czwartek, 22 stycznia 2015

|01| Ours.


Stoję przed wielkim lustrem, jeszcze większej łazienki, w biurze. Stresuję się jak nigdy dotąd. Moje niebieskie oczy są dziś wyjątkowo duże. Strach? Oczywiście. Niepokój? Tym bardziej. A wszystkiego powodem jest moja praca. To dzisiaj przechodzę na stanowisko samego prezesa Tomlinson Developer Inc. Największy budynek ze szkła i stali, jaki może znajdować się w centrum Liverpoolu. Świetnie zaprojektowany i wyposażony w najnowszy sprzęt. Pracuje tutaj tyle niezliczonych dla mnie osób. Nie znam chociaż jednej czwartej. Przez pół roku byłam sekretarką kierownika zupełnie innego działu. Miałam bardzo dużo zajęć, ale dobrze zarabiałam. Nie wiem dlaczego zostałam przeniesiona, lecz przez to stworzyły się plotki. Viera zwolniona, aby jej miejsce zajęła Laillen Tomlinson - Maxwell.
To jest temat, którym żyje nie tylko firma, ale i media. Syn bogatego
biznesmena, student Akademii muzycznej, poślubił nijaką sekretarkę. Kim ja jestem przy nich? Ale to on mnie wybrał i uszczęśliwił.
Biorę głęboki oddech i przeczesuję palcami jciemne włosy. Na moich policzkach pojawia się rumieniec ale spowodowany jedynie nerwami. Nie mogę sobie pozwolić na dłuższą przerwę. Mój szef powinien zaraz się pojawić. Jak zawsze punktualny. Tego chyba najbardziej nie cierpi. Spóźnień. Nie chcę sobie nagrabić pierwszego dnia pracy na nowym stanowisku.
Przyciski w windzie i poranne powietrze. 
Cisza nieznajomych sprawia, że chcę pójść schodami.
Przechodzę do biurka, na którym stoi laptop, telefon oraz dokładnie poukładane teczki. Na razie nie mam nic, co mogę sobie zarzucić. Odsuwam wygodne, szare, krzesło i siadam. Biurko posiada kontuar, za którego niestety ledwo mnie widać. Za to ja mam lepszy widok na szklaną ścianę, za którą maluje się rozłożysta panorama Liverpoolu. Po prawej stronie znajdują się drzwi z jasnego drewna, za którymi skrywa się gabinet prezesa. Jeszcze nigdy tam nie byłam. Nawet rozmowę kwalifikacyjną przeprowadzaliśmy w zupełnie innej sali. Przystosowanej do takich spotkań. Cenił prywatność i wpuszczał tam tylko pojedynczych kontrahentów. Słyszę dźwięk otwieranej windy i wiem, że pan Tomlinson właśnie wchodzi na korytarz piętra. Prostuję się i poprawiam okulary, które są mi niezbędne do pracy przy komputerze.
Odwracam delikatnie głowę, widząc jak w grafitowym, eleganckim garniturze, zbliża się do kontuaru, zwilżając językiem dolną wargę. Brązowe włosy, które w domu często układa niesfornie, dzisiaj są lekko zaczesane do tyłu. Nie widziałam go dzisiaj. Mimo że dzielimy jeden dom, ogromny dom, to wychodzę z niego wcześniej. Ja i mój mąż mieszkamy w prawym skrzydle, jego ojciec w lewym. Mamy wspólną kuchnię oraz salon. Ot, to co nas łączy.
- Dzień dobry, Laillen - rzuca rzeczowo i wyciąga rękę po listę, którą codziennie będę musiała przygotowywać.
To szkic spotkań, bo mogą się one zmienić w każdej chwili. Ktoś  zawsze może zadzwonić i umówić się na kolejne.
Przez chwilę zastygam bezruchu i zastanawiam się, gdzie mogłam to położyć. O nie. Zaczynam panikować. Przerzucam teczki z miejsca na miejsce, robiąc mały bałagan. Mój oddech przyśpiesza, gdy okazuje się że nie mogę tego znaleźć. Na policzkach na pewno już pojawiły się czerwone rumieńce. Jestem zazenowana tą sytuacją. Jak mogłam to gdzieś schować? Powinno leżeć na wierzchu. Czuję uścisk ręki. Przenoszę wzrok na pana Tomlinsona który trzyma moją, trzęsącą się dłoń.
