroko.
- Pasuje do ciebie.
- Bardzo dziękuję. Musiała kosztować majątek..
- Nie prawda - ucina temat pieniędzy.
Oferuje mi swoje ramię. Uśmiecham się lekko i podchodzę do niego łapiąc się jego przedramienia. Razem wychodzimy. Prowadzi mnie do samochodu, w którym czeka Ethan. To własnie z nim udajemy się do restauracji.
- Kto tam będzie? - pytam Louisa gdy samochód parkuje na miejscu.
- Szef Pro Eco. Chcemy nawiązać współpracę. Posłucham warunków - odpowiada i wysiada.
Obchodzi auto, aby mi otworzyć.
Wysiadam i kierujemy się do środka. Trochę się denerwuje. To ważni ludzie.
Nie chcę popełnić błędu. W tej teczce Louis, przygotował mi nieco informacji o tej firmie.
Restauracja jest w ciepłych kolorach. Stoliki są z jasnego drewna. Nie ma tłumów, ale jest zapełniona dobrze ubranymi ludźmi. Podchodzimy do stolika, od którego od razu wstaje nieco starszy od Lou mężczyzna oraz jego asystent.
- Dzień dobry - Louis wymienia z nimi uścisk ręki.
Mnie całują w dłoń. - To moja asystentka Laillen Tomlinson - Maxwell.
- Miło mi - mówię uprzejmie. Mężczyźni również się przedstawiają i wszyscy siadamy.
Cała nasza czwórka zamawia obiad. Louis dołącza dla mnie białe wino. Sami zapewne zdecydują się na whisky. Notuję wszystko o co prosi mężczyzna i słucham uważnie starając się nie przeszkadzać. Kiedy Louis wyraża na ten temat swoją opinię, czuję jego dłoń na kolanie. Prostuję się, ale nie strącam jej. To niewinny gest. Przecież jesteśmy na ważnym dla niego i całej firmy spotkaniu. Na pewno nie pójdzie dalej.
- Prześlemy wam umowę - mówi końcowo, głaszcząc materiał mojej sukienki.
- Będziemy czekać - ten drugi mężczyzna wstaje i ponownie wymieniają uścisk dłoni po czym nasi rozmówcy opuszczają lokal.
Louis odwraca głowę w moją stronę, biorąc szklankę z brązowym alkoholem.
- Jedz Lail - mówi.
- Nie zmieszczę więcej - kładę ręce na brzuch jakby to miało go przekonać.
Unosi brew, a potem wywraca oczami.
- Podoba mi się - bierze kosmyk włosów w dwa palce.
- Mi też. Nawet bardzo. - mówię zgodnie z prawdą.
- Pocałowałbym cię, ale obawiam się że dasz mi w twarz - przenosi wzrok na moje usta i oblizuje mimowolnie dolną warge.
- Nie dałabym ci w twarz, wolałabym jednak żebyś tego nie robił - kończę szybko.
- Tato - dodaje za mnie. - Nie lubisz kiedy cię całuje? - pochyla się w moją stronę.
- Wiem, że to niewłaściwe i tylko utrudni mi życie.
- Nie prawda - mówi spokojnie. - Nie utrudni ci życia. Jedynie może...uszczęśliwić. Twój wybór. Miałaś zdecydować.
- Mamy jeszcze dzisiaj coś do zrobienia?
- Nie - wstaję i zakłada marynarkę.
Również to robię. Mężczyzna reguluje rachunek i wychodzimy.
W ciszy idziemy do samochodu. Siadamy z tyłu, a Ethan rusza.
Czuję się źle i skubie skórę na wnętrzu jednej z dłoni.
~~~~~~~~*~~~~~~~~~~~
Woho! Jestem dumna. Tyle komentarzy, że..ah. Wywołuje to uśmiech na naszych twarzach. Skoro tyle was to czyta, to wpadnijcie i na Madhouse. Nie zabraknie takich wątków :)

16 komentarzy:

  1. omg super! mam nadzieje ze Leil podpisze ta cholerna umowe! ily x

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny rozdział ! Coś czuję że Leil ulegnie jednak i podpisze tą umowę :D Nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału :) /@zosia_official

    OdpowiedzUsuń
  3. Szkoda mi Lou :( Widać,że mu na niej naprawdę zależy :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Jej! Ciekawe co dalej? No właśnie tez mam watpliwosci co do wiernosci Nialla :**

    OdpowiedzUsuń
  5. Louis sie ewidentnie zadurzył, ale okazuje swoje uczucia w dosyć ekscentryczny sposób :D Już czekam, aż ta umowa zostanie podpisana :P
    A tak na marginesie, masochista to osoba, która lubi odczuwać ból, nie wiem czy to słowo pasuje do kontekstu zdania, w którym zostało użyte.

    OdpowiedzUsuń
  6. Oj sumienie w końcu ruszyło Lail...
    Ale coś czuje że Niall rzeczywiście taki święty nie jest ;/
    Ściskam
    You Belong With Me

    OdpowiedzUsuń
  7. Super rozdział :)
    Mam nadzieje ze Lail wybrała dobrze, ale chciałabym żeby zmieniła zdanie.
    Uważam ze Niall tez coś przed nią ukrywa :/
    Pan Tomlinson ^^ się zmienił, cos czuje ze te odrzucenie go wcześniejsze zrobiło już coś na jego psychice :/
    Myśle ze tylko Lail może to zmienić, może po jakimś czasie zmieni zasady i oboje będą szczęśliwi :)
    Życze weny i do następnego :*
    Kocham <3

    OdpowiedzUsuń
  8. Cudny rozdział.!! Czekam na nn :*
    @hazza_bitsch

    OdpowiedzUsuń
  9. Kurde,jak to mocno wciąga :D

    OdpowiedzUsuń