- Poszukaj tego na spokojnie i przynieś do mojego gabinetu - mówi wolno, przez co dokładnie obserwuję ruch jego malinowych warg. - Poproszę kawę. Mam nadzieję, że znajdziesz cukier - dodaje ironicznie i odchodzi od mojego biurka, kierując się do gabinetu.
Drzwi zamykają się za nim, a ja siadam zaskoczona i zmieszana. Jego uwaga...Świetnie. Ten dzień nie rozpoczyna się dobrze.
Kawa. Miałam zrobić kawę. Przytomnieję i zrywam się z krzesła. Wręcz biegnę co jest nie małym wyczynem w tak wysokich szpilkach jakie na sobie mam.
Kuchnia jest niewielkim, szarym pomieszczeniem wyposażonym w białe meble. Jeszcze z niej nie korzystałam. Na dole mieliśmy pokój gospodarczy.
Uświadamiam sobie,  że nie mam zielonego pojęcia o tym jaką kawę pija mój szef. Postawiam więc zrobić taką jaką najbardziej lubi mój mąż licząc,  że będzie mu smakować. Przecież w pewnym sensie mają podobne gusta. Może...Parzę kawę, nerwowo stukając palcami o blat. No już, proszę. W między czasie zastanawiam się nad tym gdzie położyłam listę. Na pewno ją przygotowałam.
Zagryzam mocno wargę powstrzymując krzyk rozpaczy. Przecież dzisiaj wszystko miało być bezbłędnie. Wyspałam się. Miałam dobry humor. Byłam nastawiona psychicznie. Teraz wszystko szlag trafia.
Biorę do ręki elegancką filiżankę i kończę parzenie kawy. Idąc do gabinetu pana Tomlinsona, nie mogę powstrzymać drżenia rąk. Dlaczego tak się denerwuję? Prawda jest taka, że mój szef nie traktujemy nie ulgowo. Nawet w domu. Nie okazuje niechęci, lecz wiem że nie przepada za moim towarzystwem.
To bardzo stresuje i jest powodem tego iż cały czas zastanawiam się co zrobiłam źle. Biorę głęboki oddech i pukam.
- Proszę - słyszę.
Wchodzę do środka i automatycznie się rozglądam. Gabinet jest duży, lecz pusty. Kilka regałów z idealnie ustawionymi segregatorami, kanapa, stolik oraz szerokie dębowe biurko, przy którym siedzi mój szef i teść. Opiera ręce o biurko i bawiąc się długopisem, czyta dokument.
Zaraz na wejściu prostuje się i idę w jego kierunku w myślach błagając bym się nie potknęła. Droga jest prosta. Wyłożona szarą wykładziną. Więcej pewności siebie Lai. Brunet podnosi głowę i patrzy na mnie, gdy ostrożnie stawiam filiżankę.
- Pana kawa - staram się brzmieć spokojnie i opanowanie. Odstawiam naczynie i ponownie się prostuję.
- Widzę, że nie herbata - rzuca krótko. - Dziękuję. Przynieś mi listę i wracaj do pracy - wraca wzrokiem do dokumentu. Mój kierownik był surowy, ale teraz mam poważnie pod górkę. I każdy kto myśli, że mam łatwo, jest w wielkim błędzie.
Kiwam głową czego pewnie i tak nie zauważył po czym opuściłam jego biuro. Od razu biorę się za szukanie tego cholernego świstka. Przecież musi gdzieś tu być.
Zależy mi, aby już dzisiaj nie popełnić żadnego błędu. Kartkę odnajduję pod swoim biurkiem. Całe szczęście.
Wstaję z kolan i odgarniam kosmyk, który musiał wypaść spod wsuwki którą wzmocniłam idealnego koka na mojej głowie. Wygląd mam nienaganny. Wiem jak odpowiednio ubrać się do pracy. Idę w stronę gabinetu, ponownie tego dnia. Prezes sam otwiera mi drzwi, rozmawiając przez telefonu. Kiedy zabiera mi kartkę, nasze palce stykają się przez moment. Dziwne uczucie..
Przełykam ślinę i przyciągam dłoń do klatki piersiowej. Staję z nogi na nogę. Chyba powinnam juz iść.
Tak. Zdecydowanie powinnam to zrobić. Odwracam się i szybkim krokiem wracam do swojego miejsca pracy. Kiedy po godzinie w biurze pojawia się klientka, informuję o tym pana Tomlinsona. Przyjmuje ją bez problemu. Ja sama troszkę ogarniam swoje zadania. Nie jest to trudne. Będę musiała się przyzwyczaić do większej ilości pracy. Zależy mi na tym, aby tu zostać. Mimo tego, że jesteśmy rodziną, nie liczę na to,  że bez problemu zachowam posadę. Mój teść zdecydowanie nie będzie miał skrupułów by znaleźć na moje miejsce kogoś innego. Tu jestem pracownikiem. To wszystko.
Muszę się starać jak każdy inny i będę to robić. To moje postanowienie. W połowie dnia, komórka leżąca na biurku zaczyna wibrować. Na wyświetlaczu pojawia się imię "Niall."
Uśmiech wędruje na moje usta. Sięgam po urządzenie i przeciągam palcem odbierając.
- Cześć kochanie.
- Dzień dobry - słyszę jego pogodny głos. - Jak mija dzień pracy na nowym stanowisku?
- Szczerze to... ciężko. - pierwszy raz od piątej rano pozwalam sobie na zgarbienie się.
- Tak? Ale wiesz, możesz rozlać kawę na jego koszulę. Tak przy okazji - śmieje się, co jest charakterystycznym dźwiękiem. Niall zazwyczaj ma bardzo dobry humor i jest pozytywnie nastawiony do życia. Potrafi znaleźć rozwiązanie z każdej sytuacji.
- Przyjedziesz po mnie? - pytam z nadzieją. Od razu poprawił mi humor.
- Przyjadę. Jasne, że przyjadę. O której Lai? - słyszę,  że otwiera dom. - Właśnie wróciłem z zajęć.
- Kończę o czwartej więc... piąta? - przygryzam wargę i zakładam nogę na nogę.
Na razie jestem pewna, że mogę rozmawiać. Chwilowa przerwa. Przecież i tak nikt nie zobaczy.
- Piąta - zgadza się ze mną. - Będę o piątej. Wracaj do pracy, kochanie.
- Kocham Cię. - żegnamy się jeszcze chwilę i odkładam telefon.
Przysuwam się do biurka i przeglądam skrzynkę pocztową firmy. Jednakże wiadomość dostaję na swój mail. Zaskoczona otwieram szerzej oczy, widząc adres prezesa.
Od: Louis Tomlinson
Do: Laillen Tomlinson
Czytam pierwsze dwie linijki. Zapomniał o drugim nazwisku...A może napisał tak celowo? Ale po co?
"Myślę, że jest odpowiednia pora, aby wybrać się na lunch. Może iść pani ze mną, pani Tomlinson. W zasadzie odmowa byłaby niestosowna".
Jestem na prawdę szczerze zdziwiona. Nie mam pojęcia co to ma znaczyć. Myślałam, że najchętniej to zamknąłby mnie tu żebym pracowała bez przerwy. Jeszcze raz czytam wiadomość. Nic mi się nie wydaje. Ewidentnie prosi, abym zrobiła sobie przerwę i poszła z nim na obiad.
Zbieram się w sobie i odpisuję.
Od: Laillen Tomlinson
Do: Louis Tomlinson
" Myślę, że równie niestosowne jest pisanie do mnie z taką propozycją podczas gdy przebywasz zaledwie kilka metrów ode mnie Szanowny Tato. "
Dopiero po wysłaniu wiadomości analizuje jej treść. Od razu zaczynam żałować, ale jestem dobrze wychowana, a mnie zdenerwował.
Biorę głęboki oddech. Zirytuję go, czy obejdzie się? Nie chcę zostawać po godzinach. Mam lepsze zdjęcia. Chociaż i tu i tam, będziemy blisko.
Od:Louis Tomlinson.                             
Do: Laillen Tomlinson.
,,Nie przeszliśmy na ty. Nie zapominaj o tym. A i byłbym skłonny przypomnieć co, że tu jedynie dla mnie pracujesz. Twoim obowiązkiem jest wykonywanie moich poleceń. Nie będę się tłumaczył z tego, dlaczego do ciebie piszę, pani Tomlinson."
Ledwo powstrzymując się od kilku życzliwych słów jakie bardzo chcę mu napisać, po prostu ignoruje wiadomość i wyłączam pocztę wracając do pracy. Muszę się opanować. Spokój jest najważniejszy. Poprawiam okulary, które cały czas zsuwają się z mojego nosa. Cholera, czemu tak bardzo wyprowadził mnie z równowagi? Nie umiem odpowiedzieć na to pytanie, kiedy wychodzi z gabinetu rzucając mi jedynie chłodne, a zarazem ostre spojrzenie. Przywołuje windę i cierpliwie na mnie czeka. Prostuję się na skórzanym fotelu i intensywnie wpatruje w dokumenty przed sobą. Nie ma mowy. Niech mnie zapyta jak kulturalny człowiek za którego niby się ma.
- Laillen, nie będę się z tobą bawił jak z dzieckiem. Dostałaś polecenie, więc teraz je wykonaj. Chyba, że chcesz mnie zdenerwować i sprawić, że nie będę miły - mówi donośnie przeczesując palcami włosy.
- Właśnie o to chodzi. Nie jest pan miły.
- Dobrze. Nie licz więc na to, że zgodzę się na jakąkolwiek twoją prośbę - ostrzega. - Jeśli takie warunki pracy ci odpowiadają, to jedynie muszę ustąpić kobiecie - prycha i wywraca oczami. Po chwili metalowe drzwi zamykają się za nim.
Zrezygnowana uderzam głową o biurko. Robi mi się głupio. Koncentruje się na swojej pracy postanawiają przeprosić mężczyznę gdy wróci. Wiem, że ja i on mamy trochę racji. Mógłby być milszy, ale to mój szef. Nie mam na to wpływu. Jest taki młody, a taki ...lodowaty. Zamknięty na uczucia.
Może to właśnie to jest profesjonalizm. Wysłałam nadaną pocztę i Teraz biorę się za porządkowanie faktur. Skupiam na tym swoje myśli, aby nigdzie nie odbiegać. Wystarczy mi wrażeń na dzisiaj. Jeszcze dwie godziny do czwartej i pan Tomlinson wyjdzie pewnie do domu. Na pewno nie zabierze mnie ze sobą. Znając jego sympatię...Kręcę głową i odkładam fakturę. Mąż po mnie przyjedzie. Nie muszę się o to martwić. Zegar tyka nad moją głową. Telefon co chwila dzwoni, a ja staram się wyrabiać w umawianiu spotkań i udzielaniu informacji. Gdzie on do cholery jest?!  Poleciał do Tokio na ten lunch?
Denerwuję się odkładając telefon. Wchodzi do środka z dwoma mężczyznami. Przez chwilę dyskutują o czymś na środku holu. Wstaję, gdy przechodzi obok mojego biurka i mocno zagryzam wargę czując zdenerwowanie.
Masz wszystkiego pod dostatkiem
A twoje czyny są wyraźniejsze niż słowa
- Możesz wykasować trzy spotkania. Załatwiłem je. Moore, Sandler i pan Matt Edwards - rzuca sucho nawet na mnie nie patrząc.
- Tak proszę pana - mówię na wydechu.
- Kończysz za półtorej godziny - zerka na zegarek i mruczy coś pod nosem. - Ile zostało spotkań? Dzwonił ktoś z Interprice Holdings?
- Dzwoniła jedynie pani Brooks. Prosiła by się pan z nią skontaktował.
Kiwa głową i bierze ode mnie notatkę z numerem telefonu. Kieruje się do gabinetu, ale zawraca.
- Jeśli zadzwonią stamtąd, od razu mnie przekieruj. Nie ważne, czy dzisiaj, czy jutro, tak? - patrzy na mnie magnetycznie, chłodnym spojrzeniem.
- Oczywiście. - kiwam głową.
Brunet stuka palcami o kontuar i przygryza wargę. Jednak nic nie mówi, tylko odchodzi wracając do swojego gabinetu. Siadam, biorąc głęboki oddech.
Gdy jest za pięć czwarta,  staję pod drzwiami jego biura i niepewnie pukam.
- Proszę - słyszę odpowiedź. Naciskam klamkę i wchodzę do środka. Szef siedzi za stertą dokumentów.
- Chciałam tylko.... Zaprosił mnie pan na lunch, a ja zachowałam się bardzo źle więc.. przepraszam - nerwowo staję z nogi na nogę.
Podnosi na mnie wzrok, po czym opiera się wygodniej w fotelu. Milczy, co jest krępujące. Cały czas na mnie patrzy. Czuję się nie komfortowo.
- Możesz wracać do domu - mówi cicho i pochyla się nad dokumentami. - Tylko to był ostatni raz.
- Umówiłam się z Niallem na piątą, więc zostanę jeszcze chwile. - odpowiadam i szybko wycofuję się.
Wracam do swojego biurka. W porządku. Może sytuacja została załagodzona. Tata Nialla nie jest jego biologicznym ojcem. Sam miał 21 lat, gdy go adoptował. Mój mąż miał wtedy 11.
Nigdy nie pytałam Nialla o jego rodzinę. Wiedziałam tylko tyle ile chciał mi powiedzieć.
Nie narzucałam się. Jeśli chcę o czymś wspomnieć, to to zrobi. Nie naciskam.
Jest za pięć piąta, a Louis jeszcze nie wyszedł. Pewnie musi zostać dłużej. Chowam wszystko i i wyłączam komputer.
Wstaję, aby zebrać rzeczy do torebki. W sumie dzień nie skończył się tak tragicznie. Zawsze mogło być gorzej. Mógł mnie na przykład zwolnić. Tego bym nie chciała. Jesteśmy jak ogień i woda...
Nie mogę narzekać. Podchodzę do szafy i wyciągam płaszcz. Wkładam na ramiona niebieski materiał, a potem zapinam guziki. Telefon w mojej kieszeni wibruję i wiem, że Niall czeka już na dole. Biorę torebkę, ostatni raz zerkając na zamknięte drzwi od gabinetu. Później wychodzę.
~~~~~~*~~~~~~~
Cześć. Witam w 1 rozdziale. Jak uprzedzałam to opowiadanie
będzie miało dużo scen.
Jeśli czytacie to zostawcie komentarz. To wy motywujecie
do dalszej pracy :)
Mam pytanie. Jeśli ktoś jest chętny i może powysyłać na TT paru osobom link, to będziemy
wdzięczne, dobrze? Proszę.
~A&K

18 komentarzy:

  1. Jaki on chłodny o matko ;o
    Podziwiam Lai że wytrzymuje...
    Ściskam
    You Belong With Me

    Ps Czekam na nowy rozdział Night in Paris <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Jaki on taki zimny,ale juz mi sie podoba :D Zapraszam do mnie ↓
    http://twogangstwoworldsharrystylesff.blogspot.com/?m=1

    OdpowiedzUsuń
  3. świetny <3 ja mogę powysyłać wszędzie gdzie się da to jest szybciutko i nic wielkiego a czyni tak wiele <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Zaczyna się fajnie i z pewnoscią dalej tak bedzie
    Życzę weny :D !

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetny rozdział ! Na początku nie mogłam się połapać kto jest kim, ale później mnie olśniło :D
    Pozdrawiam - @zosia_official

    OdpowiedzUsuń
  6. Hajo!
    Zostałaś nominowana do Liebster Blogger Award!
    Więcej informacji na: http://hs-fanfiction.blogspot.com/2015/01/liebster-blogger-award.html

    NX

    OdpowiedzUsuń
  7. Zapowiada się niesamowicie. Już nie mogę doczekać się następnego rozdziału.

    OdpowiedzUsuń
  8. Super, czekam na kolejny xx

    OdpowiedzUsuń
  9. O tak. Takie akcje lubię.
    Idealnie wszytko opisane, tak jak powinno być.
    Nie pozostaje mi nic innego jak zabrać się za dalsze czytanie.

    Pozdrawiam :)
    http://anja-sora.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń